Rozdział 31. Ucieczka

178 9 2
                                    

A tu taki...ot. Bonusowy... rozdzialik ;) Zaskoczyłam Was?

SYRIUSZ

Patrzył uważnie na żołnierzy, którzy stali na baczność, czekając aż powie im kilka słów na temat ostatniego marszu. Manewr, który wykonali udał się w stu procentach, chociaż Syriusz doskonale zdawał sobie sprawę, że na jego głowę może spaść topór. Jego córka ostrzegała go o tym parę razy w liście, ale póki co nie zamierzał wracać. Nawet nie mógł tego zrobić. Wojownicy lojalnie podążyli za nim, gdy wyprowadzał ich z obozu. Z kolejnego listu od Tage'a, dowiedział się o przebiegu bitwy pod Atenami i o tym, że król nieoficjalnie ogłosił go zdrajcą. Wargi Syriusza drgnęły - gdyby zrobił to publicznie, wielu żołnierzy wystąpiłoby przeciwko niemu. Jeśli chciał mieć z kim wyruszyć na oblężenie Greków i Rzymian, musiał to dobrze rozplanować. Od jakiegoś czasu przeczuwał, że Sykstus wreszcie sam pójdzie po jego głowę, zwalając winę na wężowców i nikt nie będzie wiedział o tym, jak było na prawdę. Dlatego musiał zachować dowód zbrodni dla potomnych. Nie wiedział tylko, jaki plan mieli jego żołnierze.

Dowódcy hoplitów, łuczników, procarzy, konnicy oraz lekkozbrojnej piechoty, stali przed nim ze wzrokiem utkwionym gdzieś daleko. Wiedział jednak, że skupiają się na jego osobie i słowach i gdyby kazano im powtórzyć to, co powiedział, zrobili by to z perfekcyjną dokładnością. Chrząknął lekko, przechadzając się przed nimi.

- Jak już wspominałem, dobrze się wtedy spisaliście - zaczął. - Jestem z was dumny. Cała akcja przebiegła sprawnie i bez echa, przynajmniej nasza.

Żołnierze ryknęli śmiechem, a Syriusz pokiwał głową.

- Mamy powody do dumy. Przynajmniej my. I oczywiście pozbyto się za nas połowy problemu.

To wywołała kolejną salwę śmiechu.

- Niestety, trochę spadliśmy z rangą u króla i musimy to teraz naprawić. Kolejne zagrożenie czeka nas na północy, od strony Macedonii, gdzie czyha armia likantropów. Zabiorę tylko część z was, chociaż bardzo chciałbym wszystkich, jednak tutaj też ktoś musi pilnować porządku - uśmiechnął się lekko. - Do końca tego tygodnia, do niedzieli, proszę o wyłonienie setki ludzi z każdego oddziału. Wyruszymy w poniedziałek z rana. To wszystko, rozjeść się!

Przyłożyli pięść do czoła, prostując się i już chcieli się rozchodzić, gdy wszystkich zatrzymał krzyk. Syriusz zmrużył oczy i uniósł dłoń, zasłaniając twarz przed słońcem. Odwrócili się w kierunku dziwnego kształtu, który poruszał się bardzo szybko. Z daleka, widać było jeźdźca, który pędził na złamanie karku, krzycząc coś.

- Co to ma znaczyć? - zdziwił się Artus. - Co on tak pędzi?

Reszta położyła dłonie na mieczach.

- Spokój, chłopcy - mruknął. - Chyba goniec. Nie widzę dokładnie. 

Gdy zbliżył się bardziej, Syriusz był już pewien, że to goniec. Miał na sobie barwy rodu Ćmy, co go zdziwiło jeszcze bardziej. W locie, zsiadł z konia, który spłoszony i zmęczony, odbiegł kilka metrów, a straż poleciała za nim, aby go złapać i uspokoić.

- Panie! - wydyszał i runął na ziemię tuż przez stopami Syriusza. - Król... jedzie... tutaj. Po ciebie.

Dowódcy oddziałów spojrzeli na niego z napięciem na twarzach. Zacisnął szczęki. Nie był tchórzem - przyjmie śmierć na swoich warunkach. Artus najwyraźniej domyślił się, jaką podjął decyzję, ponieważ podszedł do niego.

- Nie rób tego, dowódco. Potrzebujemy cię żywego, a wiemy po co jedzie tu Sykstus. - zacisnął dłonie na hełmie. - Musisz stąd wyjechać. Teraz.

Goniec jęknął coś niewyraźnie. Syriusz przykląkł przy nim.

- Podajcie mi manierkę - rzucił, wyciągając dłoń.

Potrząsnął delikatnie chłopcem, by go ocucić. Przystawił do jego ust wylot butelki, z której napił się łapczywie. Po chwili dopiero spojrzał na niego półprzytomny.

- Przepraszam, ale muszę zdobyć parę informacji - powiedział łagodnie. - Ile czasu król jest w drodze?

- Wyruszył ponad trzydzieści sześć godzin temu - wymamrotał. - Podjął decyzję nagle, jakby się śpieszył...

- W jakim czasie tu dotarłeś?

- Dwanaście...

- Kiedy wyruszyłeś?

- Dwie godziny po nim, gdy się dowiedziałem od twojej córki, panie, że go nie ma.

Spojrzał po swoich ludziach, którzy wymieniali między sobą spojrzenia. Czekali na jego decyzję.

- Artus ma rację, dowódco - rzucił wysoki mężczyzna o rudawej brodzie. - Powinieneś ruszać. Jeśli jedzie już od czternastu godzin, to mamy trochę czasu by pozbierać pięciuset ludzi. Możecie wyruszyć w miarę spokojnie na północ. Zostanie wam wystarczająco godzin, by się oddalić na tyle, aby nie miał ochoty was ścigać.

Koło niego stał masywny przywódca oddziałów konnicy, który kręcił głową.

- Za dużo. Pół tysiąca do sprawnej ucieczki to za dużo. Sto nie więcej. Nie piechota. Konnica.

Syriusz potarł twarz. Wiedział, co oznacza ucieczka w oczach króla. Nie powinien się cofać, ale podjąć rękawicę też byłoby samobójstwem, a mógł się jeszcze przydać i pomóc tym biednym Grekom i Rzymianom. Kucał tak, przez kilka minut, myśląc intensywnie nad tym, co byłoby lepsze. W końcu wybrał mniejsze zło. Wstał i spojrzał na masywnego mężczyznę.

- Przygotuj mi pięćdziesięciu najlepiej wyszkolonych ludzi, jakich masz - zmarszczył brwi. - Artusie, rozkaż stajennym by oporządzili konie. Pół godziny. Zajmijcie się gońcem i poślijcie delegację do króla. Ruchy!

Wszyscy rzucili się do swoich obowiązków, niemal natychmiast. Sam ruszył do namiotu by pozbierać swoje rzeczy i objuczyć konia. W pośpiechu napisał list do Larysy, wyjaśniający pokrótce całą sytuację. Jego serce rwało się na najmniejsze kawałki, ponieważ zdawał sobie sprawę, jak bardzo musi się o niego martwić. Obiecał sobie, że kiedy się to wszystko skończy, już jej nie opuści. Jednak czy kiedykolwiek się to skończy? Doskonale pamiętał mroczne czasy za panowania Evana - był przecież w wieku Sykstusa i Markusa, który po strąceniu z tronu rodu Węży, zniknął w tajemniczych okolicznościach. Syriusz wtedy, gdy dochodziło do decydującej bitwy, był jednym z dowódców oddziałów, a Głównym Strategiem był o dziesięć lat starszy od Evana, ojciec Amona. Wiedział, że nadejdzie czas, kiedy Sykstus będzie chciał odnowić rządy, które posiadał jego przodek. Nie sądził, że stanie się to aż tak gwałtownie i szybko. Przypomniały mu się słowa Głównego Stratega, które wypowiedział tuż przed bitwą: "Siedząc na tronie, siedzisz na diabelskim młynie. Nigdy nie wiesz, kiedy znajdziesz się na dole." Amon najprawdopodobniej był jedynym, który wiedział i przypłacił za to życiem. Syriusz zrozumiał, że jeśli chce ochronić lud i swoich bliskich, musi uciekać.

Musi uciekać i to jak najszybciej, ponieważ cierpliwość króla powoli się kończyła.

Percy Jackson - Miecz Damoklesa : Ambasador (Przed korektą)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz