Rozdział 44 - "Prosisz o zbyt wiele"

1.6K 84 20
                                    

Kenan:

Stoję i patrzę na liście, które tańczą na wietrze. Nie ukrywam, jest to dość ładny widok. Patrzyłem tak do czasu, aż usłyszałem krzyki. Odwróciłem się i spojrzałem na drzwi. Po chwili znów usłyszałem krzyk. To Nadia! Bardzo szybko wbiegłem do pokoju. Zobaczyłem rosjanke jak płacze nad Larissą. Blondynka ma zamknięte oczy. Spojrzałem na innych. Logan trzyma w objęciach Monike i ją pociesza, a Jane przytula Roxi. Wszyscy mają smutne wyrazy twarzy.

- Co się dzieje? - pytam Marcusa jak przeszedł obok mnie.

Spojrzał na mnie. Na jego twarzy widzę wielki smutek. Dopiero po chwili doczekałem się wytłumaczenia.

- Serce Larissy przestało bić. - odpowiada z trudem.

Szeroko otworzyłem oczy i bez czekania podbiegłem do łóżka.

- Larissa!? - wołam.

Nie otwiera oczu. Złapałem ją za rękę przerażony. Jest lodowata.

- Żartujesz, tak? To nie jest śmieszne. - czuje jak mi się głos załamuje.

Puściłem jej dłoń i zobaczyłem jak upada bezwładnie na pościel. To nie jest prawda... Nie... Ona nie może... Poczułem jak łzy nabierają mi się do oczu. Usłyszałem płacz Moniki i Nadii. Patrze się na blondynke z nadzieją, że to wszystko to jakiś żart, albo zły sen. Ona otworzy oczy. Na pewno. Po chwili z ciała Larissy zaczęły wydobywać się świcące pyłki.

- Nie!!! - Nadia rzuciła się na ciało blondynki.

Wstałem ze zdziwienia. Rudowłosa szczelnie zamknęła ją w objęciach i zaczęła głośno szlochać.

- Nie!! Nie zabieraj jej!!! - woła w płaczu.

Ciało Larissy zaczęło powoli znikać.

- Diablo!! Nie zabieraj jej!! - krzyczy, po czym upadła na łóżko.

Larissa zniknęła. Nie ma już jej ciała. Pozostał tylko ten dziwny błysk. Zrobiłem kilka kroków w tył. Larissa... Ona... Nie żyje? Poczułem jak łzy nabierają mi się do oczu. Stoję i patrzę się na płaczącą w pościel Nadie i słyszę szlochy innych. To wszystko to zły sen! To się nie dzieje naprawdę! Wybiegłem z budynku.

- Kenan!! - usłyszałem wołanie Jane, ale nie zatrzymałem się.

Pobiegłem do jakiejś uliczki. Zatrzymałem się dopiero jak zabrakło mi tchu. Po chwili jak udało mi się złapać oddech, mocno uderzyłem w ściane. Poczułem ból w prawej dłoni, który się nasilił przez moją ranę. Czuje jak trace kontrole. Nie panuje już nad tym. Łzy lecą mi po policzkach. Dlaczego? Dlaczego ona? Jest tyle ludzi na ziemi, a to właśnie ona musiała... Umrzeć...? Przecież... Zaledwie kilkadziesiąt minut temu z nią rozmawiałem. Dzisiaj się jeszcze uśmiechała, zjadła i... żyła... Wydałem z siebie jęk bólu. Dlaczego...? Miała wstać na nogi i żyć z nami. Miała pokonać Arcadiusa i stać się coraz bardziej silna. Miała sprawiać, że jej uśmiech poprawia mi dzień.

- Kenan... - usłyszałem cichy głos.

Spojrzałem w bok. Stoi przede mną Jane. Na jej twarzy widzę smutek. Oczy ma zaszklone, ale nie płacze. Wytarłem policzki i głośno westchnąłem. Najstarsza podeszła do mnie i przytuliła. Jestem od niej wyższy, więc wiele tutaj nie zdziała, ale liczą się chęci. Poklepała mnie po plecach, po czym spojrzała mi w oczy.

- Dlaczego? - pytam z nadzieją, że mi odpowie.

- Kenan... - wzdycha. - Ona była w stanie krytycznym. - mówi cicho.

- To nic nie tłumaczy!! - krzyknąłem. - Diablo ją regenerował! Było widać, że jest z nią coraz lepiej, a wtedy... - zatrzymałem się.

Nie potrafie dokończyć. Widzę jej spokojną twarz, kiedy znikała mi z oczu.

Dzierżycielka Diablo OnOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz