Rozdział 54

712 44 220
                                    

*Perspektywa Rose*

Tydzień w szpitalu minął dość szybko. Cały czas był przy mnie Cris i któryś z przyjaciół, ponieważ w sali oprócz mnie, mogły być tylko dwie osoby. Chłopak wychodził jedynie raz, w godzinach popołudniowych, na obiad i można powiedzieć, iż był do tego zmuszany. W tym czasie odwiedzali mnie Zayn z Marie.

Brat Louisa jest nawet spoko. Opowiedział mi on całą ich historię. Wiedziałam, iż z Christiana było niezłe ziółko, ale nie spodziewałam się, że aż takie. Cieszę się, iż chłopak tak bardzo zmienił się przez te kilka lat. Z Marie, również dobrze się dogadujemy. Jest ona tak pozytywną osobą, że każdemu poprawi humor.

Dziękuję Bogu, za to, że ich mam. Wiele razy ratowali mi życie, nigdy nie będę w stanie się im za to odwdzięczyć. Dobrze, iż przyjaźń nie wymaga zapłaty, inaczej byłabym już bankrutem. Chociaż gdybym miała wybierać, to oczywiście wybrałabym ich.

- Jak tam, już spakowana? - pyta Cris, wchodząc do sali.

- Kilka minut temu skończyłam - odpowiadam - mam też już wszystkie recepty, diety i zalecenia, więc możemy już iść.

Wstaję powoli z łóżka, mam trochę więcej siły niż ostatnio. Nawet udało mi się przytyć trzy kilo, ale i tak brakuje jeszcze około dziesięciu. Gdy schylam się po torbę, zostaję delikatnie odsunięta i inna ręka sięga bagaż.

- No chyba nie myślałaś, iż pozwolę Ci to nieść. Może skarbie jest z Tobą lepiej, ale przy mnie, nie będziesz nic dźwigać. Ja tu od tego jestem. - Uśmiecha się, bierze mnie za rękę i wychodzimy.

Po drodze żegnam się jeszcze z personelem. Dość dobrze ich poznałam, w końcu to trzecia moja wizyta w ciągu kilku miesięcy.

W trakcie pobytu odwiedziłam Nialla. Chłopakowi nadal się nie poprawiło. Załatwiłam mu więc miejsce w specjalistycznej klinice, która zajmuje się leczeniem takich przypadków. Na szczęście znajduje się ona w Nowym Jorku i jego narzeczona nie musi daleko dojeżdżać. W końcu to przeze mnie odniósł te obrażenia. Czuję, że byłam mu to winna.

Po czterdziestu minutach jesteśmy na miejscu. Jedziemy windą do mieszkania. Cris otwiera drzwi i przepuszcza mnie przed sobą. Wchodzę powoli do środka, jest południe, a w środku panuje półmrok, dziwne. Miałam zamiar iść do sypialni, ale chłopak łapie mnie za rękę i ciągnie do salonu. Nagle zapala się światło i słychać krzyk.

- Witaj w domu Rosalie!!!

Rozglądam się po pomieszczeniu. Są tutaj wszyscy, na których mi zależy. Alice stoi koło Lou z wielkim bukietem kwiatów. Obok nich Zayn i Marie trzymają ogromny kosz ze słodyczami. Po ich bokach Erik z Alexem mają transparent z napisem: "Witaj w domu!!! ♥". Z tyłu stoi również Sara z jakąś sporą paczką.

- A to ode mnie - odzywa się Christian i podaje mi małą paczkę.

Otwieram ją szybko, w środku znajduje się przepiękny naszyjnik w kształcie serca.

- Wiem, że nie zdejmujesz tamtego łańcuszka, dlatego wziąłem podobny, abyś mogła nosić oba jednocześnie. - Uśmiecham się do niego. - Jak długo będziesz go nosić, możesz mieć pewność, iż zawsze i wszędzie Cię znajdę - szepcze mi do ucha chłopak, zapinając mi go na szyi.

Następnie podchodzi reszta i zamykają mnie w zbiorowym przytulasie. Mogłoby być tak wiecznie. Taki spokój i szczęście.

- Bardzo się cieszymy, że już jesteś z nami - odzywa się Alice.

- Strasznie tęskniliśmy za Tobą - dodaje Lou.

- Brakowało nam Ciebie - mówią jednocześnie Erik z Alexem i wybuchają śmiechem.

Będziesz Moja!!!Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz