Strange world. {3}

7K 368 197
                                    

W trakcie drogi poczułem, że dziewczyna oplata mnie ramionami jeszcze ciaśniej.

-Co jest? Boisz się?

-Nnnie. - Zaszczękała zębami. - Pppo prrrostu mi zz-zzzimno. - Kurwa. Rzeczywiście, ma samą cienką kurteczkę. Na pewno się przeziębi i przy odrobinie farta zejdzie na zapalenie płuc.

-Zaraz będziemy pod szkołą. A ty, blondie, na drugi raz będziesz pamiętała o pierdolonym szaliku i grubszej kurtce, jeśli nie chcesz mieć ze mną do czynienia.

-A spierdalaj, Jughead. - Westchnęła dość głośno dziewczyna, na co wybuchnąłem śmiechem. - A żebyś się zachłysnął i zjebał z tego motoru! - Usłyszałem za sobą i natychmiast spoważniałem.

-Betts, możesz być sobie blondynką i obrażać mnie, moją przyjaciółkę, a nawet moją czapkę, ale musisz się nauczyć, że to cacko to nie motor, tylko motocykl. - Nie widziałem tego, ale dałbym sobie rękę odciąć, że przewróciła oczami.

-Tak tak tak. Whatever.

-Masz brata? Chłopaka? - Poczułem, że lekko się spięła na moje pytanie.

-Nie. - Słyszałem w jej głosie niechęć.

-No to wszystko tłumaczy. - Zatrzymałem się pod szkołą i pomogłem jej zsiąść. Wzdrygnęła się tylko trochę.

-A ty gdzie się jeszcze wybierasz? Na wagary? - Spojrzała się na mnie rozbawiona.

-Po przyjaciółkę. Jak zwykle chłopak wystawił ją do wiatru i ukochany Jughead musi zająć się Królewną. - Zaironizowałem. Zobaczyłem, że dziewczyna mimo zimna się uśmiecha i czułem na plecach jej spojrzenie, kiedy odjeżdżałem w stronę apartamentu Ronnie.

•••

-No wreszcie! Wiesz, ile musiałam na ciebie czekać na tym mrozie? - Veronica, ubrana w grubą kurtkę i futrzaną czapkę wyglądała jakby przygotowywała się na jakąś lodową apokalipsę.

-Witam, niedźwiadku polarny. - Oczywiście dostałem za ten tekst po głowie. - Jesteś pewna, że mój poprzednik nie jest teraz z jakąś lalą i ją posuwa?

-Jughead! - Ronnie trzepnęła mnie w ramię. - oczywiście, że nie! Ufam mu. - Zamyśliła się na chwilę. - No dobra, w sumie to możliwe. - Przyznała mi rację.

-Ronnie, zerwij z nim. - Zacząłem swoją starą gadkę. - Po co masz się męczyć z tym chujem, kiedy może akurat spotkasz tego jedynego na swojej drodze i stracisz szansę?

-Kocham cię, Juggie, ale nie jesteś w moim typie. - Teraz to ja udawałem obrażonego. W sumie każdy kolejny chłopak mojej przyjaciółki ( a trochę ich było, przyznam ) był o mnie w jakiś sposób zazdrosny. Nikt nie był w stanie zaakceptować stuprocentowo naszej relacji chyba tylko dlatego, że nie miałem żadnej dziewczyny. Naprawdę, wkurwia mnie mówienie, że przyjaźń damsko-męska nie istnieje. Nie jesteśmy kurwa małpami w ZOO, które ruchają się przy pierwszej lepszej okazji. A przynajmniej ja nie jestem, bo patrząc na średnią inteligencji partnerów Ronnie, ktoś mógłby polemizować z moją tezą. Wkurwia mnie też to, że moja przyjaciółka nie może znaleźć sobie kogoś normalnego. Serio, ona wcale nie jest głupim pustakiem, choć czasem na taką pozuje, bo wtedy łatwiej jest jej coś uzyskać. A według mnie jedyne co dla niej się liczy w facetach, to to, czy mają sześciopak.

-Ronnie, ty czasem naprawdę wydajesz się nie mieć nic w głowie oprócz torebek, butów i sukienek. - Zacząłem zrzędzić, kiedy już byliśmy pod szkołą.

-No bo przecież tak jest. - Uśmiechnęła się dziewczyna, zgrabnie zsuwając się z mojego motocykla.

-Wiesz dobrze, że to nieprawda, bo wtedy nie chciałbym mieć z tobą nic do czynienia. - Uśmiechnąłem się i ruszyłem w stronę szkoły.

-Ale świetnie zdajesz sobie sprawę, że to łatwiejsze. - Powiedziała, szybko mnie doganiając.

-W jakim sensie? - Zmarszczyłem brwi.

-Jughead. - Spojrzała się na mnie karcąco. - Będąc głupią, zapatrzoną tylko w rzeczy materialne dziewczyną dużo prościej jest zdobyć chłopaka, od którego nie oczekujesz niczego innego oprócz seksu. Nawet wierności. Nie ma wtedy ryzyka, że zaangażujesz się emocjonalnie zbyt mocno. A tego bym bardzo nie chciała. - Pocałowała mnie w policzek i poszła do swojej klasy, zostawiając z milionem pytań.

•••

To, co powiedziała mi Ronnie, trochę mną wstrząsnęło. Zawsze myślałem, że różnimy się na każdej płaszczyźnie i to dlatego jesteśmy ze sobą tak blisko. Przeciwieństwa się przyciągają i takie tam bzdety. Ale ona robi dokładnie to samo, co ja. Nie dopuszcza nikogo blisko swojego serca. Te jej związki to tylko pic na wodę. Seks bez zobowiązań. Pewnie gdyby nie był dla niej ważny aspekt fizyczny, to byłaby taka sama jak ja. Ta świadomość była dla mnie zatrważająca, bo wszystko, co dotychczas uważałem za pewnik, okazało się nieprawdą. Zresztą, nie pierwszy raz w moim życiu. Kiedyś też myślałem, że matka mnie kocha i nigdy nie opuści.

Było już po lekcjach, a ja siedziałem jeszcze w biurze Blue&Gold, próbując skończyć mój artykuł. Za bardzo jednak przejąłem się swoją przyjaciółką i już od dobrej godziny siedziałem i gapiłem się w ścianę. Pukanie do drzwi było więc dla mnie nieprzyjemnym przebudzeniem. Prawdę mówiąc, zwaliłem swój ulubiony kubek na podłogę.

-Hej... Nie przeszkadzam? - Zobaczyłem w drzwiach skonfundowaną Betty, kiedy starałem się gorączkowo sprzątnąć skutki mojej nieuwagi.

-Nie, nie. Nie. Po prostu jestem kretynem. - wymruczałem, wkładając sobie palec do ust. Oczywiście musiałem się skaleczyć.

-Oj, nie oceniaj się tak surowo. - Uśmiechnęła się dziewczyna i powoli do mnie podeszła. - Co sobie zrobiłeś? - Wskazała na palec w mojej mordzie, który oczywiście cały czas głupio ssałem.

-Nic. - Wyciągnąłem go szybko z ust i schowałem za sobą, czując jak strużka krwi skapuje na podłogę.

-Pokaż. - Rozkazująco wystawiła rękę, na co niechętnie pokazałem jej rankę. Nie była zbyt duża, ale dość głęboka. - Pierwszy raz widzę, jak ktoś kaleczy się kubkiem. - Zaśmiała się i zaczęła rozglądać po pomieszczeniu. - Masz tu jakąś apteczkę?

- W tej szafce. - Wskazałem dłonią, w której cały czas trzymałem pozostałości naczynia.

-Weź już odłóż ten kubek. Raczej nie będziesz już z niego pił. - Cała ta sytuacja zdawała się ją niezmiernie bawić. Może dlatego, że wczoraj byłem takim chujem, a dzisiaj zachowuję się jak skrzywdzony przedszkolak. Brakuje jeszcze tylko nutelli rozmazanej na moim czole.

Wyrzuciłem pozostałości mojego kubka do kosza i patrzyłem, jak Betty podchodzi do mnie z apteczką. Zaniepokoiłem się trochę, kiedy wyjęła stamtąd nożyczki do przecinania bandaży.

-Ale ej, złotko - Uśmiechnąłem się nerwowo. - Chyba nie zamierzasz robić dodatkowej dziury w mojej aorcie? - W sumie chuj tam wie. Przecież równie dobrze może być psychiczna.

-Zobaczymy, kocie. - Wygięła wargi w ironicznym uśmiechu i przyłożyła mi zimny metal do szyi. Zamarłem na chwilę. - To zależy od tego, czy będziesz grzecznym pacjentem, czy nie. - Nożyczki powędrowały z mojego gardła na kawałek plastra, co przyjąłem z wielką ulgą. Teraz patrzyłem, jak dziewczyna polewa mi palec wodą utlenioną, a potem przykleja plasterek. Po chwili poklepała moją rękę i uśmiechnęła się kpiąco. - No. Skoro się nie wierciłeś, to chyba odpuszczę sobie oglądanie cię od środka. - Zaśmiała się z mojej miny i schowała apteczkę na swoje miejsce. - Naprawdę myślałeś, że mogę ci coś zrobić?

-A chuj cię tam wie. - Odetchnąłem głęboko i spojrzałem dziewczynie w oczy. - Nie o takich "wypadkach" słyszałem. To popierdolony świat.

Uśmiech powoli zszedł z jej warg, kiedy spojrzała się na mnie i powiedziała:

-Masz rację. I nawet nie wiesz, jak bardzo popierdolony może być.

Dark souls // BugheadOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz