Rozdział 25. Zmiana taktyki

157 11 3
                                    

Kochani, jako że mnie nie będzie przez cały przyszły tydzień, to udostępniam rozdziały za poniedziałek i za środę już dziś ;)

Miłych wakacji!


(tydzień później po buncie)

RACHEL

Markus patrzył na nią, przestępując z nogi na nogę.

- Jesteś pewien? - zapytała. - Musimy mieć stuprocentową pewność.

Pokiwał głową.

- Tak. Na pewno pójdą na dwa fronty. Dali się nabrać. Nie mają pojęcia o przemieszczeniu się naszych wojsk do Obozu Herosów.

Rachel coś tu nie pasowało. Coś natrętnie domagało się jej uwagi, ale nie miała pojęcia co. Jeszcze raz zwierzyła wzrokiem młodego mężczyznę. Zaskoczony, podniósł brwi. Spojrzał na swoje buty.

- Coś z nimi nie tak, wyrocznio?

- Nie - westchnęła ciężko. - Tak się tylko nad czymś zastanawiam. Dziękuję, możesz odejść.

Legionista skłonił głowę i opuścił jaskinię. Rudowłosa kobieta zacisnęła mocno usta i rozsunęła obrazy na swoim stole. Nie była do końca pewna znaczeń przedstawionych wizji. Mogła się jedynie opierać na mętnym przekonaniu. Mimo tego, jeden symbol był bardzo wyraźny. Płonące gałęzie oliwne, rzucone na drogę - oznaka zdrady. Wzdrygnęła, zastanawiając się o jaką możliwość chodzi. Od Ducha Delf, zamieszkującego jej ciało, dowiedziała się o próbie wywołania Przepowiedni przez Percy'ego. Pytia, która nosiła w sobie resztki starej Wyroczni, miała minimalny kontakt z Rachel, który znikł po dziwnym incydencie w świątyni. Jakby w tej całej ceremonii uczestniczyła jakaś tajemnicza siła. Dare domyślała się, kto to mógł być - tym bardziej ją to zaniepokoiło. Było jeszcze zbyt wcześnie aby odkrywać wszystkie karty. Dziękowała w duchu, za przenikliwość i szybką reakcję Morosa i Fanesa. Percy chociaż na chwilę był bezpieczny. Nie dostała od niego żadnej wiadomości od niecałego miesiąca. Za półtorej tygodnia mijał równy miesiąc, od kiedy syn Posejdona był w Podziemnym Państwie. 

Zacisnęła z całej siły powieki, opierając głowę na rękach. Wszystko jeszcze przed nimi - prawdziwa gra o tron dopiero się zacznie.


CHRISTIAN

Spoglądał na ojca, który nadal nie był w stanie się uspokoić po ataku wężowych ludzi, chociaż minęło już tyle czasu. Krążył po gabinecie swojego syna, mrucząc coś pod nosem. W koncu spojrzał na Christiana.

- Rozmawiałeś z naszym informatorem?

- Tak, ojcze - chłopak uśmiechnął się zimno. - Spodziewają się ataku na obydwa obozy. Zgromadzili siły na Long Island. Mamy również dokładną ich liczebność.

- Są w stanie nam zagrozić?

- Będą się bronić dwa dni, góra trzy. Razem wszyscy liczą zaledwie tysiąc dwieście. My jesteśmy w stanie wystawić armię co najmniej dwa razy liczniejszą, biorąc pod uwagę wszystkie wojska z kresów.

Sykstus zacisnął dłonie w pięści.

- Musimy pozbyć się Syriusza. Sądziłem, że wysyłając go na wschód, rozwiążę w ten sposób problem, ale jest jak zmiennocieplny gad - potrafi się dostosować do każdych warunków. - zmarszczył brwi. - Co z Larysą? Czy udzieliła ci już odpowiedzi?

- Nie - pokręcił głową. - Przez to całe zamieszanie ostatnio, nie miałem nawet kiedy spytać.

Mężczyzna patrzył na niego przez chwilę, w totalnym skupieniu. W końcu uśmiechnął się lekko.

- Cóż. Zostawiam to w twoich granicach, synu. Nie ukrywasz tego, że ją lubisz.

- To prawda, ojcze - mruknął cicho.

Rzeczywiście. Nie mógł się oprzeć Larysie i zrobiłby wszystko byle ją mieć dla siebie. Zauważył ostatnio, że coraz częściej gdzieś znika i nie mógł jej namierzyć. Postanowił, że poczeka dopóki nie skończy mu się cierpliwość.

- Mi to wszystko jedno, czy wejdzie do naszej rodziny, czy też nie - oznajmił Sykstus. - Już nie potrzebujemy wpływów jej rodziny, skoro zmniejszyliśmy liczbę Archontów. Martwi mnie tylko rosnąca popularność Syriusza wśród wojsk na granicy...

- Tysiąc wojsk, to wcale nie jest mało - zauważył Christian.

Ojcu najwyraźniej przyszedł do głowy jakiś pomysł, ponieważ zaczął bawić się Lazurytem, który wisiał na jego piersi. Ich informator nie przyjął klejnotu, ponieważ stwierdził, że póki co jest to zbyt niebezpieczne. "W Obozie Hersów znajduje się posąg Ateny, Christianie" - powiedział mu, gdy się spotkali. - "Natychmiast wyczułaby swój Lazuryt. Zbyt duże ryzyko." Tak więc, póki co szlachetny kamień musiał pozostać nieaktywny i zimny. Doskonale wiedzieli, że ich zwycięstwo wcale nie byłoby z góry przesądzone, gdyby ruszyli bez niego. Potrzebowali jego siły i mocy, aby ponieść całkowite zwycięstwo i zatriumfować.

- Ojcze - wstał i skłonił głowę. - Przepraszam, ale muszę cię opuścić. Czekają na mnie niecierpiące zwłoki sprawy.

- Idź, idź - mruknął i usiadł na krześle, w pobliżu wyjścia. - Będę tu przez jakiś czas.

Zostawił go, pogrążonego w myślach. Wrócił wczoraj od Apate dziwnie pełen energii, z błyszczącymi od podniecenia oczami. Podejrzewał, że on i bogini mieli romans, ale nie odważył się tego przy nim powiedzieć na głos. Opuścił gabinet, zmierzając w stronę pracowni Larysy. Chciał z nią porozmawiać. Zapukał delikatnie do drzwi. Usłyszał miękkie "proszę" i wszedł. Młoda kobieta podniosła na niego wzrok.

- Christian - uśmiechnęła się lekko. - Dobrze cię widzieć. Potrzebujesz czegoś?

- W zasadzie - zrobił parę kroków do przodu i zamknął drzwi. - Przyszedłem się ciebie zapytać, czy już postanowiłaś coś w sprawie mojego pytania.

Uśmiech znikł z jej twarzy, zastąpiła go powaga. Odłożyła pióro na bok i oparła się o oparcie krzesła, pocierając skronie.

- Christianie, ja... - spojrzała mu prosto w oczy, szukając najwyraźniej jakiegoś znaku. - Przepraszam, ale nie mogę.

Spuścił głowę i przesunął dłonią po włosach.

- Cóż. Znasz moje podejście do kobiet - podniósł wzrok. - Jest jakiś inny?

- Inny? - uniosła brwi. - Nie, Christianie. Nie ma innego.

- Więc jaki jest powód?

- Chcesz go znać?

Podszedł do biurka i wsparł się o nie obiema dłońmi, pochylając się do przodu.

- Tak, chcę - powiedział cicho, zaciskając szczęki. - Chcę wiedzieć, co jest takiego ważnego, że właśnie odrzucasz zaręczyny królewskiego syna.

Długo badali się wzajemnie spojrzeniem. Trudno mu było cokolwiek wyczytać z jej błękitnych oczu, czy też z twarzy. Skoro małżeństwo nie było już konieczne ze względu na wpływy, to chciał ją pojąć za żonę, chociaż by dlatego, że była piękną kobietą. Odsunęła się nieco do tyłu, jakby jego bliskość ją raziła. Zacisnął jeszcze mocniej szczęki.

- Nie chcę byś musiał odpowiadać ludziom na pytania, dlaczego ojciec twojej żony stanął przeciwko własnemu królowi.

- A stanął? - poczuł nikłe podniecenie. Właśnie jako tako przyznała, że Syriusz działał przeciwko koronie.

- Nie - szepnęła, uśmiechając się. - Ale wy tak uważacie.

- Bo to tak wygląda - odparł z gniewem.

- Nieprawda, Christianie. Dobrze o tym wiesz.

- Mówisz tak bo jesteś jego córką! - cofnął się i dodał jeszcze chłodno. - Cóż, dziękuję chociaż za odpowiedź.

Odwrócił się napięcie i już chciał za sobą zamknąć drzwi, gdy nagle coś jeszcze przyszło mu do głowy.

- Czuj się zaproszona na bal, Laryso. Za tydzień. Będą jeszcze ogłoszenia - rzucił przez ramię i dopiero wtedy na dobre opuścił Larysę.

Skoro nie chciała za niego wyjść, to pokaże jej, że może mieć każdą inną.

Percy Jackson - Miecz Damoklesa : Ambasador (Przed korektą)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz