No more secrets.{29}

5.3K 272 220
                                    

-C... Co? - Nie wierzyłem w to, co słyszę.

-Jug, ja nigdy nie przestałam cię kochać. Nie wiem, czy kiedykolwiek dam radę przestać. Wiem, że może teraz pomyślisz sobie, że znów cię oszukuję. Znów cię chcę zranić. - Jej oczy się zaszkliły. - Ale to prawda. Kocham cię. I nic tego nie zmieni. Nawet jeśli ty już przestałeś to do mnie czuć... Ja będę cię kochała zawsze.

Na chwilę zapadła cisza.

-Skoro mnie kochasz... To dlaczego...

-Bo się przestraszyłam. - Przerwała mi szybko. - Przestraszyłam się, że mogę cię zranić. Że stanę się potworem. Takim jak Steve.

Zmarszczyłem brwi.

-O czym ty mówisz?

-Jug, pamiętasz ten pierwszy raz, kiedy byliśmy u ciebie i... No wiesz?

-No tak. Ale co... Ja zrobiłem coś źle?

-Nie! Nie. Właśnie chodzi o to, że wszystko było idealne, a ja to popsułam. - Objęła kolana dłońmi. Wyglądała tak niewinnie...

-Betty, chyba nie nadążam za twoim tokiem myślenia.

-Wtedy... Kiedy zaczęłam ci rozkazywać. Przestałam się kontrolować. To nie było dla mnie normalne, Jug... Zaczęłam zachowywać się jak Steve. - Wyszeptała i łzy pociekły jej na policzki. - Czytałam, że to się zdarza. Ofiary upodabniają się do oprawców... I same się nimi stają. Nie chciałam cię skrzywdzić. Bałam się, że stanę się potworem i zrobię ci coś strasznego. A za bardzo mi na tobie zależało, żeby do tego dopuścić!

-Czemu mi nie powiedziałaś prawdy? - Przysunąłem się do niej trochę bliżej.

-Bo uznałam, że tak będzie łatwiej. - Pociągnęła nosem. - Że łatwiej ci będzie przestać kogoś kochać, kto przestał czuć to samo do ciebie. On zabrał mi wszystko. - Rozpłakała się nagle zupełnie. - Zranił mnie psychicznie i fizycznie. Zabrał miłość. Zniszczył mnie doszczętnie! - Przysunąłem się do niej i objąłem ramionami.

-Betts, nie możesz się poddawać. - Wyszeptałem w jej włosy. - Może kiedyś ktoś jeszcze cię pokocha. - Poczułem, że cała się spięła. Przesunąłem nosem po jej szczęce. - Może jeszcze kiedyś ktoś doceni to, kim jesteś. I będzie cię za to zawsze kochał. - Zadrżała pod wpływem mojego oddechu na jej szyi. - A może już tak jest. - Odsunąłem się od niej.

-Jughead... - Szepnęła. - Nie oczekuję, że mi wybaczysz. Że będziesz chciał to wszystko odbudować. Nie wiem nawet, czy bylibyśmy w stanie to zrobić.

-Betts. Musisz zrozumieć jedną rzecz. Ja nigdy nie przestałem cię kochać. Chciałem. Oj, chciałem. Uwierz mi. W pewnym momencie nawet pragnąłem mieć jakiś uraz czaszki powodujący amnezję. Ale nigdy nie przestałem tego do ciebie czuć. Kocham cię. - Mruknąłem cicho i dotknąłem jej policzka.

-Jug... - Zdjęła moje palce z twarzy i odsłoniła mój nadgarstek. - Nie wiem, czy kiedykolwiek wybaczę sobie to, co przeze mnie sobie zrobiłeś.

-Betty... - Chciałem wyszarpnąć dłoń, ale miała żelazny uścisk.

-Poczekaj, Jug. - Znalazła zapięcie bandaża i zaczęła go odwijać. - Spokojnie. - Położyła mi dłoń na klatce piersiowej. Unormowałem oddech.

Kiedy ona dotykała mojej ręki, prawie nie czułem bólu. Wprawdzie od paru dni nie pojawiło się tam żadne nowe nacięcie, ale te, które popękały, bolały niemiłosiernie.

Odsłoniła zupełnie mój nadgarstek i wstrzymała oddech, wstrząśnięta widokiem.

-O mój Boże, Juggie... - Łzy znów zakręciły jej się w oczach.

-To nic. - Znów chciałem jej zabrać rękę, ale znowu mi nie pozwoliła.

-Jug... Obiecaj mi, że więcej tego nie zrobisz. Że nie będziesz się krzywdzić. Błagam cię. Obiecaj mi to.

Milczałem chwilę.

-Obiecuję. - Powiedziałem cicho.

-Powinniśmy z tym pójść do lekarza. Odkaziłby ci to i...

-Nie. Nie, Betty. Sam dam sobie radę.

-To przynajmniej pozwól mi to przemyć. Pójdę po apteczkę... Poczekaj chwilę! - Zeskoczyła z łóżka i wybiegła z pokoju, a ja rozłożyłem się na pościeli. Dłonie położyłem na brzuchu.

-Nie mówiłam ci, żebyś rozwalał się na całym moim łóżku. - Usłyszałem nad sobą.

-Jakie to szczęście, że ja nie stosuję się do pani nakazów, pani Cooper. - Podniosłem głowę i zobaczyłem, jak się uśmiecha i siada mi na udach. - Co robisz? - Uniosłem się na łokciach.

-Skoro nie mam nigdzie indziej miejsca... - Wzruszyła ramionami, uśmiechając się złośliwie i wzięła do ręki gazik. - Daj tą rękę. - Wystawiłem niechętnie tą, która była odsłonięta. - Będzie bolało. - Ostrzegła.

-Tak, wiem to dobrze. - Zacisnąłem zęby i przygotowałem się na pieczenie. Niestety, tego nie dało się ominąć. Ale szczerze powiedziawszy, skupiałem się bardziej na tyłku Betty na moich udach, który od czasu do czasu przesuwał się po moich wrażliwych sferach. Bardzo nie chciałem przypominać sobie tego, co robiliśmy u mnie, ale coś nie dawałem rady. Kiedy Betty zabrała się za odwijanie bandaża u mojej drugiej ręki, skupiłem się tak mocno jak tylko mogłem na żyrandolu nade mną. "Nie myśl o seksie, nie myśl o seksie, nie myśl..."

-O czym myślisz? - Zagadnęła Betty, a ja spaliłem buraka.

-O s... O s-sporcie. - Jestem kretynem. Zobaczyłem, że dziewczyna lekko się uśmiecha.

-Jakiego rodzaju?

-No wiesz... - Zacząłem. - Jest tam dwóch zawodników...

-Są piłki?

Spojrzałem na jej piersi i zaśmiałem się. - Tak.

-Jug, jesteś zbokiem.

-No co? Chodziło mi o tenis. - Wydąłem obrażony usta.

-Tak tak tak. Oczywiście. Skończyłam. - Powiedziała i podniosła moją obandażowaną dłoń do ust i lekko ją pocałowała. - Poczekaj. Przemyję ci jeszcze te na twarzy. - Przesunęła się po moim ciele bliżej i siedziała teraz na klatce piersiowej.

-Powietrza... - Wystawiłem język i zacząłem dyszeć.

-Nikt ci nie kazał rozwalać się na całej powierzchni użytkowej mojego łóżka!

-Błagam cię. Obok mnie mogłabyś się zmieścić ty i twoja nieistniejąca siostra bliźniaczka! I nadal byłoby dużo miejsca.

-Nie narzekaj, Jug. - Dotknęła wacikiem mojej wargi. - Nie boli cię głowa? Byłam pewna, że po tym ciosie, jaki ci zafundował Steve, zemdlejesz. A ty jak gdyby nigdy nic go zaatakowałeś. I to jeszcze gołymi rękami!

-Jesteś pod wrażeniem, maleńka? - Uśmiechnąłem się uwodzicielsko i zaraz syknąłem z bólu, bo Betty zaczęła przemywać mi łuk brwiowy.

-Przepraszam. Ale muszę to zrobić...

-Spokojnie. - Mruknąłem. - Jestem twardy.

-Czułam. - Uśmiechnęła się kpiąco, a na moją twarz wstąpił rumieniec. Nie myśląc długo, złapałem ją w pasie i przekręciłem na plecy. Teraz to ja leżałem na niej.

-Nie pogrywaj sobie ze mną, Betts. - Wyszeptałam, zasysając jej skórę na szyi. Jęknęła głucho.

-Jughead... - Spojrzałem w jej twarz. Poczułem dłonie we włosach.

-Nie chcesz mnie?

-Nie! Oczywiście, że nie. Nie o to chodzi. Po prostu... Pamiętasz, co ci o sobie mówiłam? - Wymamrotała, ciągnąc mnie do góry i chowając twarz w zagłębieniu mojej szyi. - Boję się siebie. Do czego jestem zdolna.

-Ale ja się ciebie nie boję. - Odsunąłem ją trochę od siebie i pocałowałem. Najpierw delikatnie, ale kiedy oddała pocałunek, nabrał on namiętności. Miałem ochotę robić to wiecznie. Zapomniałem w tej chwili o bólu. O poranionych nadgarstkach. O zerwanych obietnicach. W tym momencie liczyła się dla mnie tylko Betty. Dziewczyna, która zaprowadziła mnie do piekła i przyprowadziła z powrotem do nieba.

Dark souls // BugheadOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz