Budzik budzi mnie o tej co zawsze, czyli o 7.00. Idę wziąć prysznic. Maluje się lekko i ubieram czarne krótkie spodenki a do tego biała bokserka z napisem "bad girl". Schodzę na dół do kuchni na śniadanie i szykuje sobie tosty z serem. Kocham tosty. Wszystko popijam sokiem pomarańczowym, który tez kocham po czym kieruje się do pokoju matki. Nie wiem jak nazywać te kobietę matką po tym co zrobiła własnej córce... Podchodzę do jej drzwi i chwytam za klamke. Niestety drzwi są zamknięte. O ile dobrze pamiętam to ona klucz chowa zawsze w pokoju gościnnym pod doniczką na parapecie. I proszę, jednak się nie pomyliłam i jest tutaj gdzie zawsze był. Jaka moja matka jest głupia... Aha sory, to juz dla mnie obca kobieta a nie moja matka. Tym razem drzwi się otwierają, więc zaczynam przeskakiwać pokój. Otwieram szafe na ubrania i przekopuje wszystko w poszukiwaniu białej koperty, niestety jej tu nie ma. Szafka nocna tez jest pusta, tak jak komoda na przeciwko łóżka na której jest telewizor. Gdzie ona to schowała..? Sprawdzam pod łóżkiem i nie ma. Pod poduszką tez.
-Sprawdź pod telewizorem- podpowiada mój umysł. Podchodzę, przesówam i jest biała koperta! Sprawdzam czy suma się zgadza po czym postanawiam zrobić jej tutaj bałagan, aby się nie nudziła po powrocie do domu. Z szafy na ubrania wywalam całą jej zawartość to samo robię z resztą a łóżko obracam do góry nogami po czym wychodzę z pokoju. Idę po walizke a do czarnej nerki wkładam telefon, kasę i paszport. Zakładam czarne trampki na nogi i opuszczam dom nie zamykając za sobą drzwi. To juz nie mój dom i nie mój problem jak okradną ją. Kieruje się w stronę chatki a po 20min jestem na miejscu. Chłopaków jeszcze nie ma, więc siadam na kanapie i czekam na nich. Po kilku minutach są juz na miejscu i wbiegają do domu niczym banda dzikich słoni spłoszonych przez malutką myszkę.
-Ivy, co się stało i dlaczego kazałaś mi załatwić ci bilet do LA?!- pyta zdenerwowany i zaskoczony Edie.
-Bo wylatuje i przyszłam się pożegnać z wami- odpowiadam z lekkim uśmiechem bo chociaż nie pokazuje tego na twarzy to będę za nimi cholernie tęsknić.
-Jak to wylatujesz?!- wszyscy z otwartą buzią się mi przyglądają, więc zaczynam całą jakże ciekawą opowieść opowiadać.
-No to ci wspułczuje mieć taką pojebaną matkę jak twoja. Masz te bilety...- mówi podając mi je- ale masz dzwonić tak często jak będziesz mogła.- uśmiecha się i podchodzi przytulić.
-Będę dzwoniła codziennie, obiecuje. Tylko z innego numeru bo ten muszę zmienić.- mrucze pod nosem ale dosyć głośno bo chłopaki to usłyszeli i zaczęli się śmiać.
-Bądź grzeczna i ostrożna księżniczko.- Mówi Luki i daje mi buziaka w czoło po czym przytula.
-Ej ja zawsze jestem grzeczna i ostrożna.- oburzyłam się czym rozsmieszyłam chłopaków.
-Tak tak. Ale ze mną się jeszcze nie pożegnałaś.- Mówi z uśmiechem Alan. Jak mi będzie ich brakować...
-Nigdy bym o tobie nie zapomniała głupku.- odpowiadam i dostaje od niego po głowie.- Za co?!
-Za głupka.- wystawia mi język na co ja wybucham śmiechem bo to zabawnie wyglądało.
-Dobra chłopaki ja muszę spadać bo na lotnisko mam prawie godzinę jazdy a jest już..- spoglądam na zegarek i prawie zawału dostaje.- O kurwa! Jest juz jedenasta?!
-Jest dziesiątą a ten zegarek źle chodzi- chichocze Luki.
-To nie śmieszne. Ej... Odprowadzicie mnie na przystanek?- pytam z miną kota z shereka. To zawsze działa.
-Dobra, ale jak się kiedyś spotkamy stawiasz nam piwo.- mówi Edie
-Okej ale szybciej bo się spóźnię.- ponaglam ich za co dostaje kolejny wybuch śmiechu tych majacy. Kochanych pajacy.
CZYTASZ
Very bad girl
ActionIvy- zwykła nastolatka jakich wielu. Ma problemy, w końcu nie wytrzymuje i ucieka do Los Angeles. Tam poznaje nowych przyjaciół i strasznie się zmienia. Pytanie tylko czy na dobre?