3.

3.9K 197 39
                                    

— I tutaj wtedy wychodzi Ci reakcja redoks, to ten związek automatycznie jest utleniaczem.— skończyłam swój wywód i popatrzyłam na Toma - chłopaka, z którym chodzę na chemię.

— Hmmm... Chyba rozumiem, dzięki Lay.— uśmiechnął się szeroko, a ja skinęłam głową pokazując, że to nic wielkiego. Nigdy nie czułam się mega dobra z chemii, a moje średnie oceny nie pomagały mi w podniesieniu mojej własnej samooceny. Jednak w pewnym stopniu lubiłam ten przedmiot. Wszystkie reakcje, zastosowanie związków w codziennym życiu mnie trochę interesowało, ale jeszcze nie w tym stopniu żebym wiązała z tym konkretną przyszłość.

— Mam nadzieję, że ten test będzie w miarę łatwy, bo jak zawalę...— tutaj zatrzymał się, gdyż chyba wywnioskował, że mi się zwierza, co mi w sumie nie przeszkadzało.

— To będziesz miał na razie spokój z drużyną, tak? — popatrzyłam na niego, a on skinął twierdząco głową. — Będzie dobrze, Tom. Zobaczysz sam.

— Mam nadzieję... ale tak czy inaczej dziękuję za pomoc.

— Nie ma sprawy, jakby coś to wal do mnie, a spróbuję ci pomóc. — odparłam i w tym momencie rozległ się wielki huk, a my od raz odwróciliśmy się w prawą stronę. Zobaczyłam jak Aaron leży na Nathanie i wali w niego pięściami, co było w tym przypadku bardzo brutalnym widokiem. Można byłoby się domyślać o co chodziło - śmierć Jake'a.

Tom zareagował praktycznie od razu. Podbiegł do nich i wraz z innymi chłopakami zaczęli ich rozdzielać choć nie było to łatwe, bo i Nathan i Aaron to gwiazdy naszej drużyny footballowej, a co za tym idzie? Mają bardzo dużo siły.

Patrzyłam na tą sytuację z lekkim zaciekawieniem do momentu kiedy znowu Go zobaczyłam.

Ducha Jake'a.

Jednak w tym momencie on stał przy nich i kręcił głową jakby miał dać do zrozumienia, że to co robią jest bezcelowe.

I wtedy popatrzył na mnie, uśmiechnął się i w tym momencie zrobił coś czego nigdy bym się nie spodziewała.

— Jestem Jake Riley. — usłyszałam i mnie zamurowało. Stałam i patrzyłam tępo w jeden punkt nie wiedząc co robić. Nigdy nie miałam tak dziwnej sytuacji i nie czułam się tak dziwnie jak w tym momencie.

— Stop! Obydwoje do dyrektora! — przybiegli nauczyciele od wf-u próbując jakoś rozdzielić i uspokoić tą dwójkę. Oczywiście pół szkoły się zleciało żeby zobaczyć to jakże emocjonujące wydarzenie.

Nie wiem czemu, ale przyjęło się, że Aaron i Nathan nie przepadają za sobą nie tylko dlatego, że są w przeciwnych grupach. Słyszałam wiele innych powodów, ale jeden z nich mnie bardzo zaintrygował.

Chodziło o to, że podobno ich starsi bracia mieli ze sobą wielką kłótnię i doszło do rękoczynów.

Inne powody były związane z laskami, kasą, footballem, dragami i innymi pierdołami, ale nie chciało mi się wierzyć w to, że można się aż tak nienawidzić w tym kto ma więcej kasy. Przynajmniej nie tutaj gdzie mieszkam.

Wracając, nie spotkałam się jeszcze z tym, że duch mi się przedstawił z własnej woli, raczej ja musiałam się domyślać kto to.

Czy to coś oznaczało?
Nie wiem.

— No to nieźle. — usłyszałam za sobą Jolene i automatycznie odwróciłam się w jej stronę. — Ciekawe o co poszło... może o laskę? Albo Riley? — zaczęła mówić, ale ja tylko wzruszyłam ramionami.

— Nie moja sprawa. — stwierdziłam i skierowałam się w stronę sali chemicznej gdzie miałam lekcje.

Aaron

— Aaron, czemu zaatakowałeś kolegę? — patrzył na mnie dyrektor, a ja przewróciłem oczami nie odpowiadając.

— Nathan? — zwrócił się do Mindowa, ale ten też cicho siedział.

Dyrektor zmierzył nas wzrokiem co na mnie ani trochę nie zrobiło wrażenia.

Upsik.

— Daję wam ostatnie ostrzeżenie. Jeszcze raz taki wybryk, a obydwoje pożegnacie się z drużyną na kolejne dwa mecze, zrozumiano? — popatrzył na nas, a ja mruknąłem jakieś dźwięki pod nosem przez co ten widocznie się zirytował.

— Idźcie na lekcje. Do widzenia. — odparł, a my wstaliśmy i skierowaliśmy się do wyjścia.

— Życzę ci śmierci skurwysynie. — wysyczałem do niego gdy już stanęliśmy na korytarzu.

— I vice versa. — prychnął, a ja zwróciłem się do przodu i gdy odchodziłem uderzyłem go barkiem.

— Stary, ogarnij się. — od razu podszedł do mnie Max.

— Nie kurwa, nie dam za wygraną. Śmierć Jake'a to nie był przypadek, na pewno nie. — pokręciłem przecząco głową.

— Nie da ci to spokoju, co nie?

— Nie. — stwierdziłem pewnie i ruszyłem przed siebie.

— Na policję nie ma co liczyć, cieszą się, że mają jednego wroga mniej. — zaczął. — Ale znam jedną osobę, która mogłaby nam chyba pomóc. — dodał, a ja przystanąłem i popatrzyłem na niego z zaciekawieniem. Jednak zobaczyłem jakby się wahał i to mnie zaintrygowało.

— O co chodzi?

— To mega prywatna sprawa. Rozumiesz. — poparzył na mnie intensywnie, a ja pokiwałem zrozumiale głową. I w tym momencie zadzwonił dzwonek.

— Porozmawiamy po szkole. — powiedział szybko i odszedł, a ja nie wiedziałem co o tym mam myśleć.

Kto może nam pomóc? I w jaki sposób?

Te dwa pytania nie dawały mi spokoju przez następne godziny w szkole.

That Girl | ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz