16. No To Się Dowiedzieli

558 18 4
                                    

9 miesięcy później
*Martyna*
Piotrek wyjechał na staż na dwa tygodnie a ja jestem w więzieniu.
Tak. Po prostu świetnie. Nikt o tym nie wiem a ja nie mam przy sobie telefonu. No tak nie mogę przecież.
Nawet nie wiem za co siedzę. Co zrobiłam karalnego. A jeśli małemu przyjdzie do głowy przyjść na świat?
Piotrek wraca za tydzień i mam nadzieję, że jakoś się dowie. Bo inaczej to nie wiem.
*Piotrek*
Wróciłem do domu z nadzieją, że przywita mnie Martyna a jej nie ma.
Dzwonię do niej nie odbiera. Wkońcu za drugim razem odebrał policjant.
- halo
- słucham? Kim Pan jest?
- z kąd ma Pan telefon mojej żony?
- jest w więzieniu.
- jak to? Zaraz tam będę.
Wsiadłem w auto i pojechałem na komisariat. Wparowałem jak burza.
- dzień dobry
- witam. Gdzie jest moja żona?
-  imię i nazwisko
- Martyna Strzelecka
- aaa tak. Jest u nas.
- jak to? Albo nie. Chcę ją zobaczyć
- tak nie można. Nie ma odwiedzin.
- w takim razie chcę rozmawiać z komendantem
- już
Wzywa.
Przyszła jakaś blondynka. No to nieźle.
- jakim prawem zabieracie kobietę w ciąży do więzienia?
- na podstawie oskarżeń.
- jakich?
- tydzień temu zabiła człowieka.
- tydzień temu to ona była ze mną. Na Mazurach.
- nikt nie może tego potwierdzić.
Wyjąłem z portfela. Paragon na dwa bilety na pociąg z imieniem i nazwiskiem. Rezerwacja w restauracji.
- starczy?  bo trochę tego mam.
- tak starczy, ale i tak jej nie wypuścimy
- chce ją zobaczyć
- No dobrze. Przez szybę
- nie.
- dobra
Policjantka prowadzi mnie pod cele Martyny.
- ooo kolejny do kolekcji - dziewczyny które siedzą z Martyną.
Wszedłem sam do nich i podszedłem do Martyny. Wystraszyła się i otworzyła oczy.
- nie bój się. - przytuliłem ją mocno.
- tak nie...
- można można.
Już jestem. Hmm. - uroniła kilka łez - nie płacz. Co zrobiłaś?
- nic. Właśnie nic. Rozumiesz
- cii już cię tu nie zostawię.
Ubrałem jej moją marynarkę.
- już koniec. Dowidzenia. - policjantka
- nie zostawiaj mnie. - wtuliła się we mnie mocno
- nie zostawię.
- to Pana tutaj zamknę.
- a proszę bardzo.
Zamknęła.
Martyna na mnie patrzy.
- No co. Przecież powiedziałem, że cię nie zostawię.
- wróciłeś wcześniej
- no bo się bałem o ciebie.
Nie odzywasz się od kąd wyjechałem.
Wsiadłem w pierwszy lepszy pociąg i jestem.
- szef wie?
- zaraz się dowie
Wybrałem numer szefa i dzwonie.
- No strzelecki! Czy ty Powariowałeś?
- szefie może mnie szef zabić, ale teraz mi Pan musi pomóc.
- coś zaś zrobił?
- szefie tak siedzę składa że jestem z Martyną w więzieniu. Znaczy Martyna jest a ja jestem przy okazji.
- co? Zaraz was wyciągnę.
Rozłączył się.
- No załatwione. Szef nas wyciągnie a potem mnie zabije. Więc no. Cieszmy się.
Uśmiechnęła się.
- No wkońcu. - usiadłem na ziemi i wziąłem ją na kolana.
- wiesz poznałem Panią komendant. Ehh blondynka
Zaczęliśmy się śmiać.
- i co z tą twoją medycyną
- to nie dla mnie. Nie lubię się uczyć
- ja nie wiem jakim cudem zostałeś ratownikiem.
- ja też się właśnie zastanawiam.
Zaczęli się śmiać wszyscy.
- i to bez ściągania.
- jak nie jak tak
- nie. Co z tego, że się zamieniłem numerami żeby być bliżej ciebie. Co z tego, że widziałem wszystko co piszesz.
- ale i tak jesteś lepszym ratownikiem niż ja
- wkońcu to przyznała.
Zaczęliśmy się śmiać.
- a tak na serio to dzięki tobie. Wzięłaś się za mnie w gimnazjum.
Wyciągnęła łańcuszek z kieszeni.
- ooo masz go
- cii
- rozumiem. Przemycenie. Tak to nigdy z tąd nie wyjdziemy
Zaczęliśmy się śmiać.
Zapiąłem jej naszyjnik.
- nadal wyglądasz pięknie.
Uśmiechnęła się.
Po chwili szef wparadował z obstawą pani komendant.
- jesteście Wolni.
- a ja już miałem pizze zamawiać, ale dobra
Martyna wybiegła a ja za nią.
Dziękujemy.
- No Dowidzenia.
Zaczęliśmy się śmiać.
Pojechaliśmy do domu. Wzięliśmy ciepłą kąpiel. Ugotowaliśmy obiad a potem go Zjedliśmy.
- a ty wogóle jak się czujesz?
- bywało lepiej.
- ale ok? Tak?
- tak tak
*Martyna*
Przytulił mnie mocno i położył rękę na moim brzuchu.
- już nie długo nasz skarb będzie z nami. - mówi
- yhym.
Boję się? - mówię
- czego?
- że sobie nie poradzimy.
To nie jest takie łatwe zajmować się niemowleciem.
- damy radę
Zaniósł mnie do sypialni.
*Piotrek*
Martyna zwija się z bólu.
- Martynka? Co się dzieje?
- boli
- jedziemy
Wziąłem ją na ręce i spakowaną torbę.
- wytrzymaj maluchu i ty Martynka.
Pojechaliśmy szybko do szpitala. Cały czas trzymałem Martyne za rękę.
- już jesteśmy.
- yhym.
Przeszło.
- na razie.
Przyjęli ją na oddział. Po chwili miała robione ekg.
- No jeszcze wasz maluch nie spieszy się na świat.
A ból pewnie przez stres.
- No dobrze.
Ale na oddziale zostaje - pytam
- tak. Tak. Bo chyba za niedługo masz termin prawda?
- tak - Martyna
- odpoczywaj.
Wytarłem ją z żelu.
- to może się przebierzesz w takim razie.
- yhym
Zasłoniłem Kotary.
Pomogłem jej się przebrać.
Położyła się.
Poskładałem jej ubrania i włożyłem do torby.
- kocham cię - dałem jej buziaka
- ja ciebie też
Chwyciłem ją za rękę.
- poczekaj odepne ci łańcuszek.
- nie. Zostaw.
- No dobrze.
Uśmiechnęła się.
Zaśmiałem się.
- chcesz się napić?
- yhym
Nalałem jej wody do kubka i dałem jej.
- dasz mi pić - inna pacjentka
- weź sobie - jej mąż.
- już - pytam
- tak - Martyna.
Odłożyłem.
- wygodnie ci?
- tak
- nie denerwuj się. Będzie wszystko dobrze.
- yhym
-. Nie masz się czym przejmować.
Uśmiechnęła się szeroko.
Dzwoni mój telefon.
- yhym. Rodzice dzwonią.
Zaczęliśmy się śmiać.
Odebrałem.
- cześć mamuś. Jak tam?
- Piotrek. Martyna zaginęła.
- nie. Właśnie jestem z nią w szpitalu.
- matko boska co się stało?
- nic się nie stało. Na razie.
- dobra zaraz tam będziemy.
- yhym. Czekamy.
Rozłączyli się.
- i co?
- nic. Jak zwykle martwią się tylko o ciebie.
Zaczęliśmy się śmiać.
- chyba o swojego wnuka
- No. Chyba tak.
Zaczęliśmy się śmiać
- jedziesz do domu?
- No chyba będę musiał - sprawdzam grafik - jutro mam dyżur - zrobiła smutną minę - ale i tak mnie szef zabije, więc chyba nie pójdę albo wezmę wolne. A no tak mam wolne. Szef napisał, że nas widzi i mam odłożyć telefon.
Odwróciłem się a szef za mną stoi.
- ooo dzień dobry
Zaczęliśmy się śmiać.
- No cześć. A wy co znowu?
- ja. To ta chce żebym dostał zawału
- a to nic nowego
- właśnie.
Zaczęliśmy się śmiać
- a tak na serio?
-  skurczy dostała. Ale małemu się nie śpieszy na świat
- fałszywy alarm
- yhym. Nie zdziwie się jak mi mandat przyjdzie za szybką jazdę.
- a jutro masz wolne
- odebrałem sms. Wiem.
- No to dobrze
Trzymajcie się
- No Dowidzenia.
Poszedłem. Potem przyjechali rodzice.
Oczywiście nic nie wiedzieli o tym, że Martyna była w więzieniu.
No to się dowiedzieli.




Macie na halloween.
Ktoś obchodzi? Ktoś się przebrał?










Do Końca Razem ~MaPi~ Zakończone Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz