Rozdział 52 - "Ja już umarłam"

1.6K 83 17
                                    

Kenan:

Następnego dnia, po zjedzonym śniadaniu ruszyliśmy dalej w drogę. Powoli kierujemy się do siedziby Samuela. Ten cel dotyczy nas wszystkich, oprócz Larissy. Dziewczyna czeka tylko na jedno... Aż Arcadius się pojawi. Szczerze mówić, to ja też wyczekuje tego demona. Boje się o Larisse. Mimo, że widać, że blondynka jest pewna siebie to mam chyba prawo do zmartwień, co nie? Idziemy główną drogą na której jest dużo wraków samochodów. Obok asfaltu jest kilka rozwalonych domków. To chyba jakieś małe miasteczko, ale niepokoi mnie jedna rzecz. Gdzie się stwory? Jest dziwnie cicho. Nic nie ryczy i nie biega wokół nas, czekając na atak. Jest bardzo spokojnie i to sprawia, że aż mnie ciarki przechodzą.

- Nie uważacie, że jest zbyt spokojnie? - pytam rozglądając się.

Zazwyczaj to coś chodziło i demolowało wnętrza domów, ale teraz nic tam nie ma. Po prostu opuszczone budowle.

- No masz racje. - szepcze Marcus. - Jest bardzo cicho. - dodaje.

Nawet wiatru nie ma. Jest pochmurno i w oddali widać ciemne chmury. Chyba będzie padać. Zimno nie jest. Jest całkiem ciepło. To wszystko jest bardzo dziwnie. W tym samym czasie, kiedy się rozglądałem Larissa zatrzymała się.

- Coś się stało? - pyta Monika.

Usłyszałem jak blondynka głośno wypuściła powietrze. Spojrzałem na nią marszcząc brwi. Stoi do mnie plecami i jej postawa nic nie mówi. Moi towarzysze ucichli i tak samo jak ja są zdziwieni tym wszystkim. Po chwili Larissa odwróciła się. Spojrzała nie na nas, ale na coś co jest za nami. Powoli odwróciłem się i szeroko otworzyłem oczy. Ukazał nam się nie kto inny jak Arcadius. Demon stoi i patrzy centralnie na Larisse.

- O cholera... - wymamrotał pod nosem Logan.

Zrobiłem kilka kroków w tył i napotkałem na Nadie. Osłoniłem ją swoim ciałem. Nigdy nie wiadomo co ten brutal ma w głowie. Arcadius jest tak samo ubrany jak przy naszym pierwszym spotkaniu. Od niego bije mroczna aura.

- Odejdzcie stąd. - rozkazuje Larissa nie spuszczając demona z oczu.

- Nie zostawie cię. - mówi szybko rosjanka.

- Ludzie są naprawdę naiwni. - odezwał się Arcadius. - Tutaj zaraz będzie pole bitwy i jeśli chcecie jeszcze troszkę pożyć w tym waszym nędznym życiu to lepiej odejdźcie. - oznajmia bez uczucia.

Ścisnąłem ręcę w pięść. W nędznym życiu? Jestem ciekaw kto ma gorsze życie, my czy on? Nic o nas nie wie, a wymądrza się jakby wszystko wiedział. Usłyszałem charakterystyczny dźwięk elektryczności. Spojrzałem na źródło, czyli Larisse. Dziewczyna emanuje żółtymi piorunami. Wiem, że te wyładowania to żywioł Diablo.

- Jest wściekły. - prycha blondynka.

Czuje od niej złość Diablo. Nic dziwnego. W końcu to Arcadius przyczynił się do śmierci Lilith. Wilk musiał ją naprawdę kochać. W końcu sam mi i Neilowi powiedział, że gdyby jakimś cudem poprzednia dzierżycielka żyła to by zostawił Larisse. To okropne, ale prawdziwe.

- Odejdźmy. - mówi cicho Marcus patrząc na mnie.

Kiedy napotkał spojrzenie Nadii westchnął ciężko.

- Odejdziemy na taką odległość gdzie będziemy wszystko widzieć. - tłumaczy brunet.

Ostatni raz mój wzrok utkwił na Larissie. Blondynka stoi ze skrzyżowanymi rękoma pod biustem, a na jej twarzy widnieje skupienie z lekkim gniewem. Nie przestaje emanować piorunami. Nie chcę odchodzić, ale nie mam wyjścia. Skierowaliśmy się do pobliskiego domku, który wygląda dość solidnie.

Dzierżycielka Diablo OnOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz