Rozdział 37.

2.2K 186 212
                                    

                                                                            Jungkook

Starałem się nie gapić na Jimina podczas gdy jego miękkie usta dosięgały słomki. Blondyn pił koktajl z lekkim uśmiechem, a gdy skrzyżowaliśmy się spojrzeniem, prawie się zakrztusił.

- Przepraszam - roześmiałem się cicho, ale tylko go tym rozgniewałem.

- Akurat, bo ci uwierzę że jest ci przykro - prychnął pod nosem, mrużąc swoje oczy. Był taki pociągający i zupełnie nie zdawał sobie z tego sprawy. Moje serce biło bardzo, bardzo szybko z powodu jego widoku.

- Jiminnie...- jęknąłem, przyciągając jego uwagę.- Ja tylko podziwiam twoje piękno.

Chłopak poczerwieniał na twarzy, a potem ukrył twarz w dłoniach. Przez chwilę starał się uciec ode mnie i stać się niewidzialnym, a gdy mu się nie udało, westchnął przeciągle.

- Co jest w bananach? - zapytał stanowczo, przyglądając się mojej reakcji.- Nie odpowiedziałeś, Kookie. Co tam jest, że wcześniej nie chciałeś żebym wziął koktajl?

- To samo co w gorzkiej czekoladzie - rzuciłem zdawkowo, a gdy na jego czole pojawiła się zmarszczka, dodałem spokojnie: - Naprawdę nie musisz wiedzieć.

- Ale chcę - zaprotestował nagle, patrząc na mnie prawie błagalnie.- No nie bądź taki i mi powiedz.

Uśmiechnąłem się tylko, upijając swój koktajl. Jimin patrzył na mnie gniewnie, ale już mnie nie prosił o odpowiedź. I tak mu ją dam, ale to później.

***

Spędziliśmy w kawiarence bardzo przyjemne chwile, a gdy wyszliśmy na zewnątrz, telefon blondyna zadzwonił. Popatrzyłem na jego zdumiony wyraz twarzy. Czyżby nawet nie był świadomy co nosi w plecaku?

- No odbierz, może to coś ważnego - westchnąłem, przeczesując swoje włosy.

- To na pewno mama - odpowiedział niepewnie, przyglądając się moim oczom.

- No to tym bardziej odbierz, Jimin- ssi - mruknąłem, ponaglając go ruchem dłoni.- No dalej.

Jimin ociągał się, ale w końcu wygrzebał urządzenie i przyłożył do ucha. 

- Tak, mamo? - zapytał, a potem popatrzył gdzieś przed siebie.

Obserwowałem każdy jego gest i wyraz twarzy, ale się upewnić czy wszystko z nim w porządku. Dobrze pamiętałem jego nadopiekuńczą mamę, która nieustannie mu nadskakiwała. No, ale chciała dobrze. Nie mogła przecież świadomie niszczyć jego szczęścia. Gdybym choć raz moja mama była wobec mnie taka jak jego...

- Dobrze, nie ma problemu - odpowiedział, a potem się rozłączył.

Spojrzałem w oczy blondyna, oczekując wieści.

- No i? O co chodzi?

Jimin westchnął, pokazując mi ręką żebyśmy ruszyli dalej. Bez protestu zgodziłem się, idąc tuż obok niego.

- Nasza gospodyni nagle się rozchorowała i nie zdążyła wyprać ubrań. Mama poprosiła mnie żebym ja to zrobił - wyjaśnił szczegółowo, a potem na mnie spojrzał.- Więc...nasza lekcja musi zaczekać.

Uniosłem brwi, a potem pokręciłem głową.

- Tak? Jesteś tego pewny, Jiminnie?

Chłopak rzucił mi zdumione spojrzenie, a ja tylko się uśmiechnąłem.

***

- Zobacz, ile tego jest - powiedział, stając na środku łazienki i wskazując mi kosz pełen brudnych ubrań.- Muszę to...

Zabierz mnie stąd...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz