Rozdział 33. Śmiać się, oszaleć lub tańczyć

187 8 5
                                    

No to wpadam z środowym rozdziałem ;)

PERCY

Przed drzwiami pałacu kręciło się mnóstwo ludzi. Czekali aż lokaje zaczną sprawdzać ich zaproszenia i wpuszczać do przedsionka, który na potrzeby imprezy, zmienił się w przepiękną salę balową, którą Percy już miał okazję widzieć. Ustylizowana na czarno, miała swój klimat, któremu trudno było się oprzeć. Zbliżając się do wejścia, już z dala dostrzegł czerwonowłosą instruktorkę tańca, której najwyraźniej jego widok zaparł dech w piersiach. Zresztą nie tylko jej, ponieważ wzrok większości kobiet skierował się właśnie na niego, ale zaraz umknął z obawy przed zazdrosnymi partnerami. Uśmiechnął się lekko i skłonił przed Elle, która wsunęła się pod jego ramię.

- Prawdziwy mężczyzna - szepnęła do jego ucha. - Gratulacje.

Skinął głową, z uśmiechem i skierowali się na schody. Wzrokiem błądził po twarzach, szukając tej jednej, którą pragnął ujrzeć, dzisiejszego wieczoru w swoich ramionach, podczas tańca. Ścisnęło go w środku, kiedy nie dostrzegł, ale postanowił być cierpliwy. Bal jeszcze się nie rozpoczął.


LARYSA

- Zapniesz? - zwróciła się do służącej, która uwijała się przy jej włosach.

Służka westchnęła, ale zapięła zamek pięknej, czarnej sukni, która do połowy była koronkowa, a od pasa w dół stanowiła jedwabny materiał. Ojciec podarował jej ją na dwudzieste urodziny, które obchodziła dokładnie rok temu. Powiedział, że zawsze należała do jej matki, która z pewnością chciałaby, aby ją nosiła. Przyjrzała się sobie w lustrze, myśląc o Percy'm. Czy będzie na przyjęciu? Miała nadzieję, że nie wycofa się z planu, który ustalili wraz z Lanisem i jego ekipą. Musieli odebrać Lazuryt Christianowi. Bała się, że gdy zobaczy kapłana Morosa, cały świat stanie się dla niej nieważny. Na moment zacisnęła mocno powieki, starając się uspokoić oddech.

- Niech pani się nie martwi, Laryso - usłyszała głos starszej kobiety. - Jest pani równie piękna co matka, a ten młodzieniec wie co to znaczy szacunek do kobiety. Jeśli miałabym doradzić...

Gdy przez dłuższy czas panowała cisza, otworzyła oczy i dostrzegła, że Lizette patrzy na nią niepewnie.

- Mów, proszę - szepnęła.

Pokiwała głową i poprawiła jakiś kosmyk na jej głowie.

- Jeśli miałabym doradzić... sądzę, że nieważne jest pochodzenie i klasa ani rodzaj wykonywanej pracy. Jeśli tylko odnajduje pani to w jego ramionach... proszę za nim iść. Proszę sobie nie odbierać szansy na szczęście.

Czuła jak na jeden krótki moment, jej oczy wilgotnieją. Owszem. Tak właśnie sądziła i po raz pierwszy pragnęła szczęścia dla siebie, a nie dla ludu. Po raz pierwszy, uważała, że na nie zasłużyła. Starowinka uśmiechnęła się lekko i cofnęła, patrząc na swoją panią w lustrze. Otworzyła usta w zachwycie.

- Jest pani piękna, Laryso! - zawołała cicho.

Skłoniła lekko głowę i również nie mogła powstrzymać uśmiechu.

- Oceni to ten, który dziś będzie ze mną tańczył, Lizette.

- Sądzę, że nie będzie mężczyzny, który stwierdzi inaczej - odparła z niezachwianą pewnością. - W szczególności ten młodzieniec. Widziałam jak na siebie patrzycie. W jego oczach było widać, że doznał wielkiej straty. Jesteś dla niego nową miłością, która pozwoli mu odżyć. A ty moje dziecko - wzięła jej dłonie w swoje. - Potrzebujesz kogoś dla siebie.  Nie ty dla innych, ale inni dla ciebie. Potrzebujesz tego.

- Dziękuję Lizette - przytuliła ją mocno, wzruszona jak rzadko kiedy. - Dziś jest ważny wieczór. Wstaw się za mną u Ateny.

Wzięła szal i nałożyła go na ramiona, obracając się parę razy. Gdzieś w oddali, zabrzmiał dzwonek, mówiący o pierwszym tańcu. Uśmiechnęła się lekko. Nadszedł czas na nią.


PERCY

Zaczął Christian wraz z swoją partnerką. Zaraz za nim, na środek wysunęli się Archonci oraz arystokraci. Percy przyglądał się wirującym sukniom i garniturom - mocy kolorów w czarnej sali. Wytężał wzrok, szukając Larysy. W końcu poprosił Elle, która z uśmiechem dała się poprowadzić. Podczas gdy się obracali, szeptała mu do ucha instrukcje, zapewne upewniając się, że na pewno je zastosuje. Po pierwszym tańcu, dostali brawa od obserwatorów i każdy na moment rozszedł się, szukając partnerów i partnerek. Wtedy dostrzegł kobietę na którą czekał. Stanął na samym środku, z otwartymi ustami, nie mogąc nabrać powietrza. Widok Larysy sprawił również, że miał problem z poprawnym myśleniem. Ruszyła ku niemu, z lekkim uśmiechem na ustach, wychodząc z lewej odnogi korytarza. Doskonale zdawała sobie sprawę jakie wywarła na nim wrażenie. Sunąc między tłumem, wywierała ogromne poruszenie, gdy przedstawiciele płci męskiej oglądali się na nią. Jednak ona skupiona była tylko na Percy'm, który również nie odrywał od niej wzroku. W końcu złączyła dłonie, tuż za jego karkiem, patrząc mu prosto w oczy. On swoje delikatnie położył na jej tali.

- Dobry wieczór, panie Jackson.

Nadal oczarowany, drgnął.

- Dobry wieczór... lady.

Poczuł jak gładzi czule jego włosy. Następne chwile zamazały się w jedną, gdy tańczyli kawałek po kawałku. Nikt nie odważył się im przerwać, najwyraźniej widząc chemię między dwojgiem młodych ludzi. Zachwycał się każdym szczegółem, który mógł dostrzec z tak bliska. Rozmawiali cicho, żartowali i prawili komplementy, zapominając zupełnie o tym, co mieli dziś zrobić. Raz do czasu, Larysa opierała czoło o jego ramię i stali chwilę, kołysząc się do rytmu, pogrążeni w swoim własnym świecie.

- Jesteś taki... cudowny - wyszeptała do jego ucha. - Pragnę cię.

Owionęła gorącym oddechem jego szyję, gdy wargami musnęła jego podbródek. Przez ciało Percy'ego przeszły dreszcze podniecenia. Nie pozostawał jej dłużny. Jedną dłonią pogładził jej nagie plecy, które go tak zachwycały. W tym momencie, z tego półsennego otępienia, wyrwał ich głos wodzireja.

- Muzyka specjalnie dla zakochanych par. Prosimy o zgaszenie wszystkich świateł i pozostawienie świec.

Rozległy się "ochy" i "achy", gdy na sali zapadła ciemność. Bardziej wyczuł niż zobaczył, że Larysa się uśmiecha. Popłynęła powolna, romantyczna melodia. Po dłuższej chwili, poczuł jej delikatne usta, wędrujące od ucha, aż w końcu zatrzymały się na jego wargach. Przejął inicjatywę, całując ją namiętnie. Jęknęła cicho i przylgnęła do niego. Percy nie mógł ukryć tego, jak bardzo go to podnieciło. Zaśmiała się do jego ucha.

- Pójdźmy gdziekolwiek - wyszeptała. - Bylebyśmy zostali sami.

- Do mnie? - wymruczał w odpowiedzi. - Nie powinni nas tam...

- Tak - wplotła dłoń w jego włosy i przycisnęła swoje wargi do jego. - Do ciebie. Jak najszybciej...

Ich ciała trawiła miłosna gorączka, która z każdą minutą była coraz silniejsza. Po ciemku z trudem poruszali się pomiędzy parami, ale w końcu udało im się dotrzeć do drzwi. Gdy wyszli, napadł na nich chłodny wiatr, który tylko na chwilę ostudził ich emocje. Larysa splotła swoją dłoń z jego i pociągnęła. Szybko zbiegli po schodach i ruszyli w kierunku willi Percy'ego. Mężczyzna na oślep podążył za swoją partnerką, myśląc tylko o tym, co może się wydarzyć...

Percy Jackson - Miecz Damoklesa : Ambasador (Przed korektą)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz