My demons. {39}

4.2K 192 82
                                    

Nie. To niemożliwe. To z pewnością nie była moja przyjaciółka, która wtedy była w moim wieku. Ale ktoś do niej podobny. Ktoś z nią spokrewniony...

Nie zważając na godzinę, zadzwoniłem do Betty.

-Juggg... Wiesz, że jest trzecia?

-Tak, wiem. - Przerwałem jej ze zniecierpliwieniem. - Wiem, kto to. Wiem, kim jest ta kobieta.

•••

-Więc myślisz, że to matka Cheryl i Archiego? Że matka naszych przyjaciół pomagała w morderstwie?

-Betty, od początku wydawało mi się, że widzę w niej coś znajomego. A poza tym miała świetny motyw. Jej brat bliźniak, Clifford Blossom, został zastrzelony przez Black Hooda.

-No, tak, ale... - Zabrakło jej argumentów.

-Poza tym, patrząc na to wszystko z tak zupełnie obiektywnej strony: czy to jest tak niezrozumiałe i złe? - Dywagowałem.

Usłyszałem sapnięcie przez telefon.

-O czym ty mówisz?

-O tym, Betts, że... Ja ich rozumiem. - Przyznałem. - Może i nie powinienem i jest to złe i niemoralne, ale ich rozumiem. Ktoś odebrał im bliską osobę. Kogoś, kogo kochali. Ich zemsta jest uzasadniona.

-Jug... Co się stało? Czemu nagle wzięło cię na takie refleksje? - Powiedziała po chwili milczenia.

-Po prostu mając kolejny sen z serii: "giniesz na moich oczach" zaczynam myśleć o takich sprawach. - Przyznałem. - I kiedy pomyślę sobie, że ktoś, ktokolwiek oprócz samej ciebie próbowałby mi cię odebrać... Zrobić ci krzywdę, zabić cię... Zrobiłbym to samo. Nie wahałbym się.

-Juggie, wiesz, że nic mi nie grozi. - Powiedziała po chwili łagodnie.

-Tak. - Spiąłem się. - To... To wszystko przez te sny. Ja... Już dam ci spać. Kocham cię. Dobranoc.

-Ju... -Rozłączyłem się. Nagle poczułem, że powiedziałem za dużo. Że odsłoniłem przed nią swoją najmroczniejszą sferę, której ona nie aprobuje i której we mnie nie chce. I być może teraz nie będzie chciała też mnie...

•••

Minęło parę minut od mojej rozmowy z Betty a ja nie mogłem usnąć. Usiadłem więc w kuchni i zastanawiałem się, kiedy Betty ze mną zerwie. Czy jutro, czy może jeszcze chwilę poczeka.

Nagle usłyszałem dzwonek do drzwi. To mogła być tylko ona. Rzeczywiście, nie spodziewałem się jej tak szybko. Odetchnąłem, przygotowując się na złamanie serca i otworzyłem drzwi.

-Jug. - Ma jej twarzy majaczył mały uśmiech. Coś mi tu nie pasowało.

-Betty. Po co przyszłaś? - Nic nie mogłem poradzić na chłód w swoim głosie.

Zmarszczyła brwi.

-Tak nagle się rozłączyłeś, że nie dałeś mi nic powiedzieć.

-I to jest powód do nocnych przechadzek? To niebezpieczne. Mogłaś zadzwonić. - Założyłem ręce na piersi.

-Juggie, co się do cholery z tobą dzieje? - Drgnąłem na ostrą nutę w jej głosie. Przepchnęła się obok mnie do środka i zamknęła drzwi. Stanęła naprzeciwko mnie ze srogą miną. - Nie mam pojęcia, co ci się uroiło w tym pustym łbie, ale nie zamierzam pozwalać ci zachowywać się jak rasowy dupek. Kocham cię i nie mam zamiaru dopuścić do tego, że znów się przede mną zamkniesz. - Jej głos złagodniał. - Więc co masz mi do powiedzenia?

-Ja... Przepraszam. - Wydusiłem z siebie, zakrywając twarz rękami. - Ale myślałem, że przyszłaś ze mną zerwać i...

-Co?! Czemu miałabym z tobą zrywać? - Delikatnie zdjęła moje dłonie z twarzy, żeby popatrzeć mi w oczy.

-No bo... Po tym, co ci powiedziałem... O tym, że mógłbym kogoś zabić... Myślałem, że po prostu nie będziesz chciała mieć ze mną nic wspólnego.

-Kochanie. To się nazywa wyciąganie pochopnych wniosków. - Pogłaskała mnie po policzku. - Ja doskonale rozumiem twój punkt widzenia, Juggie. Jestem pokojową osobą, która nienawidzi przemocy, ale... Jeśli ktoś by cię skrzywdził - Zbliżyła się do mnie. - jeśli ktoś by cię mi odebrał... Chciałabym zrobić to samo. Zrobiłabym to samo. Tak naprawdę mimo naszych wszystkich przekonań dotyczących nieagresji i oddawania sprawiedliwości w ręce sądów... Kiedy chodzi o najbliższą nam osobę... To przestaje mieć znaczenie. Po prostu chcemy zemsty. To jest zapisane w naszych genach. Więc masz się tym nie przejmować, kochanie. I masz pamiętać, że cię kocham. A to znaczy, że nigdy nie zerwałabym z tobą z tak głupiego powodu. Dobrze?

-Dobrze. - Objąłem ją i schowałem twarz w jej włosach. Betty pogładziła mnie po karku.

-To co, Jug? - Spytała się po chwili. - Idziemy spać, a jutro zajmiemy się sprawą udziału Penelope Blossom w mordzie na mordercy?

Zaśmiałem się krótko.

-Twój plan brzmi idealnie.

•••

Dopiero kiedy położyliśmy się do łóżka, zorientowałem się, że jutro jest sobota.

-Ten tydzień minął nam jak w amoku. - Powiedziałem. - Pogodziliśmy się, przeżyliśmy swój pierwszy raz, rozwiązaliśmy problemy łóżkowe Ronnie i Archiego, dwa razy odwiedziliśmy dom, w którym ktoś został zamordowany, odkryliśmy powiązanie sprawy seryjnego mordercy i Owensa i w końcu jutro doprowadzimy ją do finiszu. A w dodatku w międzyczasie cały czas chodziliśmy do szkoły!

Betty zaśmiała się i przytuliła do mnie mocniej.

-Jesteśmy bardzo pracowitą parą, Watsonie.

-Wiesz, przemyślałem to. Nie nadaję się na tego dobrodusznego doktorka. - Powiedziałem.

-Nie przesadzaj. W serialu nie był taki zły.

-Ale wiesz, co mi w nim najbardziej przeszkadza?

-No, co?

-To, że był w zupełności hetero i miał żonę, co by znaczyło, że nie mógł być w związku z Holmesem.

-No to powinieneś o tym wcześniej pomyśleć, zanim zgodziłeś się na tę fuchę. - Zachichotała dziewczyna.

-Nie nie nie. Przekwalifikujmy się.

-Na kogo? Bonnie i Clyde'a? Mr&Mrs Smith?

-Nie e. - Pokręciłem głową. Może panna Marple i Herkules Poirot?

-Teraz zamiast do sir Doyle'a sięgamy do Agathy Christie? Przecież oni nawet nie występowali w tych samych książkach. I nie byli zbyt atrakcyjni.

-To nie gra dużej roli. - Machnąłem ręką. - Hipotetycznie, w innym wymiarze, mogliby się spotkać i w sobie zakochać.

-Ale Poirot w końcu ginie. - Przypomniała mi Betty.

-Wiem. - Przyznałem. - I to dlatego byłbym nim ja. Ty byś po mnie trochę porozpaczała i wróciła do robótek na drutach i rozwiązywania zagadek, a ja bez ciebie zwiądłbym niczym wyrwany kwiat.

-Wcale by tak nie było. To ja bym się załamała, bo nie byłoby wokoło mnie już osoby, którą najbardziej kocham i która mnie najbardziej denerwuje.

-Wiesz w ogóle, że moja ulubiona książka Christie nie jest z żadnym z tych słynnych bohaterów? - Zmieniłem temat.

-Naprawdę? A jaki ma tytuł?

-Tajemnica rezydencji Chimneys. Czy coś podobnego. Po prostu postacią główną był facet, który skończył jako szczęśliwie zakochany.

-U mnie to byłoby albo Rendez-vous ze śmiercią albo jedna z tych, w których występuje ta para detektywów... No właśnie! Po co nam panna Marple i Poirot! Będziemy Tommym i Tuppence!

-Zapomniałem o nich. - Przyznałem. - No dobra. Skoro po długich debatach ustaliliśmy, kim jesteśmy, to jutro na pewno żadna Penelope Blossom nam się nie oprze.

-Na pewno. - Powiedziała Betty. - Na pewno.

Dark souls // BugheadOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz