Rozdział 37. Spisek

155 10 6
                                    

Wybaczcie, wczoraj miał być rozdział, ale miałam tak parszywy dzień, że przypomniałam sobie o tym właśnie teraz :> Przepraszam... </3

LARYSA

"Co jeśli Lanis miał rację?" To pytanie męczyło ją od kilku dni, gdy widziała się z nim po raz ostatni, w domu Percy'ego. Nie zastała go w swojej willi, więc wróciła się do swojego gabinetu, przed którym czekał jeden z chłopaków od Lanisa. Była zaskoczona jego obecnością. Chłopak nerwowo powiedział jej dokąd udał się jej przyjaciel. Ta wiadomość zmroziła Larysę. Wpadła do środka w ostatniej chwili. Potem długo stali z Percy'm, w swoich objęciach i nic nie mówili. Nie potrzebowali słów. Żałowała, że dopuściła do takiej sytuacji, ale czy miała na to większy wpływ? Wyprowadziło ją to z równowagi, którą obiecała sobie, że zachowa, jednak okazało się to znacznie trudniejsze. Wyszła od niego pod wieczór, po długiej rozmowie. Gdy wróciła do domu, poczuła się dziwnie... oczyszczona. Zdjęła buty, zrzuciła ubranie i ruszyła prosto pod prysznic. Mogła sobie na to pozwolić - o tej porze nikogo nie było w domu, nawet Lizette. Poczuła ulgę, kiedy ciepła woda spłynęła po jej ramionach, plecach i nogach. Odczuła zmęczenie po wczorajszym dniu, nocy oraz dzisiejszych wrażeniach. Teraz mogła odpocząć i spokojnie pomyśleć nad wszystkim.

Przed oczami przemknęły jej wspomnienia z balu oraz wszystkiego co się działo potem. Nie miała pojęcia jak bardzo jej tego wszystkiego brakowało, dopóki nie skosztowała jak to smakuje. Miała ochotę na znacznie więcej. Przypomniał jej się dziwny tatuaż na ramieniu Percy'ego z napisem SPQR. Nie zapytała o niego, była zbyt zajęta badaniem każdego fragmentu jego ciała. Jednak gdy teraz zaczęła się nad tym zastanawiać... ile o nim wiedziała? Utonęła w jego morskich oczach, czuła się bezpiecznie. Czy mogła się czuć bezpiecznie w ramionach kogoś, kogo tak na prawdę nie znała? Pochłonął ją całkowicie, zanim zdążyła się zastanowić i zrozumieć co się dzieje. Mimo wszystko nie żałowała tego, co się stało, chociaż doskonale sobie zdawała sprawę z ewentualnych konsekwencji. Jednak już było za późno, a odwrotu też nie było.

Kilka dni później dostała pisemną wiadomość od Andersa o ponownym zebraniu, ale tym razem w innym miejscu. Bali się ponownie pojawić w starym budynku, z obawy przed tym, że może być pilnie obserwowany. Ostatnie spotkanie z strażą, o mało nie skończyło się tragedią. Zebrała się z trudem, zdając sobie sprawę, że będzie musiała stanąć twarzą w twarz z Lanisem. Nie mogła zapomnieć jego spojrzenia, pełnego wyrzutów. Przez to sama czuła się gorzej.

Nowe miejsce było dobrane starannie, a jednocześnie z zadbaniem o wszelkie reguły estetyki. Larysa śmiała by się na głos z tej anomalii, gdyby nie to, że zwróciła by tym uwagę przechodniów. Sala znajdowała się w budynku, gdzie kiedyś były koszary, a potem biuro byłych ambasadorów. Sama budowla stała na obrzeżach miasta, niecałe dwadzieścia kilometrów od starej chaty. Była pięknie ozdobiona i wysoka, a wejście do niej znajdowało się od tyłu, a więc nie od strony drogi, co było dużym plusem. Jedna ścieżka prowadziła pod ziemią i miało to być awaryjne wyjście.

Czekała na Percy'ego, stojąc tuż przy samym budynku i obserwowała ludzi pędzących w swoim kierunku. Cieszyła się w duchu, że sama nie musi tak iść bez powodu. Po co był pośpiech? Wprowadzał zbędny chaos i zamieszanie. Po kilku minutach na horyzoncie zamajaczyła sylwetka na koniu. Uśmiechnęła się lekko, rozpoznając kapłana Morosa. Podjechał do niej, z szerokim uśmiechem na twarzy i zsunął się na ziemię, oddając konia stajennemu. Bez słowa chwyciła go za rękę i pociągnęła na tyły budynku. Gdy upewnili się, że nikt ich nie widzi, wpiła się w jego usta. Mężczyzna objął ją mocno i przycisnął do siebie. Krew zaszumiała jej w głowie, a przez ciało przebiegły dreszcze. Z trudem oderwała się od niego, sunąc palcem po jego policzku.

Percy Jackson - Miecz Damoklesa : Ambasador (Przed korektą)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz