Rozdział 2 - "Pan Boberek"

2.5K 111 28
                                    

Kenan:

Obudziły mnie szmery i rozmowy moich towarzyszy. Ociężale otwieram oczy. Z wielką chęcią pospałbym sobie jeszcze dłużej. Od razu ukazała mi się sylwetka Roxi i Nadii.

- Dzisiaj ja ponoszę plecak. - oznajmia mała.

- Jesteś pewna? Nie należy do najlżejszych. - zaśmiała się rosjanka.

Roxanne pokiwała głową na tak. Mamy tylko jeden plecka, ale jest dość duży żeby pomieścił leki, amunicje i żywność. Usiadłem na krańcu łóżka i spojrzałem na dłoń. Nie widać jakby zaznała wielkiego cierpienia. To był chyba sen, ale był tak realistyczny. Diablo potrzebował mojej pomocy... albo to może już ja sobie ubzdurałem przez tęsknotę za Larissą.

- Co jest wujku? - pyta mnie Roxi.

- Nie wyspałem się. - odpowiadam i ziewam po chwili.

- Jesteś pewien, że wszystko gra? - pyta niewinnie Nadia.

- Tak, nie martw się. - uśmiechnąłem się do niej, a ta odwzajemniła gest.

- Gotowi na podróż? - do pokoju weszła Jane.

Wszyscy pokiwali głową na tak, a ja powoli wstałem z łóżka i zacząłem się ogarniać. Po kilku minutach mogliśmy ruszyć do drogi. Idziemy przez miasto. Jest chłodno, a na dodatek wieje delikatnie wiatr. Na ulicy jest pełno wraków samochodów i obalonych pni. Większość budynków to ruiny.

- Nie jest ci zimno? - pyta Jane córeczke.

Mała pokiwała głową na nie.

- Chcesz oddać plecak? - dopytuje Nadia.

Piwnooka zrobiła ten sam gest co wcześniej. Zaśmiałem się pod nosem. Jak już wcześniej mówiłem, mała jest bardzo dzielna i uparta. Tą drugą cechę na pewno odziedziczyła po matce. Po chwili moje katany zaczęły drżyć, więc gestem ręki zatrzymałem towarzyszy. Od razu zaczęli obserwować teren. Usłyszałem charakterystyczny ryk za sobą. Odwróciłem się.

- Uważaj! - krzycze do Logana.

Za nim już jest gotowy do ataku Potwór. Chciał naskoczyć na szatyna, ale zanim zdążył się wybić Monika zraniła go maczetą po plecach. Ryknął jeszcze głośniej, a Marcus nie czekając, strzela do niego z pistoletu. Oberwał centralnie w czoło i padł martwy.

- 19. - syczy mój kumpel. - Jak znajdziecie jakieś naboje to dajcie mi znać. - dodaje.

Brunet zaczął liczyć naboje żeby nie zdziwić się jak mu zabraknął.

- Nic ci nie jest? - pyta Monika i chowa broń.

- Nie... Dzięki. - uśmiechnął się do niej, a ta postąpiła tak samo.

Spojrzałem jeszcze raz na stwora, po czym znowu poczułem drżenie. Zza jednego z budynków wyłoniła się ostra, szklana kończyna. Najszybciej jak potrafię, dałem znać innym, że mają się schować. Wszyscy skryliśmy się za trzema samochodami. Po chwili ukazała nam się Narakuwena.

- Narakuwena. - szepcze cicho Monika.

Te stwory z reguły nie atakują, ale zdarzają się wyjątki, więc wolimy poczekać jak sobie pójdzie. Jej ostre kończyny wbijają się w asfalt i chodnik. Po chwili się zatrzymała. Spojrzałem na towarzyszy z pytającym spojrzenien. Wzruszyli ramionami i tym samym dali mi znać, że nie wiedzą co się dzieje. Siedzieliśmy w ukryciu i przyglądaliśmy się stworowi do momentu, aż usłyszliśmy jeszcze bardziej głośniejszy i nieprzyjemny ryk. Spojrzałem w miejsce gdzie kilka minut temy wyłonił się pająk. Stoi tam Mutant Modliszki. Narakuwena się odwróciła. Stwory przez chwile na siebie patrzyły, aż wydały głośny ryk. Owad zaczął biec i wskoczył na pajęczaka. Osiem kończyn zaczęły mocno tuptać.

Dzierżycielka Diablo OnOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz