Rozdział 60. Spóźniony list

171 8 0
                                    


PERCY

Miał spore problemy z dojściem do siebie, ale pod troskliwym okiem bibliotecznego staruszka oraz wysokiego mężczyzny z skórą spaloną słońcem, który mobilizował go do stopniowo coraz dłuższych ćwiczeń. Nie pamiętał nic, aż do momentu, gdy pewnego dnia, ocknął się w łóżku, czując zapach jaśminu, co z kolei sprawiło, że jego serce zabiło tysiąc razy szybciej. Próbował zerwać się jak najszybciej, aby dotknąć Larysy, ale pierwsze, co odkrył, to jest to, że nie miał siły i wszystko go boli, a drugie, że Larysy tu nie było.

- Spokojnie, Percy. Jesteś bezpieczny - usłyszał zapewnienie i dopiero gdy zerknął w przeciwległy róg pokoju, dostrzegł tego wysokiego mężczyznę o ogorzałej twarzy.

Zbliżył się do niego, obserwując go badawczo.

- Jak się czujesz?

Nie było ciężko udzielić mu odpowiedzi na to pytanie, ale nie był pewien, czy powinien mu zaufać. Ten westchnął, najwyraźniej zrozumiawszy w czym tkwi problem i przysunął krzesło, na którym usiadł, wspierając łokcie na kolanach.

- Jestem Syriusz, ojciec Larysy. - oznajmił ze spokojem. - Cztery dni temu wkroczyliśmy do miasta, wraz z sprzymierzonymi dowódcami, tuż po tym, jak Sykstus opuścił miasto. Jesteś bezpieczny, możesz mi zaufać.

Zamilkł i nadal wpatrywał się w niego badawczo. Percy trawił informacje i łączył fakty, które powoli składały się w jedną całość. Przełknął ślinę, odkrywając, że jeszcze może to zrobić. Odrzucił kołdrę, chcąc przyjrzeć się swojemu ciału i z zdumieniem odkrył, że znaczna część jego ran zniknęła.

- Atena cię uleczyła - poinformował go Syriusz. - Miałeś szczęście.

- Atena... - jego głos brzmiał jak stare zawiasy, nieruszane od wieków.

Skrzywił się i znowu opadł bezwładnie na poduszki. Leżał tak przez moment, wbijając wzrok w sufit.

- Cztery dni - wyszeptał. - Czy tyle już minęło od wymarszu wojsk Sykstusa?

- Właściwie od jego wymarszu minęło sześć - odparł dowódca. - Przybyliśmy dokładnie w ten sam dzień, w którym opuszczał miasto, ale odczekaliśmy dwa dni, aby się upewnić, czy nic nam nie grozi. Nie mielibyśmy szans w tym starciu, gdyby do niego doszło.

- Larysa... - wymamrotał.

Z twarzy Syriusza trudno było cokolwiek wyczytać, podobnie jak nie raz z twarzy jego córki. W tym jednym byli podobni, świetnie potrafili ukrywać emocje. Wciągnął głęboko powietrze przez nos i wydmuchał je, nadymając policzki.

- Zanim odpowiem ci na to pytanie, muszę wiedzieć jedną rzecz - oznajmił i pochylił się bliżej, ściszając nieco głos. - Czy ty... czy wy... zrobiliście to?

Doskonale wiedział o co pytał. Spojrzał w jego oczy i zaraz odwrócił wzrok.

- Tak - odparł bez zastanowienia. - Zrobiliśmy to. Mimo tego, że jest wściekła i być może zawiedziona, to z chwilą gdy się rozstawaliśmy... nie wyglądała jakby żałowała tego, co między nami zaszło.

Mężczyzna skinął głową, jakby uznał tą odpowiedź za satysfakcjonującą i nagle chwycił jego prawą dłoń, na której widniała blizna, odwracając ją grzbietem do dołu.

- Wiesz co to znaczy, prawda?

Percy miał wrażenie, że jego sokoli wzrok zaraz wywierci w nim dziurę.

- Wiem. Znak następcy tronu, wybranego na dzierżenie korony Podziemnych Aten.

- Brałeś udział w zamachu na króle... Christiana - mężczyzna tkwił nieruchomo.

Percy Jackson - Miecz Damoklesa : Ambasador (Przed korektą)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz