Rozdział 67. Co wydarzyło się na prawdę

158 5 0
                                    

Wybaczcie za obsuwę :))


LARYSA

Wszechobecny mrok, ogarnął ją, gdy zatopiła się w pamięci bogini. Setki lat cierpienia i bólu, pragnienia zemsty i zdrad, których doświadczali nie tylko wybrani przez nią ludzie, ale również ona sama. Kobieta drżała, klęcząc na podłodze, z głową opartą o ołtarz i oddychała ciężko.

- Wyjdź - wychrypiała.

- Nie... - wymamrotała. - Nie, dopóki nie znajdę tego, z czego czerpiesz moc.

Śmiech Apate był zabarwiony goryczą.

- Chcesz wiedzieć z czego czerpię magię, którą wspieram Sykstusa? Energię, którą pobieram od pomniejszych bogów, to tylko malutka cząstka tego, co mnie wzmacnia. Zresztą, pokażę ci.

Nagle, ciemne chmury znikły, zastąpione wspomnieniami. Gdyby wiedziała, w tamtym momencie,  że tak wszystko się potoczy, to oddałaby wszystko, aby ich nie oglądać, ale było już za późno. Jej świadomość runęła w dół, na samo zaproszenie bogini.


Ta sama kobieta, ale w zupełnie innym okresie czasu i okolicznościach, stała razem z siostrą na skalnej półce, chroniąc się przed zimnym wiatrem. Jakiś czas temu, ich matka wysłała je, aby pozbierały trochę chrustu na ognisko, a one zgubiły drogę.

- Apate - westchnęła dziewczyna, podobna do niej, ale o blond włosach. - Mówiłam ci, że powinnyśmy skręcić wtedy w prawo... teraz tu utknęłyśmy...

- I co? - odparła z roztargnieniem, kuląc się jeszcze bardziej i wtulając w ścianę. - Teraz już nie mamy na to wpływu. Musimy przeczekać burzę.

Marika rzuciła jej złowrogie spojrzenie, ale nie odezwała się już więcej. Przywykła do tego, że jej siostra zwykła zawodzić w najważniejszych momentach. Harcowała z chłopcami, chociaż nigdy nie pozwalała żadnemu się zdobyć, co sprawiało, że nabierali apetytu i nie raz musiała ich odganiać od niej, za pomocą bardziej brutalnych środków. Matka już dawno przestała się wypowiadać na ten temat i po prostu możliwie jak najmniej, wspominała o tym, że łączy ją jakakolwiek więź z tą młodą dziewczyną.

Mimo tego, ta miała wyrzuty sumienia, które starała się jakoś odgonić, idąc z siostrą na dzisiejsze zbieranie kawałków drewna, ale i to jej nie wyszło, ponieważ podczas pogoni za małym jelonkiem, zgubiły drogę, a zaraz potem dopadły je pierwsze krople deszczu. Znalazły dopiero schronienie na tej skalnej półce.

Ich rozmyślania przerwały dziwne dźwięki, a Apate po chwili rozpoznała krzyki. Wymieniła spojrzenia z siostrą, która wzruszyła ramionami.

- Chyba lepiej tu zaczekać - stwierdziła. - Choć raz mnie posłuchaj.

Walczyła z pokusą, aby sprawdzić do kogo należą te krzyki, ale w końcu opadła z powrotem koło Mariki. Sprwcy ukazali się sami. Trzech, młodych mężczyzn, których Apate doskonale znała. Moros, jego brat i najlepszy przyjaciel. Wydawali się być zaskoczeni, gdy ich tu zobaczyli, ale zaraz odzyskali rezon. Zbliżali się stopniowo. Zerwały się obie na równe nogi.

- Witamy, panienki - jeden z nich, uśmiechnął się lubieżnie. - Może potrzebujecie męskiego ciepła w taką pogodę?

- Samemu lepiej się nie pałętać w taką pogodę - dodał Moros.

Skupiła na nim wzrok. Na młodzieńcu o niezwykle brązowych oczach i jasnych włosach, który podbijał mnóstwo kobiecych serc i zaraz potem je porzucał. Pracował dla wędrownego kuglarza, który zlecał mu dziwne misje, nieraz zupełnie bez sensu. Teraz w jego spojrzeniu kotłowało się pożądanie, jakiego jeszcze nie widziała. Dopadły ją złe przeczucia.

Marika wykazała się odwagą za nie dwie, hardo podnosząc podbródek.

- Zabłądziłyśmy - odparła dumnie. - Skoro same się zgubiłyśmy, to same znajdziemy drogę.

- O nie wątpię - zarechotał przyjaciel Morosa. - Ale uznaliśmy, że nasza pomoc i tak się może wam przydać...

Wymieniły przerażone spojrzenia, gdy cała trójka zaczęła się do nich niebezpiecznie zbliżać. Przeczucia Apate powoli zaczęły się potwierdzać. "Uciekamy" - szepnęła bezgłośnie i chciała rzucić się na bok, ale Moros w kilku krokach dopadł ją i powalił na ziemię, dysząc ciężko.

- Zostaw! - wrzasnęła, usiłując się szarpać, ale niewiele to dało. Młody mężczyzna był od niej dwa razy cięższy i wyższy. Nie miała szans. - Puść mnie!

Koło niej, dokładnie to samo, usiłowała zrobić Marika, ale dopadli ją we dwójkę, zdzierając z niej ubrania i unieruchamiając. Udało się jej kopnąć jednego z nich, ale w zamian dostała w twarz, a jej głowa odskoczyła do tyłu. "Nie" - pomyślała z przerażeniem - "Błagam, tylko nie ona."

Moros przygniótł ją swoim ciężarem, rozpychając jej uda. Coraz bardziej zbliżał się do nietykanego nigdy wcześniej miejsca. Był dziki i gwałtowny, nie miał litości. To było zwykle, zwierzęce pożądanie, pchane instynktem, a nie jakimkolwiek uczuciem.

- Sama się o to prosiłaś - wydyszał do jej ucha. - Powiedziałem ci, że i tak kiedyś dopnę swego, więc teraz właśnie to robię - uśmiechnął się, poruszając biodrami, gdy wdarł się do jej środka i słysząc jej pełne bólu wycie. - Jak dla mnie możesz tak wyć nawet całą noc.

Nie miała pojęcia ile to trwało. Zamknęła się wgłąb siebie, przestając walczyć, a oni robili z nią co tylko chcieli. Na początku docierały do niej jeszcze krzyki jej siostry, a potem ucichły. Po wielu godzinach, gdy wreszcie miała na tyle sił, aby móc się poruszyć, podczołgała się do niej i odkryła, że nie żyje. Jej niewidzące spojrzenie ciągle jeszcze było przepełnione przerażeniem i utkwione gdzieś wysoko. Zalała ją fala rozpaczy, która pochłonęła ją na długie tygodnie.

W tej samej chwili, Larysa została brutalnie wypchnięta ze wspomnień Apate. Każda z nich wróciła do swojego umysłu. Oszołomiona kobieta, usiadła na podłodze, trawiąc to, co właśnie zobaczyła. Bogini pozbierała się z trudem i stanęła na nogi. Jej twarzy była wykrzywiona najczystszą nienawiścią i wściekłością, jaką tylko mogła dysponować.

- Tamtego dnia zgwałcili mnie i siostrę - wyrzuciła z siebie, z wściekłym sykiem. - Nie patrzyli na nic, byli głusi jak pień! Gdy wreszcie zdołałam wynurzyć nos z domu, w którym obsesyjnie się zamknęłam tuż po tym, jak mnie znaleźli, to wiesz czego się dowiedziałam?!

Jej furia zalała ją z przerażającą siłą.

- Że Moros jakimś sposobem został wybrany na jednego z bogów, kilka dni po tym jak to zrobił! - wrzasnęła. - To nazywasz sprawiedliwością?! Wpadłam w szał, zdemolowałam wtedy połowę wsi - jej spojrzenie znowu uciekło gdzieś daleko. - Pchana najczarniejszymi emocjami, próbowałam skupić się na odszukaniu Morosa i dokonania zemsty... to dało z kolei mnie prawo do stania się boginią. Pewnego dnia zjawiła się przede mną sama Gaja i oznajmiła, że nie może patrzeć na cierpienie swojego dziecięcia... obdarzyła mnie mocą stu diabłów, czyniąc moim orężem zdradę - uśmiechnęła się zajadle. - Wtedy zyskałam moc godną walki z Morosem.

Larysa nie była w stanie pozbierać myśli. Sama ostrożnie dźwignęła się na nogi, mierząc Apate uważnym spojrzeniem.

- To nie usprawiedliwia całego zła, które wyrządziłaś na przestrzeni wieków - zdołała w końcu wydusić. - Krzywda zrobiona tobie, nie jest winą wszystkich tych, których usiłowałaś i usiłujesz skrzywdzić...

- Bzdura! - wrzasnęła. - To jest ich wina bo bratają się z Morosem, jakby byli braćmi, podczas gdy prawdziwym bogiem śmierci jest Hades!

Domek zadrżał w posadach, gdy potężna moc wypłynęła z dłoni Apate. Larysa pokręciła głową, zrozumiawszy, że dla tej bogini nie ma już ratunku.

- Jesteś potworem - oznajmiła. - Zwyczajnym potworem.

Spojrzała na nią dziko i uśmiechnęła się. Ten grymas przeraził Larysę.

- Być może! - warknęła. - W takim razie walcz, albo giń w walce z potworem!

Dwie potężne magie zetknęły się z sobą, o mało nie wysadzając domku w powietrze, gdy matka i córka ruszyły naprzeciwko siebie, w morderczym pojedynku.

Percy Jackson - Miecz Damoklesa : Ambasador (Przed korektą)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz