Przepraszam, że nie wczoraj, ale dzisiaj ;-) ~autorka
PERCY
Larysa bynajmniej nie żartowała, mówiąc o codziennej rutynie - ćwiczeniach, rozciąganiu i siłowni. Gdy wyszedł rano na główną ulicę, zaskoczył go fakt, że była zupełnie pusta. Jedynie nieliczni, zakapturzeni ludzie posuwali się tuż przy samych budynkach. O tej porze panował jeszcze przyjemny półmrok, jaki towarzyszy wschodzącemu dopiero co słońcu. Percy ciągle łamał sobie głowę nad tym, jakim cudem było tutaj dostarczane światło dzienne.
Przecież to proste - mruknął Moros w jego myślach. - System luster i światłowodowych włókien, które znajdują się na powierzchni ziemi i odbijają światło do środka.
- I tylko lustra to sprawiają? - zdziwił się. - Cud architektoniczny.
Bogowie roześmiali się.
Nie. To tylko architekta słoneczna - powiedział Fanes. - Umiejętnie wykorzystana, jak widać. Grecy wcale nie skupiali się tylko i wyłącznie na filozofii, jak mogą niektórzy przypuszczać. Światłowodowe włókna, to ich wynalazek.
Już z dala, rysowały się potężne struktury pałacu. Wczoraj otrzymał wiadomość od Christiana, który napisał w liście, że Percy ma prawo do poruszania się po całym terenie tej budowli, a pierścień, który jest w kopercie, upoważnia go do tego. Obejrzał metalowy przedmiot, z wygrawerowanym jeleniem o pięknym, rozłożystym porożu. Nie zastanawiał się zbyt długo nad jego znaczeniem - przyjął prezent i klucz do gabinetu. Oprócz tego, młody Wielki Dowódca dziękował mu za przybycie, nawet jeśli było przypadkowe i oferował swoją pomoc. Percy skrzywił się na tą myśl i przypomniał sobie urywki snów, kiedy Obóz Herosów był palony właśnie przez niego. Mogła to być wizja prorocza, której mógł zapobiec. Przez ostatnie kilka godzin, budziło się w nim nowe postanowienie - postanowienie przejęcie władzy. Musiał być jednak ostrożny i zdać się na doświadczenie dwóch bogów, którzy siedzieli w jego umyśle.
Skierował się do Partenonu, który pierwszy zaczynał łapać odbite promienie światła. Musiał coś sprawdzić. Moros z Fanesem westchnęli, najwyraźniej nad jego głupotą, ale Percy jak zwykle zignorował ich. Był ciekaw jednej rzeczy i to pragnienie mogła zaspokoić tylko i wyłącznie Pytia.
Kilka minut później znalazł się w zaciemnionym wnętrzu i wciągnął głęboko powietrze. Wysunął przed siebie dłoń i nagle coś w jego umyśle zaskoczyło. Świecie zapaliły się, ukazując, tak jak wczoraj, Pytie siedzącą ze skrzyżowanymi nogami w okręgu. Podniosła na niego spojrzenie swoich bezbarwnych oczu i mruknęła coś cicho, czego nie dosłyszał.
- Jesteśmy sami? - zapytał retorycznie, chociaż doskonale wiedział, że tak.
- Ahmm - kobieta przeciągnęła się - Czego chcesz, Synu Posejdona?
Potarł kark, który zaczął go mrowić. Ostrzeżenie Morosa o nadchodzącym niebezpieczeństwie. Mimo wszystko, postanowił nadal brnąć w to, w co wszedł. Nie było odwrotu.
Perseuszu, nie. - głos Fanesa rozbrzmiał ostro w jego głowie. - Nawet się nie waż odkrywać tych kart.
Za późno.
- Powiedz mi co stanie się z tronem Podziemnego Państwa.
- Rozbierz się.
- Słucham? - uniósł brwi i spojrzał na swoją białą koszulę oraz czarne chinosy. - Co jest nie tak z moim ubiorem?
- Kontakt cielesny, synu Posejdona. Wystarczy mi kawałek twojej klatki piersiowej. Pokażę ci.
Perseuszu Jacksonie! - zawyli obaj bogowie. Potrząsnął głową i zabrał się za rozpinanie guzików. Sam dostanie odpowiedzi. Pytia uśmiechnęła się, wyciągając do niego ręce.
- Wejdź do kręgu i uklęknij przy mnie.
Wykonał polecenie. Kobieta położyła dłonie na jego torsie i zaczęła nimi dotykać kolejno mięśni brzucha, sutków, ramion. Spojrzała mu prosto w oczy, a on znowu zdziwił się bezbarwnością jej źrenic.
- Gotowy jesteś, aby poznać prawdę?
- Tak - szepnął.
Położyła dłonie całą powierzchnią na jego piersi. Jedyne co potem zarejestrował, to chłód, po czym stracił przytomność.
W jego głowie grzmiały czyjeś głosy. Nie, nie w głowie. Koło niego, ktoś mówił coś mocnym głosem. Otworzył oczy, próbując sobie przypomnieć co się stało. Dostrzegł nad sobą twarz Besariona, który cofnął się w popłochu.
- To jakiś rytuał Morosa - powiedział przerażony do kogoś, kogo Percy nie widział.
- Nie głupcze! - syknął jego towarzysz. - To zły omen!
Mimo tego, że widział wszystko, nie był w stanie się poruszyć. Gdzieś z tyłu głowy, cały czas słyszał brzęczenie. Moros z Fanes jakby zupełnie znikli.
APATE
Krzyknęła przeciągle z bólu, gdy jej nić została zerwana. Przetoczyła się przez nią fala bólu, zniszczenia i śmierci wraz z którą przyszły słowa. "Apate" - wyszeptał cichy, aksamitny głos. - "Przyszliśmy po twoją głowę..." Z trudem zmaterializowała się, tuż przed ołtarzem. Opierała się o jego róg, drżąc z wysiłku i cierpienia.
- Moros! - wydyszała. - Tylko nie Pytia!
Nie moja to zasługa. Mój kapłan troszkę się nie opanował.
- Co ty tu robisz?!
Słyszałem, że znowu chcesz podbić Olimp. Nieładnie. Mam misję do wykonania w twoim mieście.
Jej oczy zwęziły się.
- Nic Ci do tego! Zejdź mi z drogi! - warknęła.
Po to tu jestem by ci na niej stanąć. Ród Węży nadal szlachetnie ci usługuje. Kiedy powiesz mu o swoich zamiarach? Gdyby się o nich dowiedział, to poważnie musiałby się zastanowić nad swoją służbą w twoich szeregach. Hmm... kto wie czy nie chciałby władzy dla siebie? Czy Sykstus wie, co Twoja armia zrobiła potem w Londynie, po wielkim pożarze?
- Zamilcz - z całej siły zacisnęła dłonie na marmurze, który zaczął się boleśnie wbijać. - Tym razem nawet z twoimi intrygami, dopnę swojego celu. Nie zniszczysz mnie.
Sama siebie zniszczysz. Narzędzia, którymi się posługujesz, mają dwa końce. Jeden wymierzony w twoje sługi, a drugi w ciebie samą. Kwestia czasu, kiedy oberwiesz swoją własną bronią.
Jęknęła i opadła na kolana.
- Wynocha!
Doprawdy - zabrzmiał głos Fanesa. - Teraz nie aktywujesz Lazurytu.
Nie miała siły aby teraz z nimi walczyć. Była jeszcze zbyt słaba. Wiedziała, że Moros z Fanesem są w stanie zablokować jej moc, dzięki której uruchomi stary artefakt. Musiała znaleźć inny sposób by aktywować klejnot. Gdzieś tam w środku czuła narastającą wściekłość i nienawiść. Moros zniszczył jej życie, tysiące lat temu. Zapłaci jej za to.
- To nie koniec... - wyszeptała. - To dopiero początek.
Nie usłyszała odpowiedzi. Bóg materii i wszechświata znikł, wraz z bogiem losu i gwałtownej śmierci. Z trudem łapała oddech. Potrzebowała Sykstusa, Teraz. Już. Natychmiast.
CZYTASZ
Percy Jackson - Miecz Damoklesa : Ambasador (Przed korektą)
FanfictionNiecałe dziewięć miesięcy później, po wydarzeniach, które wstrząsnęły światem Rzymskich i Greckich herosów, Percy Jackson budzi się. Gdy patrzy w lustro widzi morskie oczy, pełne cierpienia oraz zarośniętą twarz i dość długie włosy. Stracił miłość s...