Rozdział 59. Rodowód

166 7 0
                                    

LARYSA

Brak wiadomości, zabijał ją w tym samym stopniu, co zapach jego ciała, który wciąż tam był, pomimo wielu miesięcy nieobecności. Zapach Percy'ego był na poduszce i na kołdrze, pod którą teraz sypiała. Był również wtedy, gdy wchodziła do łazienki i próbowała się ogarnąć. Rozpraszało to ją tak bardzo, że ledwo była w stanie się skupić na pomocy w przygotowaniach do nadchodzącej wojny.

Dwa dni temu do Obozu dotarła wieść o tym, że Sykstus wyruszył wraz z armią i opuścił Podziemne Ateny. U jego boku kroczyła Apate, której złowieszcze fale mocy, docierały aż tutaj, sprawiając, że nocami herosi drżeli z przerażenia, prawie zapominając o tym, jak mają na imię. Za dnia ten strach nieco się rozpraszał, zastąpiony myślami o technikach obrony i walki.

Po raz pierwszy, wraz z Lanisem, mogła podziwiać prawdziwych półbogów i ich moce. Syn Jupitera - Jason, za pomocą wiatrów ustawiał statki, które miały pomóc w odpieraniu ataku. Frank, co chwilę zmieniając postać, pomagał wznosić najprzeróżniejsze konstrukcje, które miały posłużyć do ostrzeliwania oddziałów wroga. Hazel wraz z braćmi Hood, ustawiała pułapki i magiczne klejnoty, robiła sztuczne nasypy, które pod ciężarem setek stóp, miały się zawalić. Każdy coś robił, a całość wyglądała jak wielkie mrowisko, pracujące nieustannie, dzień i noc.

Sama pragnęła coś zrobić, ale jedyne czym mogła służyć, to radami dotyczącymi ustawień i formacji wojskowych. Pewnego dnia konsultowała to właśnie z pretorem XII Legionu, gdy podszedł do nich Chejron.

- Witaj, Reyno - pozdrowił kobietę i zwrócił się ku Larysie. - Mogę cię prosić na chwilę?

Zdziwiła się, ale ruszyła za kopytnym do Wielkiego Domu. Weszli na ganek, gdzie Chejron zmienił sposób poruszania się, na wózek, dzięki czemu mógł wygodnie usiąść. Wskazał miejsce naprzeciwko siebie, przy stole, na którym leżały ciastka i dzbanek herbaty oraz kubki. Usiadła bez słowa sprzeciwu. Po kilku dniach, odkryła, że polubiła tego brodatego i spokojnego mężczyznę, który zdawał się mieć encyklopedię zamiast mózgu.

Centaur westchnął ciężko, jakby go coś męczyło.

- Rozmawiałem niedawno z twoim przyjacielem - zaczął. - Opowiedział mi o tym, jak zatrzymałaś czas, podczas waszej ucieczki z Podziemnych Aten.

- To prawda - przyznała ostrożnie. - ale nadal nie mam pojęcia jakim cudem to zrobiłam.

Gryzło ją to w tym samym stopniu, co sprawa Percy'ego i jego brak zaufania. Rozmyślała o tym często, nieraz nie mogąc zasnąć. Chejron, w zamyśleniu potarł brodę, wodząc wzrokiem gdzieś daleko, za jej plecami.

- Interesujące - mruknął. - Nie słyszałem o żadnej bogini lub bogu, który miałby do tego zdolność, po za Aionem, ale...

- Ale? - nalała sobie herbaty do kubka i oplotła go palcami.

- Ale... - westchnął ciężko. - nie zawsze to musi być takie oczywiste.

- To znaczy?

- To znaczy, że konkretny bóg, nie musi być przypasowany tylko do jednej specjalizacji.

Wzruszyła ramionami.

- Cóż, nie mam w tym zbyt wielkiego doświadczenia, bo w życiu spotkałam zaledwie jedną boginię i to jeszcze bez jej wiedzy.

Uśmiechnęła się blado, na wspomnienie, gdy razem z Percym, chowali się w niszy, próbując nie zostać przyłapanym przez Apate. Tamtego dnia, to były zaledwie igraszki. Gdyby wtedy ktoś jej powiedział, że jakiś czas później, z tym samym mężczyzną, wyląduje w łóżku, nie jeden raz i, że weźmie udział w zamachu na królewskiego syna, to prawdopodobnie skierowałaby go do medyka. Jednak stała przed faktem dokonanym, a czasu nie dało się cofnąć.

- Co poczułaś, gdy użyłaś swojej mocy? - zapytał ją, ze spokojem, Chejron.

Nad pytaniem musiała się nieco zastanowić, ale w końcu, ostrożnie dobierając słowa, udzieliła odpowiedzi.

- Nie jestem pewna, ale sądzę, że w tamtej chwili odczułam pewnego rodzaju... ulgę - powiedziała cicho. - Jakby coś miesiącami, a nawet latami, czekało na uwolnienie i wreszcie nadszedł ten właściwy moment.

Skinął głową i wziął jednego herbatniczka, nadgryzając go nieco.

- To potężna umiejętność, w zasadzie zarezerwowana dla bogów - spojrzał na nią uważniej. - Jeśli zyskałaś taką zdolność, to oczywiste, że musisz być półboginią, ale twoja matka... musi należeć do deus otiosus.

Uniosła brwi.

- Bogini pasywna? Nieingerująca w sprawy śmiertelnych ludzi? Czy tacy jeszcze istnieją?

- Istnieć, istnieją z pewnością - odparł Chejron. - Niewielu z nich jednak decyduje się na posiadanie potomstwa z ludźmi.

- Czy to oznacza, że moja mama była boginią, a potem odeszła, maskując się śmiercią?

Centaur chrząknął i odwrócił wzrok. Larysa zgadła, że to najprawdopodobniej nie była prawidłowa odpowiedź. Westchnęła ciężko, zrozumiawszy i na moment zasłoniła twarz dłońmi.

- Czy zawsze się wszystko musi tak komplikować? - wymamrotała.

- Przykro mi - jego głos był delikatnie przepełniony współczuciem. - Z reguły, tak właśnie się to odbywa. Bogowie rządzą się swoimi własnymi prawami, a śmiertelnicy, nawet jeśli nie chcą, to w końcu też im ulegają. W słowniku nieśmiertelnej istoty, nie znajdziesz słowa: "niemożliwe".

Odjęła dłonie i oparła je na kolanach, spoglądając na Chejrona.

- Co dalej? - zapytała, czując spokój, o który by się nie podejrzewała. - Będziemy jakoś dochodzić do tego, która bogini jest moją matką?

Kopytny uśmiechnął się lekko. Liczyła na jego pomoc. W końcu to on, przez ostatnie dnie, tłumaczył jej cały system, który rządził oboma obozami i żyjącymi w nich półbogami. Sama go o to poprosiła, chcąc stanąć do rozmowy z Percy'm na poziomie, na którym mogliby się porozumieć.

- Cóż, wszystko po kolei. Najpierw musimy przeżyć wojnę, a potem będziemy myśleć, co dalej. - oznajmił i pokrzepił ją uśmiechem. - Nie muszę zresztą chyba dodawać, jak bardzo cenne są twoje rady z zakresu taktyki i strategi.

- Naprawdę? - uniosła brew. - Całe dzieciństwo spędziłam u ojca na kolanach, obserwując jak nakreśla plany i rozmieszcza ludzi - jej usta drgnęły lekko. - Teraz, wynika z tego, że to był dobrze wykorzystany czas.

- Nawet doskonale, rzekłbym - odparł z śmiechem, po czym spoważniał i spojrzał jej w oczy. - Dziękuję. I nie rezygnuj z Percy'ego, chociaż coś mi mówi, że nawet na torturach byś tego nie zrobiła, prawda?

Nie musiał czekać na odpowiedź, którą znał. Wstała, lekko skłoniwszy głowę i ruszyła z uśmiechem na ustach, w kierunku placu ćwiczebnego.

Percy Jackson - Miecz Damoklesa : Ambasador (Przed korektą)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz