Rozdział 51. Kotwica

143 6 0
                                    

PERCY

Z trudem dotarł do domu, na wpół oślepiony i  ledwo przytomny, nadal ogłuszony bólem po mentalnym ataku Markusa. Moros z Fanesem przelali w niego swoją moc, aby mógł chociaż iść o własnych siłach. Niewiele rejestrował z tego, co się wokół niego działo, nie zapamiętał ani jednego słowa, które do niego zostało wypowiedziane. Jedyne co czuł, to niezachwianą obecność dwójki bogów, która cały czas czuwała nad torem jego chodu i z poziomu jego ciała oraz myśli, kontrolowała sytuację. Miał tysiące pytań, ale wyciekały z  jego głowy niczym woda z przedziurawionej butelki.

Gdy wreszcie dotarł do willi, stracił przytomność w progu, upadając bezwiednie na ziemię. Śniło mu się wiele rzeczy, żadnego z tych snów nie zapamiętał wyraźnie, po za jednym.

Larysa spoglądała na niego, stojąc naprzeciwko, po drugiej stronie stołu. Trudno było cokolwiek odczytać z jej twarzy. Zaskoczyło go to, jak bardzo wydawała się być piękna, mimo kilku zmarszczek, które przybyły w kącikach jej oczu oraz nieludzkiego zmęczenia wymalowanego na jej twarzy. Za jej plecami dostrzegł zdjęcia z Obozu Herosów. Gdy odwrócił od niej wzrok, dostrzegł wszystkich grupowych domków, Reynę, Hazel oraz Jasona z Frankiem, Chejrona i wielu innych, których znał, Ogarnęło go zdumienie i już chciał coś powiedzieć, ale ktoś zrobił to za niego.

- Wszystko zostało zaplanowane już z góry. Powiedziałam, że mam plan. który wejdzie w życie. Wszedł w życie. Taka miała być rola Percy'ego. Podwójnego, a nawet potrójnego agenta. Dla zachowania bezpieczeństwa, żadna z stron nie mogła o niczym wiedzieć w stu procentach. Mój informator niestety nas zdradził, co ma teraz swoje konsekwencje, jednak Percy jest chroniony przez Morosa i Fanesa, którzy powinni zrobić wszystko co w ich mocy, aby dotarł tu żywy.

Nie usłyszał nic więcej, ponieważ sen znikł akurat w tym momencie. Potem nastała błoga ciemność, w której trwał aż do wybudzenia się.

Był pewien, że gdy się ocknie, to nadal będzie znajdywał się w progu, czyli tam gdzie ostatnio stracił przytomność, ale zaskoczył go miły dotyk materiału i  po otworzeniu oczu, z zdumieniem dostrzegł, że znajduje się w swoim pokoju, w łóżku. Był zupełnie nagi, ale wyczuł również zapach mydła, więc ktoś musiał go umyć. Wsparł się na łokciu i spojrzał w bok, dopiero wtedy dostrzegł Larysę, która z głową opartą o ścianę, spała na krześle. Wyglądała strasznie, jakby przeszła przez piekło. Splątane włosy i pomięte ubrania, które w ostatnim czasie musiały niejedno przejść. Co się z nią działo przez ostatni tydzień?

Chciał wstać, ale odkrył, że nie ma sił.

Spokojnie, chłopcze - mruknął w jego głowie Moros. - Nie śpiesz się.

Nadal jesteś osłabiony - dodał Fanes. - Trochę byłoby niewskazane abyś teraz się gdziekolwiek ruszał.

Westchnął ciężko i opadł z powrotem na poduszki.

- Zawołajcie ją - mruknął cicho, wbijając wzrok w sufit.

- Kogo? - kobieta zbliżyła się do niego i usiadła na brzegu łóżka, zatapiając dłoń w jego włosach. - Jestem tutaj.

Nie był w stanie wydusić z siebie ani słowa. Ten czuły gest z jej strony, sprawił, że coś w nim pękło. Wyciągnął tylko drugą dłoń w jej kierunku, którą pochwyciła. Przycisnął ją do ust, składając delikatny pocałunek. Miał nadzieję, że jego wzrok powie wszystko, chociaż doskonale wiedział, że i tak czekała ich poważna rozmowa. Poruszyła się lekko, co zmusiło go do puszczenia jej dłoni.

- Jak się czujesz? - zapytała. - Gdy wróciłam od... - zawahała się. - Postanowiłam zerknąć co u ciebie i zastałam cię w drzwiach. Wyglądałeś okropnie. Ledwo byłyśmy w stanie cię zaciągnąć do wanny, a potem do łóżka.

Percy Jackson - Miecz Damoklesa : Ambasador (Przed korektą)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz