Rozdział 3

477 37 4
                                    

Liam

- Dziadek jest na ćwiczeniach – oznajmiła pielęgniarka.

- W końcu udało się pani go zaprowadzić? – spytałem żartobliwie.

- Trwało to dość długo, ale tak podjęłam się wyzwania i zwyciężyłam – powiedziała z uśmiechem na twarzy.

- Poczekam na niego w ogrodzie.

- Dobrze, Liam – rzekła i zostawiła mnie samego na korytarzu.

Ruszyłem w stronę wyjścia, aby następnie znaleźć się w dużym, zielonym ogrodzie, który otacza z każdych stron ośrodek dla osób chorych na Alzcheimera, Parkinsona oraz inne choroby atakujące nasz umysł. Usiadłem na ławce i patrzyłem, jak pielęgniarki pomagają wychodzić „dziadkom" na zewnątrz. Przyglądałem się jak zachłystują się świerzym powietrzem, jak ronią, kiedy nikt nie patrzy łzę i starają się skupić na wszystkim tylko nie na tym, gdzie tak naprawdę zaprowadziła ich starość.

- Liam.

Głos dziadka wyrwał mnie jakby z głębokiego snu, którego jedynym objawem było głośne bicie mojego serca.

- Cześć, dziadku – powiedziałem patrząc jak podchodzi do mnie. Pomyślałem, że nowe leki pomagają, ale ciekawe na jak długo. – Jak się dziś czujesz?

- Dobrze, ale Mela zaciągnęła mnie za uszy do pokoju rehabilitacyjnego. Okropne to było przeżycie. Ona nie wie, że starszych ludzi trzeba...

- Oh, dziadku żarty ci się trzymają już od rana – wtrąciłem.

- Musiałeś po kimś odziedziczyć to lekkie podejście do życia – oznajmił i przygarnął moje ciało do swojego. Przytulił mnie, poklepał po plecach. – Dobrze, że jesteś ze mną chłopcze – szepnął.

Nastała cisza.

- Panie Peter czas na leki. – Usłyszałem delikatny głos pielęgniarki, a po chwili zobaczyłem jak wyłania się za drzewka, które rosło nie daleko ławki, przy której się znajdowaliśmy. – Leki – rzekła, a dziadek pokręcił głową.

Mela podeszła wręczyła mojemu staruszkowi leki i poczekała, aż grzecznie je połknie. Kiedy odeszła dziadziuś niczym małe dziecko wytknął w jej kierunku język. Uśmiechnęliśmy się, kiedy usłyszeliśmy obaj.

- Widziałam to.

- Wiedźma!- podniósł lekko głos dziadek.

- Też pana uwielbiam – wydusiła i pomachała do niego, a on odwzajemnił gest.

- Urocza osóbka – rzekł dziadek, a ja się roześmiałem. – Ale dość o mnie. Jak ty sobie radzisz synku?

- Muszę zacząć szukać nowego zajęcia. Harry mówi, że szukają do pracy w Mcdonald's i potrzebują ochroniarza w szkole tańca.

- Aż tak źle jest ci w kasynie? Czułem, że to nie jest praca dla ciebie – oznajmił dziadek.

- Nie o to chodzi. Wytrzymałbym, ale mają zamknąć kasyno ze względu na małą wydajność i w centrum chcą otworzyć większe. Nie znam się, ale pewnie tak będzie korzystniej dla właścicieli.

- Tak mi przykro, że musisz pogodzić...

- Dziadku poradzę sobie – wtrąciłem i spojrzałem na zegarek. – Muszę się zbierać. Postaram się przyjechać na kolację.

- Nie przejmuj się mną. Lepiej po pracy i zajęciach z tańca wracaj do domu – powiedział i złapał mnie za dłoń.

Skinąłem głową.


##  ## ##  ##

Zayn


- Nie wiem jeszcze, co zrobimy z kasynem. Byłem tam, ale nie robi na mnie dobrego wrażenia. Jeszcze to miejsce, które...

- Posłuchaj dobrze nam tam idzie – wtrącił się w moją wypowiedź.

- Chyba tobie z tego, co słyszałem – oznajmiłem, a on się spiął. Chyba poczuł się urażony, bo wstał z krzesła i ruszył w stronę wyjścia.

- Nie zamierzam tak z tobą rozmawiać – powiedział i wyszedł z gabinetu.

Sięgnąłem po telefon. Wykręciłem numer i wyczekiwałem sygnału.

- Słucham? – kobiecy głos odezwał się w słuchawce.

- Potrzebuje wykaz z banku – rzekłem dość opryskliwie.

- Panie Zayn zaraz na email podeślę. Odpowiada to panu? – spytała kulturalnie.

- Skąd wiedziałaś, że to ja?

- Nikt nie jest bardziej miły od pana – odpowiedziała ironicznie, ale lubiłem to w niej i czasem pozwalałem jej na więcej słów. – Zaraz wszystko będzie podesłane.

- Dziękuję, Ann.

Odłożyłem telefon i spojrzałem na zdjęcie rodziców stojące na biurku. Posmutniałem, ale szybko się otrząsnąłem i sięgnąłem po paczkę papierosów. Musiałem zapalić.

Wyszedłem na dwór.


   Pierwsze, co zrobiłem to zaciągnąłem się papierosem. Pamiętam, że kiedy pierwszy raz zrobiłem to za mocno zacząłem kaszleć, łzawiły mi oczy, a na wargach poczułem przyjemne ciepło to tak jak spotkanie z nim. Dość specyficzne, przypadkowe, a raczej mało przypadkowe spotkanie z chłopakiem, który od razu wywołał we mnie takie emocje, które dawno temu pogrzebałem w swoim wnętrzu.


Wszedłem do gabinetu Seth'a.

- Nie przeszkadzam ci? – spytałem sarkastycznie.

- Oczywiście, że nie. Nawet dobrze, że jesteś, bo chciałem cię przeprosić za moje poranne zachowanie. - Wysłuchałem go, a następnie rzuciłem na biurko dokumenty. - Co to?

- Kilka razy policja odwiedziła nasze kasyno. Nie wiedziałem, że podejrzewano nas o handel narkotykami i stręczycielstwo panienek oraz chłopców podstarzałym bogaczom.

- To przesadne podejrzenia i nie wyciągaj pochopnych wniosków – rzekł zbierając papiery ze stolika.

- Chcesz mnie oszukać?

- Ja? Jak możesz tak mówić? Dobrze wiesz, że jestem ci wdzięczny za pracę i udziały, które kiedyś stracił mój ojciec na rzecz twojego.

- Jesteś wdzięczny, a robisz ze mnie durnia – powiedziałem i postanowiłem opuścić pomieszczenie tak, jak on kilka godzin wcześniej. Opuściłem jego gabinet i wyszedłem z naszej, a raczej z mojej firmy.

Wsiadłem do samochodu. Popatrzyłem na Tom'a.

- Jedź do kasyna na ul. Petru.

- Masz jakieś konkretne zamiary wobec tego miejsca? – spytał ochroniarz, a ja skinąłem głową.

- Myślę, że spędzę dziś wieczór w tym kasynie i zobaczę jak sobie radzi Seth.

- A przy okazji może wpadniesz na tego chłopca. Jak on ma na imię?

- Liam – odpowiedziałem, a Tom'a subtelnie się uśmiechnął.

- Co? – spytałem wiedząc, co ma na myśli.

- Od kiedy pamiętasz imiona tych maluczkich?

- Przewidywalny jesteś – oznajmiłem przyjacielowi, ochroniarzowi i mojemu powiernikowi sekretów. – Od kiedy ci maluczcy wyglądają tak przystojnie, mają taki kolor oczu i ich usta wyglądają apetycznie – powiedziałem uśmiechając się do ochroniarza.


Niemoralna Propozycja / Immoral Offer   #ziamOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz