Rozdział 64. Przeddzień bitwy

195 6 0
                                    

Robi się ciekawie... 😎

LARYSA

Chmury przysłoniły niebo, a słońce zniknęło za nimi, nie pokazując się przez cały, następny dzień. Radosny nastrój z wczoraj znikł, zastąpiony nerwowymi przygotowaniami i ostatnimi poprawkami. Percy przez cały czas był zajęty w zbrojowni, kontrolując wydawanie zbroi i broni, a Larysa ciągle naradzała się z Reyną i Frankiem, którzy koniecznie chcieli znać jej zdanie na każdy możliwy temat, związany z formacjami wojskowymi. To sprawiło, że sprawy, które jeszcze wczoraj, odłożyli na dziś, zaczęły ich naglić bardziej niż kiedykolwiek. Wykradali dla siebie każdą wolną chwilę, która im się nadarzyła. Syn Posejdona wtedy serwował jej kilka długich pocałunków albo pieszczot, od których prawie traciła kontakt z światem. Nieraz robione to wszystko w pośpiechu, sprawiało, że z każdą następną przerwą, stawali się coraz bardziej zaborczy względem siebie i pożądliwi.

To z kolei prowadziło do tego, że oboje mieli trudności z skupieniem się i popełniali błędy, które szybko były wychwytywane przez ich towarzyszy. Piper w końcu odciągnęła ją na bok, po południu i westchnęła ciężko.

- Larys - zaczęła. - Wiem, że te wszystkie okoliczności, powodują, że też chcecie uszczknąć coś dla siebie... nie mówię, że my z Jasonem nie robimy podobnie, ale...

- Ale wy mieliście cały ten czas kilku miesięcy, którego nie mieliśmy my - przerwała. - Wiem w czym rzecz, Piper...

Zamilkły obie, w niezręcznej ciszy. Larysa nie była przyzwyczajona do zwierzania się komu ktokolwiek, szczególnie wśród dworskich intryg, a córka Afrodyty czuła się niepewnie, bo w końcu nie była to Annabeth, którą znała na wylot...

-Potrzebujemy Percy'ego - powiedziała cicho McLean. - Potrzebujemy całej jego uwagi i wszystkich twoich rad, dotyczących wojska Sykstusa. Wiesz o tym... błagam... na chwilę skupcie się i nie rozpraszajcie. Każdy błąd w naszej obronie, możemy przypłacić życiem.

- Przypłacimy tą bitwę życiem i tak czy siak, jeśli nie pokonamy Apate, nie obalimy Sykstusa, zabierając mu po drodze Lazuryt i nie unieszkodliwimy Christiana - przypomniała jej brutalnie. - To jest jedyna prawda, którą trzeba przyjąć do wiadomości i informacja taktyczna, którą powinniśmy wziąć po uwagę. Moc armii Sykstusa stoi na jego więzi z boginią. Jeśli... - westchnęła cicho, czując się jakby tłumaczyła właśnie rolę papieru toaletowego. - jeśli nie powstrzymamy lub nawet nie zabijemy Apate, to o wygranej obronie możemy tylko pomarzyć.

Zrozumiała, że właśnie były blisko kłótni, ale Piper zrezygnowała, odwracając wzrok.

- W porządku - mruknęła. - Po prostu się boję...

- Wiem - odparła. - Ja też i myślę, że każdy kto stanie jutro do bitwy.

Z tymi słowami, opuściła córkę Afrodyty, schodząc na popołudniowy deser. Przy stole, nie dostrzegła Percy'ego, ani Jasona, czy nawet Leona, więc zaczęła się zastanawiać, gdzie mogą być. Jeden z synów Hefajstosa skierował ją do zbrojowni. Tam zastała podekscytowanych mężczyzn, którzy obchodzili dookoła Percy'ego, ubranego w lśniącą zbroję, przeplataną złotymi i srebrnymi nićmi metalu. Larysa od razu ją rozpoznała.

- Na Atenę - powiedziała, wkraczając do środka. - Nie wiem, skąd to wytrzasnęliście, ale to jest właśnie zbroja Aristiona, należąca kiedyś do założyciela Podziemnych Aten i syna Zeusa, jeśli już o tym mowa.

Uśmiechnęła się lekko do Jasona. Percy obrócił się, prezentując się w całej okazałości.

- I jak? - zapytał. - Jak myślisz, ile ostrzy powstrzyma, zanim mnie zabiją?

Percy Jackson - Miecz Damoklesa : Ambasador (Przed korektą)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz