You're my wonderwall. {55}

3.2K 209 60
                                    

-Jug! - Krzyknęłam oniemiała, patrząc się w jego oczy.

-Tak. Z tego, co mi się wydaje, to ja. - Zaszlochałam, ale tym razem ze szczęścia. Poczułam, że dłoń, którą cały czas trzymałam przy policzku, zaczyna mnie po nim głaskać. - Betts, co się dzieje? Gdzie ja jestem? Wydawało mi się, że kiedy następny raz się zobaczymy, sceneria będzie trochę inna. Bardziej... - Potoczył wkoło wzrokiem. - Niebiańska. - Uśmiechnęłam się przez łzy.

-No cóż, twoje przewidywania się nie sprawdziły. Nie jesteś jeszcze aniołem.

-Ale ty jesteś. - Wymruczał, patrząc w moje oczy. - Chodź tu do mnie. - Podniósł w górę ramiona, a ja ostrożnie, żeby nie dotknąć jego boku i nie poodłączać rurek powbijanych w jego nadgarstki, siadłam obok niego i pocałowałam lekko. - Nie musisz tak na mnie uważać. - Wyszeptał i przyciągnął mnie do siebie.

-Oh, Jug... - Wtuliłam się w jego szyję, zdając sobie sprawę, że moczę łzami jego szpitalną koszulę. - Jug... Tak się o ciebie bałam... Tak się bałam, że stracę i ciebie...

-No co ty. Co to byłby za duet detektywistyczny Tommy i Tuppence bez Tommiego? - Parsknęłam histerycznym śmiechem w jego szyję, a on zaczął mnie głaskać po plecach. - Ale, Betty... - Odsunął mnie lekko od siebie i spojrzał poważnie. - Tobie nic nie jest? Jak sobie z nim poradziłaś? Bo, szczerze powiedziawszy, niewiele pamiętam... - Zmarszczył brwi.

-Ja... - Nagle znów zabulgotało we mnie dojmujące poczucie winy. - Jughead, ja go zabiłam. - Powiedziałam ledwo słyszalnym szeptem. - Zabiłam swojego ojca.

-Jak? - Powiedział spokojnie, patrząc mi prosto w oczy.

-Jak to... Jak?

-Po prostu chcę wiedzieć, czy cierpiał dostatecznie mocno za to, co ci zrobił. - Rzucił sucho, a w jego oczach zapaliły się wojownicze ogniki.

-Ale, Jughead! Ty nic nie rozumiesz! Ja zabiłam człowieka!

-Jego nazywasz człowiekiem? A może obdarzasz też takim mianem świnie i krowy? Betts. Twoje poczucie winy, które zżera cię od środka, jest całkowicie bezzasadne. Wiesz o tym? Nic nie mogłaś poradzić na to, co zrobił twojej mamie. To był jej własny wybór, żeby tam zostać i przyjęła jego konsekwencje. To wszystko, co się dziś stało, to była wina tylko i wyłącznie jednej osoby. Która zginęła. Nikt cię nie obwinia, kochanie. Powinnaś przestać być w jednoosobowej mniejszości i przejść do naszego obozu.

-Aaaale, Jug. - Powiedziałam lekko rozhisteryzowanym tonem. - Najbardziej nie chodzi mi o sam fakt tego, że to zrobiłam, tylko tego, że sprawiło mi to przyjemność. Dziką przyjemność. Najpierw wbiłam mu widelec w szyję... Już wtedy go unieszkodliwiłam, Jug, ale i tak nie przestałam! Chciałam... Go zabić. Zniszczyć. Chciałam, żeby poczuł ból. I to właśnie jest złe! A co, jeśli zamieniam się w jakiegoś potwora?! A co, jeśli nie będę w stanie nad czymś takim zapanować?! A co, jeśli jestem taka sama jak on?!

-Betty. - Ostro przerwał mi Jughead. - Nie jesteś w niczym do niego podobna. W niczym. Pamiętasz, jak rozmawialiśmy kiedyś o zemście i dylematach moralnych z tym związanych? Pamiętasz, co ci powiedziałem i co powiedziałaś mi? - Pokiwałam powoli głową. - No właśnie, kochanie. Nie jesteś zła. - Złapał mój podbródek i zmusił do popatrzenia mu w oczy. - Nie jesteś zła. - Powtórzył. - Jesteś najwspanialszą, najmądrzejszą, najpiękniejszą kobietą na świecie. Kocham cię. Jesteś dobrą osobą, Betts. I nawet jeśli zabicie tego zwyrola sprawiło ci przyjemność... Wcale ci się nie dziwię. Przeszliśmy już przez tak wiele... Damy sobie radę i z tym. Chociaż wiem, jak będzie trudno. - Przytulił mnie do siebie kurczowo.

-Kocham cię. - Wyszeptałam z twarzą w jego koszuli.

-Ja ciebie bardziej.

-Chciałbyś. - Zachichotał.

-Betts, chciałabyś zostać moją żoną? - Powiedział po chwili zupełnie poważnie. Podniosłam się i spojrzałam na niego.

-Czy ty właśnie mi się oświadczyłeś, mimo, że mamy tylko osiemnaście lat, a dzisiaj rozegrała się tragedia mojego życia?

-Nie no, Betts, to było tylko takie luźne pytanie. Bo wiesz... Jak sobie pomyślę o przyszłości... To w jaki sposób bym nie patrzył, i tak widzę tam ciebie stojącą w centralnym miejscu i zasłaniającą wszystko inne. - Zaśmiałam się. - Po prostu zastanawiałem się, czy masz tak samo.

-Nie wyobrażam sobie, że mogłabym być z kimś innym niż z tobą, Juggie. - Dotknęłam jego policzka. - Bez ciebie byłabym tylko cieniem samej siebie, rozsypaną układanką, w której brakuje połowy puzzli... Więc odpowiedź na twoje pytanie brzmi tak. Mam tak samo. I właśnie przez to te godziny, kiedy nie wiedziałam, czy przeżyjesz, były najgorszymi w moim życiu. Boże, Jug! Ja byłam pewna, że już cię straciłam. Że już cię nigdy nie zobaczę... - Głos znów zaczął mi drżeć. - Że już nigdy cię nie przytulę... Nie porozmawiam... Nie powiem, że cię kocham...

-Już, ciii... - Jughead zaczął mnie uspokajająco głaskać po plecach. - Widzisz, jestem cały, z niewielkim ubytkiem w brzuchu. I obiecuję ci, że cię więcej nie opuszczę. Będziemy razem do końca świata i jeszcze dalej. - Parsknęłam śmiechem.

-Jak to jest, że jesteś jednocześnie taki słodki i głupi? - Poruszył sugestywnie brwiami.

-Zapomniałaś jeszcze dodać, że wyjątkowo przystojny.

-Oh tak, mój Romeo.

•••

-Betts, czy twoja mama... Przepraszam, że poruszam ten temat...

-Spokojnie, Juggie. - Powiedziałam, chociaż zadrżał mi głos. - Muszę... Muszę przez to przejść. Tylko... Brakuje mi jej. Nie minął jeszcze jeden dzień, a mi już jej brakuje.

-Nic dziwnego, kochanie. To przecież twoja mama. Coś ci powiedziała, no wiesz... W ogóle była przytomna? - Pokiwałam głową i w tej właśnie chwili przypomniałam sobie jej słowa.

-Jughead! Ona... Ona znalazła! Dowiedziała się, jak nazywa się nasz brat! To pewnie... To pewnie dlatego postanowił ją zabić. Może ją przyłapał...

-Betts, powiedziała ci, jak on się nazywa? - W głosie chłopaka wyczułam podniecenie.

-Mhm... Charles. Charles Smith. Smith to panieńskie nazwisko mojej mamy... Posłuchaj, Jug, musimy go znaleźć. Obiecałam mamie, że to zrobię i mu wszystko opowiem.

-Oczywiście, kochanie. - Pocałował mnie w czoło. - Załatwimy to, kiedy tylko stąd wyjdę. Ale... Mówiłaś o tym mojemu tacie?

-Nie... Szczerze mówiąc, zapomniałam. Za bardzo byłam przejęta tobą.

-To powiemy mu, jak przyjdzie. A właściwie... - Zmarszczył brwi. - Gdzie on jest? W ogóle był tutaj?

-Oczywiście, Jug. - Pogłaskałam go po ramieniu. - Pojechał ze wszystkimi do Pop's, bo chyba uznał, że zdechnieny tu z głodu.

-A ty coś jadłaś? - Pokręciłam głową. - To czemu też nie pojechałaś?

-Nie mogłabym cię zostawić. Twój tata powiedział, że coś mi przywiezie. Nie martw się.

-Nie martwię się, po prostu będę czuł się odrobinę winny, jeśli umrzesz z głodu w moich ramionach. To nie będzie w ogóle romantyczne.

-Kiedyś mi powiedziałeś, że w życiu nie wszystko musi być romantyczne, Juggiekins. A szczególnie seks pod prysznicem. - Chłopak rzucił tęsknym wzrokiem na moje ciało, a ja pocałowałam go delikatnie.

-Nawet o tym nie myśl, kochanie. Seksualne uniesienia zostawimy do tego czasu, aż przestaniesz być serem szwajcarskim.

-Ta perspektywa nie jest tak bardzo kusząca, bo wiem, że dotrzymasz słowa, a ja serem szwajcarskim będę jeszcze przez jakiś czas.

-To postaraj się zdrowieć szybko, bo nagle mogę zamienić się w wygłodniałą mysz i cię schrupać. - Ugryzłam go w ucho.

-Powiem ci szczerze, że nie miałbym nic przeciwko, Betts. Byłbym wtedy najszczęśliwszym serem na świecie. - Zaśmiałam się i przytuliłam do niego. Może jeszcze wszystko się ułoży.

Dark souls // BugheadOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz