Rozdział 40. Przepaść

154 8 1
                                    

Niespodzianka :)))

MARKUS

Patrzył na boginię, czując wściekłość, gorycz, żal i rozpacz. Atena nie zwróciła na to uwagi, uważnie oglądając tarczę i obracając ją. Miał ochotę rozszarpać twarz tej bogini, zrobić wiele rzeczy. Czym sobie zasłużył na takie życie? Tym, że pomógł bezradnym ludziom, którzy cierpieli w skutek działań wyznawców Apate? Potężne emocje wstrząsały jego wnętrzem, ale starał się je opanować. Jedno się nie zmieniło przez te wszystkie lata - półbogowie nadal byli pionkami swoich boskich rodziców. Schylił głowę i zacisnął zęby, klęcząc przed tronem na Olimpie.

- Proszę - wycedził. - To tylko drobna rzecz, którą możesz zrobić. Uczynić mnie śmiertelnikiem.

Atena westchnęła i spojrzała na niego.

- Nie, mały nieśmiertelny. Nie mogę tego zrobić. To jest twoja kara za pomaganie Apate.

- Nie pomagałem jej! - zacisnął dłonie w pięści. - Przeciwstawiłem się jej! To jest jej kara za to, że odważyłem się pomóc rebeliantom.

- Odejdź, chłopcze. Moja córka nie żyje, czy jest coś bardziej ważnego, niż to, że straciłam moje najzdolniejsze dziecko?

Wtedy odważył się na nią spojrzeć. Gotowała się w nim wściekłość.

- Bogowie! - wybuchnął. - Zawsze myślicie o swoich boskich tyłkach!

Zanim Atena zdążyła zareagować, znikł jakby nigdy go tu nie było. Kilka sekund temu miał przed oczami salę Olimpu, a teraz ujrzał Pałac w Podziemnych Atenach. Skoro bogowie nie chcieli jego służby i nie chcieli go przywrócić do zwyczajnego życia, to wróci do tej, która go takim uczyniła. Przez dziesiątki lat błąkał się po świecie, próbując wszystkiego, co zwróciłoby mu starzenie się. Nie mógł normalnie żyć, założyć rodziny, robić tego, co tysiące ludzi. W końcu, kilka lat temu, trafił do Obozu Jupiter gdzie miał nadzieję, że pomogą mu Olimpijczycy. Dziś zobaczył, że wszystkie nadzieje, które z nimi wiązał, były fałszywe. Miał sporo informacji, które mogły  pomóc jego starym sprzymierzeńcom, między innymi kto działał w Zrzeszeniu Talliona. Na jego twarzy pojawił się zimny uśmiech. Może czas zacząć działać?

Przedtem zbyt długo się wahał, odmawiał współpracy Sykstusowi i Christianowi. To on wręczył szarfę z rodem Węża młodemu posłańcowi, który niósł zatrutą wodę dla Amona... Widział cierpienie Jacksona po stracie Annabeth... może ludzkie uczucia rozbudziły się w nim na tyle, że nie miał odwagi po raz kolejny stanąć po złej stronie? Być może, gdyby Apate na nowo zawładnęła Podziemnymi Atenami i znów została obalona... świat byłby lepszy?


Sykstus zdumiony, poderwał się z tronu na jego widok. Markus otrzepał swoją szatę i uśmiechnął się szeroko.

- Witaj, przyjacielu. Wróciłem do domu.

Mężczyzna w pierwszej chwili stał i wpatrywał się w niego z niedowierzaniem, po czym jego oczy zwęziły się.

- Przyjacielu... wróciłeś... do domu? - wycedził i zrobił parę kroków w jego kierunku. - Nazwał bym to inaczej. Zdrajco, wpadłeś z powrotem do dołu.

Mężczyzna uniósł dłoń na której pojawiły się płomienie ognia i cisnął ją przed siebie, z całej siły. W ostatniej chwili Markus zdążył rzucić się na bok, unikając śmiercionośnego ciosu. Przejechał po posadzce kilka metrów i z zerwał się na nogi. Cóż za przyjacielskie powitanie...

- Tak witasz starego towarzysza broni? - zawołał. - Nic się nie zmieniło. Tak samo jak twój ojciec, tak i ty parasz się magią Apate.

- Milcz! - syknął król. - Wszystko się sypie przez twoje niskie poczucie wartości!

Kolejny pocisk powędrował w jego stronę, ale Markus uśmiechnął się drwiąco i znikł. Przez moment przed oczami widział ciemność, a następnie plecy Sykstusa. Jednym ruchem objął ramieniem jego szyję i docisnął ostrze sztyletu, które wymsknęło się z jego rękawa, dociskając je do gardła króla. Mężczyzna znieruchomiał, oddychając ciężko.

- Jak nie przyjaciel, to wróg - wyszeptał Markus do jego ucha. - Zastanów się co lepsze. To, że nic wam nie mówiłem, nie oznacza, że nic nie wiem.

Sykstus rozsądnie nie poruszył się ani na milimetr. Doskonale znał Markusa i wiedział do czego jest zdolny. Oddychał ciężko, a po jego czole spływał pot. Legionista czuł fale strachu, bijące od niego, które mogłyby powalić każdego, jeśli miałby otwarty umysł na taką magię.

- Idioto - odezwał się spokojnie. - Pozyskałbym potrzebne informacje tak czy inaczej...

- Ale...?

- Ale skoro już jesteś...

Markus parsknął śmiechem i cofnął się, chowając sztylet. Król z gorzkim uśmiechem odwrócił się, trąc szyję. Wyminął go i opadł na tron, odchylając głowę do tyłu. Strach znikł, zastąpiony przez ulgę. Przez krótką chwilę milczeli. Dostrzegł na twarzy mężczyzny zmiany - bynajmniej nie na lepsze.

- Mam problem - oznajmił cicho Sykstus. - Nie do końca jestem pewien, co z nim zrobić.

- To znaczy? - uniósł brew.

- Ktoś próbował przeprowadzić zamach na mojego syna i zabrać Lazuryt. Nie mamy żadnego podejrzanego, nawet ruch oporu siedzi cicho jak mysz. Zapewne to oni, ale nie mam nikogo kto mógłby być jednym z nich. Wysłałem ludzi po informacje do Wężowców, ale...

- Nic póki co nie przynieśli?

Pokręcił głową.

- Nic, zupełnie.

- Hmm - Markus zastanawiał się ile wyjawić mu na początek. Potrzebował dobrej ceny i porządnego utargu by zdobyć to, co chciał. - Obóz Herosów wysłał tu kogoś z misją, ale nie wiem kogo. Może ten ktoś za tym stoi?

- Słucham?! - mężczyzna zerwał się na równe nogi. - Jak to wysłał kogoś z misją?

Wzruszył ramionami.

- Tylko tyle wiem, tyle słyszałem.

Widział na jego twarzy zaniepokojenie i podejrzliwość. "Dobrze" - pomyślał. - "Niech się teraz zastanawia o kogo chodzi. Nie wie czy bardziej być zaniepokojonym faktem, że wysłano kogoś z wrogiego obozu, czy tym, że nie zna jego tożsamości." W duchu śmiał się głęboko, ale na zewnątrz nie okazał nic. Król krążył koło tronu, najwyraźniej analizując wszystko podejrzane, co zobaczył w ostatnim czasie.

- Nieważne - oświadczył. - Przesłuchamy jutro wszystkich z góry na dół. Bądź obecny na przesłuchaniu.

Skinął głową.

- Nie ma sprawy. Mam zdać raport z rozmów?

- Tak.

Markus uśmiechnął się lekko i skłonił się, po czym znikł.

Percy Jackson - Miecz Damoklesa : Ambasador (Przed korektą)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz