Rozdział 68. Wyższe cele

146 7 0
                                    

PERCY

Bez ustanku próbował pominąć dziesiątki ludzi, którzy zawadzali mu na drodze do Sykstusa. W końcu wpadł w szał i przywołał potężną żyłę wodną, która wysadziła ich w powietrze. Za jego plecami toczyła się zażarta walka. Szczęk zbroi, krzyki i wrzaski oraz zapach krwi rozlał się po wzgórzu. To był krwawy dzień w historii Obozu.

Sykstus z lekkim zdumieniem, rozejrzał się wokół, rozumiejąc, że został sam na sam z synem Posejdona na polu bitwy. Wszyscy jego ludzie, byli już zajęci walką przy sośnie Thalii, a ci którzy zostali, zginęli pod tonami wody, który ich zalała. Mężczyzna dobył miecza, jednym sprawnym ruchem i zsiadł z konia, kierując się ku niemu.

- Przyszedłeś mnie zabić, półbogu? - zawołał ze kpiącym śmiechem. - Obawiam się, że tym razem nie otrzymasz tego, czego chcesz!

- Nie muszę tego od ciebie otrzymywać - oznajmił ze zupełnym spokojem, przecierając miecz, brudny od krwi. - Sam mi to dasz.

Czuł zmęczenie, niebotyczne zmęczenie, ale wiedział, że najpoważniejsze zadanie dopiero go czeka. Musiał być czujny i nie mógł stracić ostrożności.

- Nie musimy walczyć - uniósł dłonie w pokojowym geście. Zatoczył jedną z nich wokół, wskazując na toczącą się rzeź. - To wszystko może się skończyć. Dobrowolnie.

Król Podziemnych Aten prychnął z pogardą.

- Nie masz najmniejszego pojęcia z czego zbudowany jest świat, Perseuszu Jacksonie - wycedził. - Jesteś głupi, myśląc, że to wszystko toczy się tylko o twój nędzny obozik i herosów. Ta sprawa sięga o wiele dalej, ale nie pożyjesz na tyle długo, aby się o tym przekonać.

Rzucił się na niego z dziką furią w oczach, ale Percy był już przygotowany. Chciał odbić cios, ale aura Sykstusa odrzuciła go do tyłu, rzucając nim na ziemię. Przejechał kilka metrów po trawie, śliskiej od krwi. Jego przeciwnik zaśmiał się szyderczo.

- Nie masz nawet siły, aby ze mną walczyć. Wstań i pokaż na co się stać!

Zaskoczony, przez moment, próbował złapać oddech. Błyskawicznie, przeturlał się na bok, z trudem unikając pionowego cios, który zapewne rozłupałby mu czaszkę.

- Tak walczysz?! Uciekając? Tchórz! - ryknął, a kolejna fala mocy, ponownie zbiła z nóg Percy'ego.

Wsparł się dłońmi o ziemię i podniósł głowę, wypluwając grudki ziemi. Nie miał szans w tym starciu. Nawet nie mógł się do niego zbliżyć, nie mówiąc już o fizycznym zranieniu go. Słyszał kroki starego mężczyzny i już sądził, że to jego koniec, gdy nagle nic się nie stało. Czekał na wyrok, ale ten nie nadszedł. Zdumiony, przewalił się na plecy, rozglądając się i dostrzegł jak Sykstus zatacza się do tyłu, chwytając się za głowę.

- Moja pani! - jęknął - Nie! Nie!

Zrozumiał, że to jego szansa. Rzucił się ku niemu, ale ktoś wpadł na niego, niczym taran, ponownie wbijając go w trawę. Cios odrzucił jego głowę do tyłu. Napastnik był ciężki, ale Percy'emu w końcu udało się uwolnić z zakleszczającego go uścisku, wbijając palce w jego oczodoły. Ten wrzasnął, oślepiony i dopiero wtedy Percy zobaczył z kim ma do czynienia.

- Christian! - zawołał cicho.

Połowa twarzy mężczyzny... nie istniała. Zdarta skóra wisiała płatem z boku głowy. Dało się dostrzec mięśnie jego twarzy, które poruszały się co chwilę. Wielki Dowódca nie tracił czasu na rozmowę i z wściekłym rykiem, przypuścił ponowny atak na Percy'ego. Zwarł się z nim w morderczych zapasach. Stopy syna Posejdona ślizgały się po trawie, nie mogąc dać mu trwałego punktu oparcia.

- Christian, zaczekaj! - wycedził. - Zastanów się!

- Nad czym! - warknął niczym zwierzę. - Nie oddaliście mi jej!

Furia zdawała się dodawać mu sił. Percy po raz ostatni wezwał na pomoc żywioł wody, który wyrzucił młodego Węża w powietrze, rzucając nim o kilka dobre metrów dalej. Percy zachwiał się, na moment wspierając się na mieczu, ale nie pozwolił sobie na dłuższy odpoczynek. Jednak i tak było już za późno - Sykstus odzyskiwał kontrolę nad sytuacją, a jego aura powracała do poprzedniego stanu, ponownie nadając mu wygląd upiornego wojownika. Wyrzucił dłonie, z których wydobył się ogień, który zapewne usmażyłby go na pieczone skwarki, gdyby nie Fanes, który nagle postanowił się zmaterializować.

Ciemna pustka pochłonęła dwie, świecące kule, jakby w ogóle ich nie było i zaczął absorbować magię Sykstusa.

- Rusz się, chłopcze! - krzyknął. - Ta magia to nie byle co! Nie wiem jak długo wytrzymam!

Ponownie przypuścił atak na Sykstusa, ale ten, tym razem zachwiał się niepewnie. Wymienili kilka ciosów i pchnięć, wznosząc co chwilę gardę. Po którymś zmasowanym ataku Percy'ego, Syriusz wypuścił z dłoni miecz i zaczął się cofać. Warknął jak zaszczuty pies.

- Nie, Jackson! Tak szybko to się nie skończy!

Fanes próbował go ostrzec, wyjąc alarmująco.

Coś zmieniło się w oczach starego króla i Percy miał tylko chwilę, na to, aby zorientować się, co się dzieje, zanim jego pancerz został przebity przez ostrze, które wyszło z drugiej strony. Zaskoczony, zachwiał się i wypuścił Orkana, który spadł na trawę.

- Jestem tu cały czas - usłyszał cichy głos Markusa przy swoim uchu. - I wiem jak przebić zbroję syna Zeusa.

Wyciągnął miecz z jego boku, a Percy upadł na kolana, brocząc krwią. Pociemniało mu przed oczami. Jakby z oddali usłyszał wycie Fanesa, jednak dla niego, nie oznaczało już nic.

SYRIUSZ

Walka o stolicę trwała w najlepsze, a co było najgorsze, to fakt, że ci cholerni Mnisi, nie chcieli umierać. Za każdym razem, jak któryś z nich, rozsypywał się w stertę kości, zaraz się z niej dźwigał, wracając do pierwotnej postaci. To sprawiło, że musieli zmienić taktykę i zaczęli wycofywać się wgłąb uliczek, rozpoczynając defensywę. Kawaleria wycofała się na same tyły, pozwalając piechocie blokować wrogów, która ramię w ramię, wznosiła mur żelaznych tarcz.

Gdzieś tam, w zgiełku całej tej bitwy, dostrzegł na krótko swojego przyjaciela, z rozwianym włosem i bitewnym uniesieniem na twarzy. Nie przejmował się niczym i siekł wrogów, nawet jeśli ci, za chwilę wracali ponownie. Jednak i on musiał wiedzieć, że na dłuższą metę tak nie dadzą rady. Coś się musiało zmienić, albo polegną w wyniku wycieńczenia i zadanych obrażeń. Nie można było wiecznie walczyć z nieśmiertelną armią. Miał nadzieję, że chociaż tym młodym ludziom, w Ameryce, szło lepiej.

Percy Jackson - Miecz Damoklesa : Ambasador (Przed korektą)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz