I'm so sorry. {6}

6.5K 341 80
                                    

Nie opierała się, kiedy prowadziłem ją korytarzem aż do Blue&Gold. Dopiero kiedy tam się znaleźliśmy, puściłem jej dłoń i wskazałem nieśmiało na fotel. Dziewczyna posłusznie usiadła.

-Nic ci nie jest?

Lekko pokręciła głową, cały czas w szoku.

-Betts. - Podszedłem do niej powoli, tak żeby jej nie przestraszyć, i kucnąłem przy siedzeniu. - Widziałem, co się z tobą działo, kiedy cię złapał. Jesteś pewna, że na pewno wszystko jest okej? - Blondynka schowała twarz w dłoniach, ale po chwili spojrzała się na mnie z ledwo powstrzymywanymi łzami.

-A czemu cię to w ogóle obchodzi? - Wyszeptała jadowicie. - Przecież uważasz tak samo jak on. Dla ciebie też jestem tylko głupią dziwką. Czemu się do niego nie przyłączyłeś?

Milczałem przez chwilę, wściekły na Reggiego i siebie.

-Betts. - Zacząłem powoli. - Jestem idiotą. Imbecylem. Chujem. Kurewską świnią bez serca. - Zobaczyłem, że lekko drgnęła jej warga. - Ale musisz mi uwierzyć, że pożałowałem tych słów kiedy tylko je wypowiedziałem. Przepraszam. Nic mnie nie usprawiedliwia. Byłem wtedy wściekły. Bardziej na moją osobę niż na kogokolwiek innego. Próbowałem przekonać samego siebie, że jesteś mi obojętna i oczywiście zjebałem na całej linii. Jak zwykle. Więc nie będę miał do ciebie pretensji, jeśli po prostu wyjdziesz i już nie będziesz chciała mieć ze mną nic wspólnego. - Przez cały mój wywód patrzyła mi badawczo w oczy. Kiedy skończyłem mówić, zapadła długa cisza. W końcu wstałem i skierowałem się w stronę drzwi, zrezygnowany. Poczułem jednak ciepłą dłoń łapiącą za moje ramię.

-Poczekaj. - Usłyszałem obok siebie i odwróciłem się w jej stronę. Stała blisko. Bliżej niż kiedykolwiek. Gdyby była mojego wzrostu, stykalibyśmy się nosami. Patrzyła się na mnie, zadzierając głowę w górę. Przełknąłem ślinę, czując gulę w gardle. Pewnie teraz mi wygarnie. - Dziękuję ci za uratowanie mnie przed tą świnią. - Zupełnie zbiła mnie z tropu, kładąc mi dłoń na piersi. Byłem pewny, że czuje, jak przyspiesza mi serce. - Strasznie zabolało mnie to, co powiedziałeś rano. Tym bardziej, że myślałam, że jesteśmy na przyjacielskiej stopie. - Chciałem coś powiedzieć, ale mi nie pozwoliła. - Uznałam jednak, że jestem w stanie ci to wybaczyć. Nawet mnie zaczęło śmieszyć, że latałeś za mną jak zmarnowany piesek. - Uśmiechnąłem się lekko. Rzeczywiście, można było odnieść takie wrażenie. - No i obroniłeś mnie. Dziękuję ci.

-Właśnie... Przepraszam, że cię wtedy przytuliłem. - Spojrzała na mnie nierozumiejącym wzrokiem. - Po tym, jak mu przywaliłem. Zdaję sobie sprawę, że to była ostatnia rzecz, na którą miałaś w tamtej chwili ochotę, ale to był odruch i... - Położyła mi palec na ustach i uśmiechnęła się.

-Może cię zaskoczę, ale nawet mi to pomogło. - Wybauszyłem na nią oczy. - Nie wiem jak to wyjaśnić, ale po prostu czuję się bezpiecznie, kiedy mnie dotykasz. Szczególnie po takiej sytuacji. Nie czuję tego ogarniającego mnie zewsząd poczucia zagrożenia. Nawet moja mama tak na mnie nie działa.

Uśmiechnąłem się nieśmiało.

-Myślisz, że jest jakaś szansa, żeby to teraz powtórzyć? Przytulas na zgodę? Wyciągnąłem do niej powoli ramiona. Zawahała się przez chwilę, ale zaraz poczułem, jak się we mnie wtula. Ostrożnie położyłem dłonie na jej plecach.

Nie wiem, ile tak staliśmy, ale kiedy dziewczyna mnie puściła, zobaczyłem, że ma zaczerwienione oczy.

-Było aż tak źle?

-Nie. - Uśmiechnęła się. - Było tak dobrze.

•••

Kiedy skończyliśmy rozmawiać, zorientowałem się, że jest już dawno po dzwonku.

-Już nie opłaca nam się iść na tą ostatnią lekcję. Jak chcesz, możemy tu jeszcze chwilę posiedzieć, a potem zawiozę cię do domu. Tylko mam nadzieję, że dzisiaj wzięłaś jakąś grubszą kurtkę.

Uśmiechnęła się do mnie.

-Wzięłam, wzięłam, mamo.

-Ej! - Zaprotestowałem. - To, że nie chcę, żebyś się rozchorowała, nie znaczy, że jestem przesadnie opiekuńczy! Po prostu aż mi samemu było zimno, kiedy cię wczoraj zobaczyłem.

-To smutne. - Złożyła usta w podkówkę. - Zawsze moim marzeniem było, żeby na mój widok facetom robiło się gorąco. Widać coś jest ze mną nie tak. Albo nie! To pewnie ty jesteś jakiś dziwny.

Pogroziłem jej palcem.

-Strzelić ci jeszcze jedną gadkę o szalikach, kurtkach i czapkach?

-Wydaje mi się, że się bez tego obędę.

•••

Wychodziliśmy właśnie ze szkoły trochę przed dzwonkiem, bo nie miałem ochoty na konfrontację z jakimś następnym debilem. Dochodziliśmy już do mojego motocykla, kiedy usłyszałem za sobą wołanie Veronici.

-Jones, ty chuju! - Przewróciłem oczami.

-Właśnie. - Zaczęła Betty. - Veronica to tylko twoja przyjaciółka, czy coś więcej?

-Jezz, Betts. - Odwróciłem się w jej stronę. - Ronnie to moja jedyna i najlepsza przyjaciółka. Znamy się pięć lat i pokochaliśmy od pierwszego wejrzenia. Oczywiście w zupełnie nieromantyczny sposób. Jest dla mnie jak wkurzająca siostra. - W tej chwili dostałem od mojej "siostry" z pięści w ramię. Przewróciłem oczami.

-Czego chcesz, mała diablico?

-Czy możesz mi wyjaśnić, czemu złamałeś nos mojemu chłopakowi?

-To był twój chłopak? - Wtrąciła Betty.

-No, ja też uważam, że ma fatalny gust. - Za ten tekst znów dostałem w ramię. Jeśli brunetka uderzy jeszcze tak mniej więcej z dziesięć razy, to w końcu nabije mi siniaka. - No co? Taka prawda. Może Betty cię przekona, żebyś rzuciła tego mięśniaka o IQ mojej podeszwy od buta.

-Właśnie. - Veronica spojrzała na blondynkę. - Ile się przed tobą kajał, że wybaczyłaś mu ten tekst o dziwce?

-Latał za mną przez cały dzień, a potem przywalił twojemu chłopakowi w twarz w mojej obronie. Potem mnie jeszcze przeprosił. Uznałam, że boląca pięść to wystarczająca kara. - Wzruszyła ramionami.

-Poczekaj. Jughead poprzestawiał mu facjatę przez ciebie? - Dziewczyna chyba lekko się zaniepokoiła, ale kiwnęła głową. - A co dokładnie zrobił?

-No... Nazwał mnie kurwą. A potem złapał za ramię i nie chciał puścić.

Veronica spojrzała się na mnie i nagle rzuciła mi się na szyję.

-Masz rację, Jug. Pora wypierdolić tego chuja na zbity pysk. Już i tak mi się znudził. A tobie nic nie jest, Betty? - Spojrzała się na dziewczynę z troską.

-Nie. - Uśmiechnęła się lekko. - Jug mi pomógł.

-Naprawdę, dziewczyno. - Veronica podkręciła głową. - Nigdy bym nie pomyślała, że ten dupek bez serca zrobi coś takiego dla jakiejś osoby.

-Dla ciebie bym zrobił. - Sprostowałem.

-Ja to co innego. - Machnęła ręką. - ty zachowujesz się wobec mnie jak brat. Nie rozumiem, czemu nikt nie może tego zrozumieć. - Zaczęła się nagle żalić Betty. - Widzisz. Nie mogę mieć normalnego, zdrowego związku, bo wszyscy ci idioci są zazdrośni o Jugheada. Jeden z nich nawet postawił mi ultimatum. Albo on, albo Jug. - Uśmiechnąłem się kpiąco.

-I co wybrałaś?

-Widzisz, Betty. Chłopaka mogę zmienić w każdej chwili, a takiego pacana jak on nie znajdę długo. - Znów cios w ramię.

-Boże, Ronnie, jeszcze trochę i zacznę ci oddawać.

-Nie zaczniesz.

-Skąd niby wiesz?

-Słyszałam to już jakieś milion razy, a cały czas jestem cała i zdrowa. Może jesteś czasem chujem, ale nie tknąłbyś dziewczyny nawet palcem. - Spojrzałem się w tej chwili na Betty i zobaczyłem szeroki uśmiech wykwitający na jej twarzy.

Dark souls // BugheadOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz