Rozdział 54. Druga strona medalu

173 7 0
                                    

LARYSA

Przemoczeni, zmarznięci i wycieńczeni do granic możliwości, półtorej tygodnia po ucieczce z Podziemnych Aten, wylądowali na pokładzie statku U.S Champion. Z jednej strony odczuła ulgę, ale z drugiej strony, pragnęła aby taki stan trwał w nieskończoność. Wiedziała, że wraz z ciepłem, suchymi ubraniami i jedzeniem, nadejdzie inny rodzaj tępego odrętwienia, które przypomni jej co i kogo zostawiła w Podziemnych Atenach oraz każe się zastanawiać nad tym, co usłyszała w ostatnim czasie. Mimo tego nie miała zbyt wielkiego wyboru, więc pozwoliła się tym przyjaźnie nastawionym ludziom ściągnąć z pegaza, który musiał być przynajmniej w połowie wycieńczony jak ona, po zaraz padł na pokład.

Poniósł ją mężczyzna o niebywałej sile i rudawej brodzie. Uśmiechał się raz do czasu, gdy zerkała na niego wpół przytomna.

- Zaraz będziesz bezpieczna - uspokajał ją.

Zaniósł ją do kajuty z jedną koją, biurkiem oraz osobną łazienką. Ostrożnie ułożył ją w miękkich poduszkach, nie zapalając światła.

- Wszystko, czego będziesz potrzebowała, znajdziesz tutaj - poinformował ją łagodnie. - Jeśli będziesz głodna, zejdź piętro niżej. Mamy tam świetną, morską kuchnię. Zapewne ci zasmakuje.

Nie miała siły mu podziękować, więc lekko skinęła głową, mając nadzieję, że odbierze to również jako podziękowanie. Uśmiechnął się i ruszył do wyjścia. Gdy tylko zamknęły się za nim drzwi, natychmiast zapadła w sen.


Nie żartował, mówiąc, że wszystko znajdzie w kajucie. Obudziła się jakiś czas później, czując fizyczne odprężenie. Wstała i ruszyła do łazienki, aby się umyć i przebrać. Po wyjściu z kabiny, na wieszaku, czekało na nią nowe ubranie, w amerykańskim stylu. Wracała do cywilizowanego świata, mogła porzucić wreszcie szaty. Zdwoiła tempo w jakim się poruszała, chcąc jak najefektywniej wykorzystać czas, w którym cieszyła się swobodą psychiczną. Wiedziała, że tuż za rogiem czają się mroczne wydarzenia z ostatnich dni, które musiała przemyśleć, ale póki co nie miała siły ich roztrząsać. Czuła pustkę i chciała aby pozostało tak jak najdłużej.

W kuchni zastała Lanisa, który już zajadał się małżami z makaronem oraz sosem pomidorowym. Uśmiechnął się niewyraźnie na jej widok i poklepał miejsce koło siebie.

- Siadaj, Larys.

Usiadła, ale zwiększyła nieco odległość między nimi. Zauważył to, ale tylko wzruszył ramionami i powrócił do pochłaniania swojej porcji. Westchnęła ciężko i zwróciła się do kucharza, który kręcił się po izbie.

- Przepraszam, czy zostało coś jeszcze?

Grubszy mężczyzna, z łysiną, zwrócił się z zdumieniem ku niej, otwierając nieco szerzej swe małe oczka.

- Ależ oczywiście - odparł dobrodusznie. - Zaraz każę ci przynieść solidną porcję. Tobias!

Wrzasnął najwyraźniej na młodego chłopaka, który z przerażenia wpadł na wiadro z pomyjami, które się rozlało. Kucharz ryknął na niego, wyzwał go od niedorajd i nieudaczników oraz kazał przynieść dodatkowy talerz  z spaghetti. Już po pięciu minutach, Larysa mogła się cieszyć z ciepłego i dobrego posiłku. Odgarnęła jeszcze wilgotne włosy i zabrała się do jedzenia.

Drzwi do izby otworzyły się, wpuszczając do środka dziewczynę, którą poznali podczas ucieczki z Podziemnych Aten. Miała na sobie dżinsy i zaskakująco kolorową koszulę, a brązowe włosy miała rozpuszczone w nieładzie. Uśmiechnęła się lekko, przechwytując spojrzenie Larysy.

- Hej - powiedziała cicho. - Dobrze was widzieć w takim stanie.

Lanis tylko skinął głową. Larysa przełknęła kęs, który akurat miała w buzi i westchnęła.

Percy Jackson - Miecz Damoklesa : Ambasador (Przed korektą)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz