SYKSTUS
Wjechał do Podziemnych Aten tuż nad ranem. W centrum miasta panowało zamieszanie i chaos. Strażnicy i żołnierze przemieszczali się we wszystkie strony, ludzie umykali na boku. Na ulicy leżały stragany i rozwalone produkty spożywcze. Wydał polecenia swojej obstawie by oddali konie i zajęli się całą resztą. On zaś błyskawicznie udał się w kierunku pałacu. Gdy wszedł do środka, do jego stóp padli przerażeni doradcy i inny dostojnicy.
- Z drogi! - warknął.
Informacje o zamachu i próbie odebrania Lazurytu, otrzymał niedługo po tym, jak poczuł dziwną dawkę energii, która swoją drogą zniknęła niedługo potem. Pośpieszył wtedy cały orszak i najszybciej jak mogli przemieszczali się w kierunku celu. Nie miał pojęcia co się stało i jakim cudem, mógł się jedynie domyślać. Cokolwiek to było, działała tutaj potężna siła. Przy drzwiach do pokoju jego syna, stał Agiusz i kilku Mniejszych Archontów.
- Wynocha! - machnął na nich ręką. - Nie chcę was tu widzieć, inaczej ostatnie co zobaczycie, to lecący topór.
Ukłonili się nerwowo i natychmiast się rozpłynęli. Pchnął drzwi i dostrzegł całą, zapierającą dech scenerię. Wszędzie była krew i nietknięte trupy. Zamachowcy byli ubrani w czarny materiał, który dokładnie zakrywał ich twarz. Przykląkł przy jednym z nich, oglądając obrażenia. Uniósł brwi, gdy zauważył, że dosłownie wypruto im flaki. Gdzie w takim razie były wnętrzności? Podwinął rękaw, szukając tatuażu, ale nic nie dostrzegł. Zacisnął zęby, czując gniew. Ruch oporu, był tego prawie pewien. To było zbyt łatwe, powieszenie Gerona. Rozplenili się jak zaraza. Wstał i ostatni raz rzucił okiem na pokój, po czym wyszedł na korytarz i skierował się do swojego gabinetu. Zgodnie z przeczuciem, zastał tam swojego syna - wymazanego krwią, rozczochranego i półprzytomnego. Wokół jego ust i na twarzy również była krew - zrozumiał już, co stało się z wnętrznościami zabójców.
- Chrisitian - przyklęknął przy nim, badając go wzrokiem. - Co się stało?
Otarł usta i spojrzał na niego beznamiętnie.
- Próbowano mnie zabić, chociaż tego nie pamiętam, bo spałem.
Sykstus uniósł brwi.
- Skoro spałeś, jak więc...
- Nie mam pojęcia - odparł zimno. - Ale myślę, że była to Apate.
- Apate - szepnął i drgnął. - To ona musi mieć z tym coś wspólnego...
- Z zabiciem mnie?
- Nie - wstał i ruszył do biurka po kluczyk. - Z tym przypływem mocy. Czułeś go?
Jego syn spojrzał na niego bykiem i pokręcił głową.
- Nie. Nic nie pamiętam.
Sięgnął do szafki i wyciągnął to, czego potrzebował. Schował od razu pod szatę i westchnął.
- Ciekawe... - zamyślił się na moment, wbijając spojrzenie w jeden punkt nad głową Christiana. Po chwili ocknął się jednak i podszedł do drzwi. - Lazuryt mamy, więc jeden problem mniej z głowy. Każę przesłuchać byłych radnych i tych napuszonych nowobogackich. Nasi rebelianci kiedyś w końcu popełnią jakiś błąd.
Otworzył drzwi i zanim wyszedł, zwrócił się jeszcze do syna:
- Idę do Apate. Jakbym nie wrócił, nie panikuj i rób to, co do ciebie należy. Do zobaczenia.
Bogini zmaterializowała się przed nim, patrząc z namysłem na miskę pełną jego krwi.
- Ktoś uruchomił Lazuryt, robaczku - oznajmiła, patrząc na niego z powagą. - I nie był to nasz informator.
Otworzył usta ze zdumieniem, gapiąc się na nią. Jak to było możliwe? Lazuryt mógł uruchomić tylko bóg lub bogini. Czy za zamachem na Christiana stał jakiś bóg? Zaczynał się gubić i coraz bardziej niepokoić. To wszystko przestawało się trzymać kupy, a ich plany się sypały w zastraszającym tempie. Wplótł dłonie we włosy i westchnął głęboko. Jeśli ktoś inny używał klejnotu, to mieli poważny problem, ponieważ "ktoś inny", mógł oznaczać ich wroga, co poważnie zaszkodziło by im planom. Musieli złapać odpowiedzialnych za zamach i uruchomienie Lazurytu. Pochylił głowę, zastanawiając się jak zapytać o to, co stało się z Christianem.
- Moja pani... - zaczął niepewnie. - Mój syn...
- Tak - machnęła ręką. - Uratowałam go wczoraj od śmierci. Ilość energii, którą otrzymałam, starczyła mi na krótkie uruchomienie Oblicza dla twojego syna.
Zaśmiała się krótko na widok jego miny.
- I przyznam szczerze, że jest idealnym nosicielem, ale nie martw się - uśmiechnęła się. - Oblicze pozostaje dla ciebie, a on będzie musiał służyć za twoją kotwicę.
Pokiwał głową.
- Nie doszłaś do tego, kim byli zamachowcy?
- Nie. Bardziej skupiałam się na tym, żeby wypruć im flaki - obejrzała swoje dłonie i westchnęła. - Przesłuchaj wszystkich, Robaczku. Nie pozostawiaj złudzeń.
- Tak zrobię, moja pani.
- Świetnie. Do zobaczenia.
Zastał Agiusza w swoim gabinecie, pochylonego nad jakimiś papierami. Gdy tylko wyczuł jego obecność, wyprostował się i spojrzał na swojego Króla.
- Panie - skłonił się lekko. - Jest coś, w czym mogę pomóc?
- Tak - podszedł i usiadł na krześle, tuż przy biurku. - Możesz. Chciałbym byś jutro przesłuchał tylu ludzi z Pałacu, ile dasz radę. Byłych członków Rady i Młodszych Archontów w pierwszej kolejności, potem kapłan Morosa.
- Oczywiście. Mam złożyć jakiś raport pod koniec dnia?
- Tak, najlepiej pisemny. Nie ociągaj się bo nie mamy czasu. Zdrajców musimy złapać jak najszybciej.
- Tak jest, panie.
Sykstus skinął głową i wstał. Miał nadzieję, że przesłuchanie przyniesie jakieś rezultaty. Jeśli nie, to przesłucha matkę Gerona na torturach, nawet jeśli będzie musiał. Wydostanie od niej wszystkie informacje, których nie chciała wcześniej podać.
CZYTASZ
Percy Jackson - Miecz Damoklesa : Ambasador (Przed korektą)
FanfictionNiecałe dziewięć miesięcy później, po wydarzeniach, które wstrząsnęły światem Rzymskich i Greckich herosów, Percy Jackson budzi się. Gdy patrzy w lustro widzi morskie oczy, pełne cierpienia oraz zarośniętą twarz i dość długie włosy. Stracił miłość s...