Rozdział 30. Kroki

197 10 6
                                    

LARYSA

Tuż po tym, jak zamknęła za sobą drzwi do sypialni, odetchnęła głęboko i oparła czoło o zimną powierzchnię drewna. Sama nie była pewna co ją wtedy napadło, ale czuła, że musi to zrobić. Po raz pierwszy, od dłuższego czasu, coś ją zaskoczyło. Percy wykazał się zimną krwią, gdy uciekali z siedziby Zrzeszenia, co się jej bardzo w nim spodobało. Jednak drugie ja, podpowiadało jej, że był kiedyś jeszcze inny Perseusz Jackson, który został stłumiony przez coś ciężkiego i traumatycznego. Zrzuciła z siebie wszystkie ubrania i nie trudząc się zakładaniem czegokolwiek, wskoczyła pod kołdrę. Zauważyła, że coraz częściej o nim myślała, nie mogąc pozbyć się wizji przyszłości. Nie interesował ją Christian, chociaż nie oskarżała go o całe zło tego świata. Nie interesował ją Lanis, który tak zaborczo chciał ją chronić i mieć dla siebie. Co więc sprawiło, że jej uwaga skupiła się na kapłanie Morosa? Tajemniczym, niepozornym, przystojnym, młodym mężczyźnie? Że w chwili, gdy pierwszy raz ich spojrzenia się spotkały, coś w niej pękło? Ze stłuczonego szkła, powstało coś nowego i równie pięknego. Dokonać tego potrafił tylko prawdziwy artysta. Czasami nie potrafiła poznać samej siebie - jakby ten miesiąc był rokiem, a nie czterema tygodniami. Wtuliła twarz w poduszkę i westchnęła. Zapragnęła nagle by pojawił się tuż obok.


PERCY

Potarł twarz i wstał z kanapy. Walczył sam z sobą. Pocałunek kobiety rozpalił go tak, jak jeszcze nigdy, od kiedy poznał Annabeth. Czuł jak mimowolnie, jego oczy wilgotnieją. Pustka wreszcie zniknęła, zastąpiona nowymi, świeżymi emocjami. Jakby ktoś zdjął opaskę z jego głowy i pokazał mu zupełnie inny, nowy świat.

Annabeth by tego chciała, Percy - szepnął w jego głowie Moros.

Mężczyzna zachwiał się, gdy dwójka bogów opuściła jego ciało, chcąc zostawić mu trochę prywatności. Przez chwilę zamigotali przed nim. Skłonił głowę, w wyrazach szacunku.

- Dziękuję - wychrypiał.

Rozmyli się, bardzo powoli. Osunął się z powrotem na kanapę. Czego chciałaby Annabeth? Czy była jakakolwiek szansa, że żyje? "Żyj własnym życiem, synu Posejdona. Nie tym, które minęło" - czyjś cichy głosik rozbrzmiał w jego głowie. - "Masz jedno życie. Przeżyj je tak, jak na nie zasługujesz. Nie wiesz czy dożyjesz jutra." Po jego policzkach spłynęły łzy. Zrozumiał, że nigdy nie przestanie kochać córki Ateny i nadal będzie ją kochał na swój charakterystyczny sposób. Zrozumiał też, jak inna jest ona w stosunku do Larysy. Przypomniał sobie słowa Morosa. "Percy, na prawdę nie doceniasz siły miłości. Mogło by się wydawać, że już coś wiesz po użyciu Starej Baśni. Jednak na dojrzałe spojrzenie na miłość trzeba trochę czasu"

Czy właśnie tego potrzebował, by móc na to spojrzeć z innej strony? Miesiąca i czułego pocałunku innej kobiety, która pokochała go na prawdę? Nie, nie miesiąca. Tak na prawdę całego czasu, który przespał i wszystkie wydarzenia, które przeżył po śpiączce.

Wszedł po schodach i zatrzymał się tuż przed drzwiami Larysy. Uniósł dłoń, chcąc zapukać, ale po chwili opuścił ją, stojąc nieruchomo. Czekał przez moment, pragnąc usłyszeć zaproszenie, ale otrząsnął się. Może jeszcze nadal było za wcześnie? Może nie powinien... Wycofał się do swojej sypialni, zastanawiając się, czy usłyszała jego kroki. Czuł się źle, okłamując ją. Nie był kapłanem. Nie był tym, za którego się podał. Czy nadal będzie go pragnąć, jeśli powie jej kim jest naprawdę? Wrogiem, szpiegiem, zdrajcą. Miał dla kogo walczyć. Gdzieś tam czekał na niego Jonas, o którym dla jego bezpieczeństwa musiał chwilowo zapomnieć. Nie zniósł by drugiej straty, ale czy z drugiej strony, ponowne zakochiwanie się nie narażało go na kolejną?

Percy Jackson - Miecz Damoklesa : Ambasador (Przed korektą)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz