-Co?! Jak to?! - W głowie mi huczało i nie mogłam zebrać myśli, a histeryczny głos Jugheada mi w tym nie pomagał.
-Nie... Nie wiem. Ale jest tam. Do kurwy nędzy, czemu ona go w ogóle wpuściła do domu?! - Wybuchnęłam.
-Betts, spokojnie. Może wejdziemy i wszystkiego się dowiemy?... - Zaproponował ostrożnie chłopak, jakby bojąc się, że zaraz znów wybuchnę. Wzięłam parę głębokich oddechów i przyznałam mu rację.
Otworzyłam drzwi wejściowe, cały czas błagając, żeby to wszystko okazało się tylko okrutnym żartem. Tak. Żart stał na środku mojej kuchni, odwrócony plecami do drzwi. Kiedy jednak Jughead zatrzasnął je mocno, odwrócił się w naszym kierunku.
Ta znienawidzona twarz. Chyba najbardziej na świecie. Do Steve'a miałam nawet odrobinę cieplejsze uczucia, bo on krzywdził tylko mnie, a Hal Cooper również osobę, którą kocham. Uśmiechnął się szeroko, a ja zmartwiałam.
-O mój Boże, Elizabeth! Jak ja dawno cię nie widziałem! - Podszedł do mnie z otwartymi ramionami, ale ja instynktownie schowałam się za plecami Jugheada, który zastąpił ojcu drogę.
-Proszę się do niej nie zbliżać. - Wywarczał, patrząc na niego groźnie. Przytuliłam się do jego pleców.
-Przepraszam bardzo, ale czemu nie mogę się przywitać z własną córką? - Był taki spokojny. Taki miły. Prawie jak wtedy, kiedy dostałam od niego w twarz za obronę mamy.
-Juggie... Nie pozwól mu... Mnie dotknąć... - Wyszeptałam histerycznie i poczułam, że chłopak jeszcze bardziej się spiął.
-Czemu pan tu w ogóle jest?! Nie ma pan jakiegoś zakazu zbliżania, czy czegoś w tym stylu? - krzyknął agresywnie.
-Czemu miałbym mieć jakikolwiek zakaz? - Był cały czas taki spokojny. A mama nic nie mówiła.
-Bo jest pan pierdolonym świrem, ot co. - Powiedział dobitnie Jughead.
-Elizabeth, pozwolisz tak obrażać swojego ojca?
-Nie jesteś moim ojcem! - Wrzasnęłam, wychylając się odrobinę zza pleców mojego chłopaka. - Straciłeś to prawo już dawno temu! A Jug ma całkowitą rację. Mamo! Co on do cholery tu robi i czemu jeszcze nie zadzwoniłaś na policję?! - Byłam wściekła i przerażona.
-Betty... - Mama bezradnie załamała ręce. - Hal przyszedł tu... Przeprosić. - Zaczerpnęła głęboko powietrze. - I chciałby zacząć od nowa. Jestem... Jestem w stanie się na to zgodzić. - Przez chwilę myślałam, że jakieś styki w mojej głowie się przepaliły i słyszę błędny komunikat. Nie. Nie. Nie mogłam w to uwierzyć.
-Co ty pierdolisz, mamo?! - Krzyknęłam, zupełnie tracąc panowanie nad sobą. - Nie pamiętasz, co on ci zrobił?! Co zrobił mi?!
-Był na leczeniu. Wszystko jest już u niego lepiej. - Powiedziała łagodnie mama, ale ja pokręciłam w szoku głową.
-I ty w to wierzysz?! Naprawdę wierzysz, że ten ktoś, ten pomiot szatana, ta dżuma w ludzkiej skórze, że on się zmieni?! Że się zmienił?! Co cię opętało, do cholery?!
-Pani Cooper. Przecież pani nam opowiadała, co on zrobił i za co jest odpowiedzialny. - Odezwał się spokojniej Jughead. Gdyby nie on, już dawno bym stąd uciekła albo zemdlała.
-Hal chce zacząć od początku. Betty, to jest dla nas szansa na normalne życie! Jako rodzina!
-Nie. - Powiedziałam twardo. - Nie wiem, co cię opętało, ale mnie do tego nie mieszaj. Nie mam zamiaru przebywać z tym czymś w jednym domu ani chwili dłużej.
-Elizabeth. - Usłyszałam ten spokojny głos i myślałam, że wybuchnę. - Proszę, porozmawiajmy. Daj mi jeszcze jedną szansę. Zresztą, nie masz gdzie się podziać...
-Oczywiście, że ma. - Powiedział ostro Jughead. - Betty, wychodzimy? - Odwrócił się do mnie na chwilę, a ja spojrzałam mu w oczy i poważnie pokiwałam głową.
-Betty! Co ty robisz? Nie możesz się wyprowadzić! - Krzyknęła mama, ale ja już byłam na schodach, kierując się do swojego pokoju. Jughead był tuż za mną. - Betty!!! - Weszłam do pokoju, poczekałam, aż znajdzie się tam również Jug i zamknęłam drzwi na klucz prosto przed nosem mamy.
Nie zważając na jej krzyki, wyjęłam z szafy torbę i walizkę i zaczęłam przekładać tam swoje rzeczy. Jug mi pomagał. Pracowaliśmy w ciszy. On w pewniej chwili kopnął w ramę mojego łóżka, ja uderzyłam pięściami o ścianę. Wyobraziłam sobie, że to jest brudna facjata mojego ojca.Pakowanie wszystkich najpotrzebniejszych rzeczy zajęło mi pół godziny. Przez cały ten czas słyszałam głosy mamy i ojca pod drzwiami, ale zupełnie się na nie wyłączyłam. Nie mogłam zrozumieć postawy mojej mamy. Przecież, do kurwy nędzy, on ją zabije! Literalnie, zabije! Przecież to pozbawiony skrupułów socjopata. Pojedyńcza łza spłynęła mi po twarzy, ale szybko ją wytarłam. Nie mogę teraz okazać słabości. Muszę być silna.
-Wszystko już wzięłaś, kochanie? - Cicho powiedział Jughead, a ja pokiwałam głową, wycierając nos rękawem. - No to idziemy. - Przytulił mnie krótko, a potem wziął do rąk ogromną walizkę i sporą torbę. Mój cały dobytek. Otworzyłam drzwi i szybko wyszłam z pomieszczenia, zaraz za mną Jug.
-Betty! Skarbie, córeczko, porozmawiajmy! Nie musisz się wyprowadzać... - Zaczęła błagać mama, ale ja tylko wściekle pokręciłam głową.
-Jeśli chcesz dać się zabić, to proszę bardzo. Nie moja sprawa. Ale ja nie mam zamiaru zostać pod jednym dachem z tym potworem ani chwili dłużej! - Wymaszerowałam stanowczo na ulicę i za mną usłyszałam furkot kół walizki
-Betty... Betts... Zwolń trochę. - Wysapał Jughead po paru metrach.
-Ojejku! Przepraszam, kochanie. Zapomniałam. - Odwróciłam się i wzięłam od niego walizkę, mimo protestów. - Juggie, ona jest na kółkach. Dam sobie radę.
-No dobrze. - Szliśmy chwilę w milczeniu. - Wiem, że to najgłupsze pytanie pod słońcem, a raczej księżycem - wskazał palcem na niebo - ale muszę je zadać. Jak się czujesz?
-Nie najlepiej, Juggie. - Wymamrotałam. - Ale proszę cię, nie poruszejmy teraz tego tematu na środku drogi.
-Dobrze, kochanie.
Szliśmy dalej w milczeniu. Dopiero wtedy, kiedy byliśmy już w jego domu, pozwoliłam sobie na załamanie.
~Perspektywa Jugheada~
Byłem tak skołowany i wściekły, jak jeszcze nigdy. Na tego jebanego Hala Coopera, na siebie, na panią Cooper. Jak ona mogła? Praktycznie wybrała męża-kata zamiast swojej córki.
-Betts... - Wyjąkałem, patrząc, jak osuwa się z płaczem po ścianie. - Betts. - Usiadłem obok niej i mocno przytuliłem.
-Czemu?! Czemu?! Czemu... Czemu on wrócił?... - Betty na przemian krzyczała i szeptała.
-Już... Już... Już... Cii, kochanie. - Głaskałem ją po plecach, starając się nie myśleć o tym, na ile sposobów byłbym zdolny zabić Hala Coopera. Na pewno około piętnastu by się znalazło.
-Wszystko było tak dobrze... Wszystko było świetnie! Czemu... Czemu...
-Nie wiem, Betty, ale wszystko się ułoży. Tu, ze mną, jesteś bezpieczna. - Pocałowałem ją w czoło.
-Wiesz, że to nie o siebie najbardziej się martwię. - Utkwiła we mnie zrozpaczone spojrzenie, a ja schowałem twarz w jej włosach.
-Wiem. - Wymamrotałem, jednocześnie podnosząc ją z ziemi i zanosząc do sypialni. - Wiem. - Położyłem się obok niej, trzymając ją w kurczowym uścisku. - Wiem.

CZYTASZ
Dark souls // Bughead
FanfictionJughead to marzenie każdej z dziewczyn z Riverdale High. Żadna jednak dotychczas nie zawróciła mu w głowie. Czy zrobi to mimowolnie Betty Cooper, nieśmiała i zamknięta w sobie nowa uczennica? ~opowiadanie zawiera wulgaryzmy i sceny 18+, więc jeśli k...