...(61)...

1.3K 110 161
                                    

...(Leondre)...

Resztę czasu spędziliśmy w ciszy. Czasem miałem ochotę się odezwać, ale Nasta mnie zbywała. Paręnaście minut przed przyjazdem mojego brata, który spóźnił się o około dwie godziny, zeszliśmy na dół i oddaliśmy klucze do recepcji. Razem z walizkami wyszliśmy na zewnątrz i tam czekaliśmy ostatnie minuty. Prawdopodobnie nasze ostatnie razem... Widząc nadjeżdżający, znajomy samochód, westchnąłem ciężko i chwyciłem walizkę Nasty podchodząc do bagażnika. Otworzyłem go i wpakowałem obydwa bagaże do środka. Anastazja usiadła w tym czasie na tylnym siedzeniu. Zamknąłem bagażnik i niechętnie wszedłem na siedzenie z przodu.

- No hej, jak tam było na wakacjach? - zapytał Ben uśmiechając się do nas przyjaźnie.

Posłałem mu krótkie, niezbyt przyjemne spojrzenie, na które natychmiast zmienił wyraz twarzy.

- Coś się stało? W sumie, trochę się zdziwiłem jak poprosiliście abym przyjechał po was. Przecież mogliście być dłużej. - powiedział, a ja odwróciłem głowę w inną stronę.

- Nic się nie stało. - powiedziałem równocześnie z Nastą.

Brat zmierzył nas obydwoje wzrokiem i ruszył, nie zadając żadnych pytań. Pierwsze pytanie nasunęło się dopiero po kilkunastu minutach podróży.

- Gdzie mam was zawieźć? - mruknął stając przed jakimś przejściem dla pieszych.

Zanim zdążyłem się odezwać, gdyż za bardzo byłem skupiony na pewnej obściskującej się parze na chodniku, wyręczyła mnie Anastazja.

- Lotnisko.

- Co? Gdzie? - odezwałem się natychmiast i odwróciłem się do siedzącej z tyłu dziewczyny. - Na lotnisko?!

- Tak, poprosiłam aby zawieźć mnie na lotnisko. Jakieś obiekcje? - burknęła, a mnie zatkało.

- A-ale już? Nie wrócisz nawet do nas do domu? Aby na tę parę godzin...

- Nie. - powiedziała stanowczym tonem.

Spojrzałem jej błagalnie w oczy, ale ona odwróciła wzrok i udawała, że widzi coś interesującego za oknem.

- Jasne... Więc na lotnisko... - rzekłem i usiadłem normalnie, opierając się łokciem o uwypuklone miejsce w drzwiach (idk how to explain it).

Ben nie odezwał się ani słowem, tylko natychmiast obrał inny kierunek. Trasa wiodąca prosto do Cardiff na lotnisko. Podczas jazdy, Nasta sprawdziła kiedy poleci najbliższy samolot do Poznania i zadzwoniła do rodziców. Rozmawiała z nimi spokojnie, ale nie umiałem stwierdzić o czym.

Polski to jednak pokręcony i bardzo niezrozumiały język...

Sam nie miałem przy sobie telefonu, więc nie wiedziałem co ze sobą zrobić. Bawiłem się rękami oraz swoją bluzą, starając się znaleźć w tym coś pociągającego i interesującego, ale na marne.

- Po drodze wstąpimy jeszcze do McDonald'a, bo trochę zgłodniałem. - mruknął Benjamin, a ja przytaknąłem.

- Nasta, co chcesz do jedzenia? - zapytałem.

- Dwie paczki frytek... Duże... - powiedziała, a ja uniosłem brew. - Jestem głodna! Nie gap się tak!

- Skąd ty wiesz jaką ja robię minę?!

- Istnieje takie coś jak lusterko debilu!

Ben parsknął śmiechem, a ja przewróciłem oczami. Po dłuższym czasie znaleźliśmy się pod McDonaldem.

- Dobra, zamów mi McWrap'a klasycznego, sześć sztuk nuggetsów z sosem śmietanowym i pepsi. - mruknął Ben dając mi swoją kasę. - Ja lecę na stacje, która jest tuż obok. Wrócę niedługo.

FRIENDZONE [PL] - L.D. 1&2&3 [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz