CHEJRON
Stary centaur pochylił się nad kartką papieru, która wylądowała na jego biurku. Westchnął ciężko, rozpoznając emblematy Wielkiego Dowódcy Podziemnego Miasta. Nie mógł się oprzeć wrażeniu, że to wszystko źle wróży. Już dawno powinien poinformować bogów, ale wiedział doskonale, że wtedy szybko rozpętałaby się burza. Musieli to załatwić na poziomie dwóch obozów greckich. Wczoraj długo rozmawiał z Lupą, szukając odpowiedniego wyjścia z całej sytuacji.
- Obawiam się Chejronie, że to może zakończyć się wojną - dodała na odchodne wilczyca. - Musimy być ostrożni.
- Sądzę, że powinniśmy kogoś tam wysłać w celu zapoznania się z ich metodą działania - oznajmił centaur.
- Szpieg? - wilczyca szczeknęła z rozbawieniem - Skrócą go o głowę, gdy tylko przekroczy ich granicę.
- Nie, nie szpieg - potarł brodę. - Raczej ambasador.
Lupa przez moment machała ogonem i patrzyła na niego swoimi ślepiami.
- No cóż, musi być to ktoś od ciebie. Ktoś kto nie jest Rzymianinem, synem Hadesa. Dzieci Zeusa też nie tolerują. Ateńczycy są wymyślni, Chejronie.
- Nie musisz mi tego mówić. Im szybciej nie podejmiemy kroków w celu udobruchania Wielkiego Dowódcy, to skończy się to krwawą wojną domową.
Zaśmiała się, o ile było to możliwe w wykonaniu wilka.
- Liczę na to, że coś wymyślisz.
Tak więc opiekun obozu Herosów myślał, mając jedną osobę w głowie, ale doskonale wiedział, że się nie zgodzi. "Trzeba poczekać, aż rany się zaleczą" - pomyślał ze smutkiem. Jeszcze raz spojrzał na wiadomość i westchnął ciężko. Musieli poczekać.
RACHEL
Wyrocznia pochyliła się nad tym samym ołtarzem, którym kilka miesięcy wcześniej wypadł Percy. Teraz oczekiwała jeszcze jednego zawiniątka, które powinno wypaść. "No dalej" - pomyślała - "Nie utknąłeś tam chyba?" W końcu powietrze zafalowało i rozdarło się. Rachel szybko przechwyciła drobną kreaturę i westchnęła z ulgą. Udało się. Odmówiła w myślach modlitwę do bogów i ostrożnie wzięła maleństwo. Ruszyła z nim do swojej groty, wiedząc, że to co zrobi, na pewno nie spodobałoby się postronnym obserwatorom, nie mówiąc już o rodzicach, ale musiała to zrobić. Ten chłopiec był kluczem Przepowiedni. Trzymała w swoich rękach losy obu obozów, a nawet samych bogów. Po raz pierwszy od bardzo dawna, Przepowiednia mówiła o czymś, co miało zdarzyć się w dalekiej przyszłości.
PERCY
Syn Posejdona od dłuższego czasu wreszcie mógł się spokojnie wyspać, nie śniąc nic. Najzwyczajniej w świecie nic. Czerpał przyjemność z świadomej, ciemnej pustki w jego głowie podczas snu. Miał nadzieję, że będzie to efekt długotrwały, który nie zniknie tak szybko. Nagle mrok w jego umyśle zaczęły mącić jasne iskry i przebłyski. Obrazy. Mignął mu hełm z czerwoną kitką na głowie, odgłosy bitwy, krzyki bólu, lecz zanim cokolwiek więcej zobaczył, jego nowy sen przerwało mocne pukanie do drzwi. Obudził się i po za pukaniem, dosłyszał również bębniący o dach deszcz. Odrzucił kołdrę i wstał, przeklinając przybysza za taką porę. Nie przejmował się tym, że jest w samych bokserkach i ma zmierzwione włosy. Ktoś, kto pukał o takiej porze nie zasługiwał na godne przyjęcie. Otworzył drzwi na oścież i zdziwił się. Na deszczu, mokra i zmarznięta stała Reyna, uważnie obserwując młodego mężczyznę.
- Cześć, Percy. Pukam z nadzieją, że mnie wpuścisz - powiedziała cichym, aksamitnym głosem.
Syn Posejdona przyglądał się jej przez chwilę, po czym zapytał:
CZYTASZ
Percy Jackson - Miecz Damoklesa : Ambasador (Przed korektą)
FanfictionNiecałe dziewięć miesięcy później, po wydarzeniach, które wstrząsnęły światem Rzymskich i Greckich herosów, Percy Jackson budzi się. Gdy patrzy w lustro widzi morskie oczy, pełne cierpienia oraz zarośniętą twarz i dość długie włosy. Stracił miłość s...