Rozdział 41. Naznaczony

170 10 9
                                    

PERCY

Następnego dnia, nadal nie był pewien co wczoraj się stało. Zdążyli razem z Larysą uciec i zawrócić do jego willi, tak aby nikt ich nie zauważył. Taką przynajmniej mieli nadzieję. Na jego dłoni pozostawał jednak nadal piekący ślad po Lazurycie, który w dodatku świecił raz na jakiś czas. Przepływ mocy, który poczuł, oszołomił go i pozostawił dziwne poczucie... przywiązania i zadowolenia. Jakby ta moc od zawsze na niego czekała i teraz cieszyła się na jego przybycie. Tej samej nocy śniło mu się również jak wstępuje na tron, a następnie jak zostaje obalony. Tysiące wojsk przewijało się przed jego oczami, bogactwa, kobiety i przyjęcia... to wszystko należało do niego, gdy został królem. Gdy obudził się nad rankiem, nie mógł pozbyć się wrażenia, że to wszystko jest bardziej realne niż kiedykolwiek. Otwierając oczy, próbował zanalizować swoje uczucia, ale bez skutku. Zbyt wiele niewiadomych, zbyt wiele białych plam, które trzeba było rozważyć. Czuł ciepło bijące od nagiego ciała Larysy. Spojrzał na nią i uśmiechnął się. Wczoraj wszystko się skumulowało, strach i pożądanie, panika... stracili wszelkie granice, które do tej pory ich powstrzymywały. W głowie ciągle jeszcze słyszał jej jęki, a przede wszystkim jej tonację głosu, gdy podczas szczytu, wyjęczała: "Kim jesteś, Percy Jacksonie? Bogiem, półbogiem, czy śmiertelnikiem? " Nie odpowiedział jej na to pytanie i nie miał zamiaru tego robić, dopóki... no właśnie. Dopóki co? Jak długo będzie ją mamił kłamstwami na swój temat? Gdy wreszcie odnalazł, po raz kolejny, swój cel w życiu, to znowu mógł go stracić. Nie widział innego wyjścia niż zasłanianie się inną twarzą, która nie była jego, a na takim założeniu opierał się cały plan, który wyjawiła mu Rachel i musiał się go trzymać, jeśli chciał by wszyscy wyszli żywi z najbliższych wydarzeń. Nie było problemu, dopóki nie poznał i nie pokochał Larysy, a teraz...? Jak ma jej powiedzieć, kim tak na prawdę jest? I jakie ma zamiary? Nie będzie mógł tego ukrywać w nieskończoność.

Jego rozmyślania przerwał delikatny pocałunek, który młoda kobieta złożyła na jego piersi. Gdy spojrzał na nią, uśmiechnęła się lekko.

- Dzień dobry - wymruczała i podniosła się wyżej, na wysokość jego twarzy. - Jak się spało?

Przesunął dłoń wzdłuż jej kręgosłupa, a Larysa westchnęła cicho, przymykając oczy.

- Dobrze - odparł. - Aż jestem zaskoczony, bo biorąc pod uwagę wczorajsze wydarzenia, powinniśmy być co najmniej zaniepokojeni.

Kąciki jej warg drgnęły i potrząsnęła głową.

- Nie, Percy. Umawialiśmy się z Lanisem na coś innego. To, że postanowił zrobić coś za naszymi plecami, bez naszej wiedzy i konsekwencje tego doprowadziły nas do bagna... to jego problem do sprzątnięcia, a nie nasz.

Potwierdził skinieniem głowy i odruchowo potarł swoją dłoń, na której widniało oparzenie po Lazurycie. Mimo wszystko, to nie było problemem Lanisa. To był jego problem i zastanawiał się, ile ma on wspólnego z Przepowiednią, którą przedstawiła mu Rachel. Larysa spojrzała na nieregularny kształt. Zmarszczyła brwi i usiadła, zupełnie nie przejmując się tym, że jest naga.

- Niepokoi mnie ten fakt - przyznała, wskazując na jego rękę.  - I myślę, że powinniśmy to z kimś skonsultować.

Uniósł brwi.

- Z kim? Na pewno nie pójdziemy do pałacu. Od razu się wszyscy zorientują skąd pochodzi oparzenie.

- Myślę, że... - urwała. - Sądzę, że znam kogoś, kto mógłby nam pomóc. Dawno temu, kiedy byłam mała, w Atenach był potrzebny jeszcze ktoś, kto usuwał znamiona wyznawców Apate. Ten człowiek nadal żyje.

- Kto to jest?

Uśmiechnęła się i spojrzała na niego porozumiewawczo.

- Ojciec Elle, Percy. A z tego co wiem, to właśnie z nią uczyłeś się tańczyć, nie tak dawno nawet.

Percy Jackson - Miecz Damoklesa : Ambasador (Przed korektą)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz