...(50)...

2.1K 118 217
                                    

...(Anastazja)...

Ten tydzień minął niezwykle szybko. Razem z Leo przez większość czasu siedzieliśmy w moim pokoju, ewentualnie gdy Maja i Charls przychodzili do nas jakimś cudem zawsze wyciągali nas do ludzi.

Najbardziej uprzykrzającymi mi życie osobami stali się Aleks i mama. Mój kochany braciszek pilnował abyśmy nie siedzieli u siebie za długo. Maksymalnie dawał nam czas do wpół do jedenastej. Chociaż czasem już o wcześniejszych godzinach zaczynał do nas przychodzić i wypraszać Leo. Myślicie pewnie, czemu się nie zamkniemy w pokoju i po prostu go nie zignorujemy? Otóż już tego próbowaliśmy, ale wtedy do gry wkraczała moja przewrażliwiona rodzicielka. Pukała w moje drzwi tak długo aż nie zechcieliśmy jej otworzyć. I wtedy zaczynała mnie wyzywać, a Leo nie chcąc wtrącać się i pogarszać sprawy wychodził z mojej sypialni i wracał do swojej. Powoli miałam ich dość, chociaż i tak cieszę się, że nie ma tu mojego taty, wtedy to dopiero byłoby piekło. Najprawdopodobniej Leo nie miałby prawa mnie po pierwsze dotykać, po drugie całować i po trzecie patrzeć na mnie dłużej niż pięć sekund. Moja rodzina zdecydowanie przesadzała. Rozumiem, że mogą się martwić ale nic nie usprawiedliwia robienia takich bezsensownych szopek! Po za tym, już dobrze poznali Leo i chyba nie powinni się martwić, że mnie skrzywdzi.

Aktualnie nie miałam ochoty kłócić się z kimkolwiek i psuć atmosfery kiedy jeszcze jest tu Leondre. Miałam zamiar z nimi wszystkimi porozmawiać dopiero jak chłopak sobie pojedzie.

Wracając, była niedziela, co wiązało się z wyjazdem Leo do domu. Bardzo mi było smutno, zwłaszcza dlatego, że z pewnością nie zobaczymy się przez długi okres czasu. Jako, że Leo był chłopakiem (no szok), byłam trochę zmartwiona tym, że będzie sam, beze mnie i mojej kontroli. Nie żebym mu nie ufała, ale... On może mieć prawie każdą. Wiele dziewczyn, w większości mam na myśli jego fanki, zrobiłyby wszystko aby się do niego zbliżyć i na jedno skinienie palca, klęczałyby u jego stóp. To normalne, że się martwię nie?

- O czym myślisz? - zapytał mnie Leo, który leżał obok mnie na łóżku podczas gdy czytałam książkę.

- O niczym. - burknęłam.

- Jesteś pewna? Czytasz tą samą stronę od dziesięciu minut. - mruknął z delikatnym uśmiechem na twarzy.

- Serio? - parsknęłam śmiechem i odłożyłam książkę na bok.

- No to o czym myślałaś? - zapytał i chwycił kosmyk moich włosów bawiąc się nim.

- O tym, że niedługo jedziesz i będzie mi cię brakować. - westchnęłam uśmiechając się krzywo do niego.

- Nie musisz się tym teraz zadręczać, przecież jeszcze tutaj jestem. - powiedział natychmiast przytulając się do mnie.

- Mhm... - mruknęłam odwzajemniając ten gest.

Leżeliśmy w takiej pozycji z dobre pięć minut, aż w końcu stwierdziliśmy, że to trochę niewygodne i odsunęliśmy się od siebie na odpowiednią odległość. Milczeliśmy wpatrując się sobie w oczy. To nie było niezręczne, tylko przyjemne uczucie, takiej wspaniałej, łączącej nas bliskości.

- Mamy jeszcze godzinę. - westchnął spoglądając na zegarek w telefonie. - Co robimy?

- Poleżmy sobie tak jeszcze... - mruknęłam cicho w odpowiedzi.

Chłopak uśmiechnął się i chwycił mnie za rękę. Leżeliśmy bezczynnie, w ciszy, delektując się swoją obecnością. W końcu ktoś wszedł do pokoju, ale nie miałam ochoty spojrzeć przez ramię kto to, a Leondre też był zbyt leniwy na taki ruch, więc obydwaj czekaliśmy aż ta osoba zechce się odzywać.

FRIENDZONE [PL] - L.D. 1&2&3 [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz