61. Mam Nauczkę Żeby Nikomu Nie Stawać Na Drodze

304 11 10
                                    

Rok później
*Piotrek*
O tym całym naszym rozwodzie już nikt nie pamięta. Wszystko idzie w dobrą stronę. Szkoda tylko mi dzieci. Bo one wiedzą więcej niż inni. Widziały wszystko co się działo. Widziały jak Martyna wygania mnie z domu, jak płacze i jak ja próbuję jakoś załagodzić sprawę. Potem były na rozprawie rozwodowej. Widziały jak Martyna robi wszystko żeby zabrać je ode mnie... Ale dobra.
Minął rok. Przysięga małżeńska została odnowiona.
- o czym tak myślisz Piotruś? - Martyna.
- o tobie.
- o mnie?
- no - Usiadła mi na kolanach.
Uśmiechnąłem się.
- nie wierzę
- nic nowego
Dzwonił Adam.
- ooo. Coś Nowego.
- mówi, że Baśka planuje rozwód i czy przypadkiem ja jej w tym nie pomogłem.
- a ty co? - śmieje się
- że nie jestem taki głupi jak on.
Zaczęliśmy się śmiać.
- ale to było normalne, że kiedyś Baśka powie dość i wypowie mu rozwód.
- pewnie się dowiedziała co wyprawia jak niby ciężko pracuje.
- a ty to z skąd wiesz?
- mam swoje sposoby. Huczy o tym w bazie.
- yhym
Po chwili ktoś puka.
Poszła otworzyć. A tam Adam.
- jest Piotrek?
- a co?
- chce z nim pogadać.
- wróć jak ochłoniesz
Nie będziesz mi dzieci straszył. - popchnął ją i wszedł do domu.
- Stary tego już za wiele - wstałem i pomogłem Martynie wstać. - wszystko ok?
- tak. Tak
- dobra. Przepraszam. Poniosło mnie.
Co nagadałeś Baśce?
- nawet się z nią nie gadałem.
A to, że popchnąłeś moją żonę, nic nie usprawiedliwii.
- wkurzyłeś mnie. Przepraszam
- ty też mnie wkurzyłeś, ale nigdy nie popchnąłem twojej żony
- mów co jej powiedziałeś?!
- nic nie mówił. Cały rok jest ze mną. Nie Dawno wróciliśmy z Hiszpanii.
Boże człowieku. Odwal Się
Nie jest taki głupi jak ty. - Martyna
Poszedł.
- na pewno wszystko ok?
- trochę mnie plecy bolą, ale jest ok.
- coś się z nim dzieje.
- no. Może coś bierze. Widziałeś jego oczy.
- nie zwróciłem uwagi.
Bardziej obserwowałem ciebie.
Pocałowaliśmy się i przyszli dzieci.
- co się dzieje? - Antoś a mała ma łzy w oczach
- nic skarby. Wujek trochę się zdenerwował.
- yhym. To Wujek tak krzyczał?
- tak.
Przytuliliśmy się mocno.
- jedziemy do zoo? - pytam
- tak!!
- no to idziemy.
Spakowaliśmy ich plecaczki. Wziąłem swoją torbę a Martyna swoją torebkę.
- gotowi?
- tiak!!!
Uśmiechnąłem się.
- to idziemy misie moje trzy.
Poszliśmy do auta. Zapięliśmy maluchy w foteliki i Wsiedliśmy do auta. Zapiąłem pasy mi i Martynie.
Zaczęliśmy się śmiać.
Ruszyłem.
- tylko tak maluchy.
Nie uciekamy, nie podchodzimy blisko zwierzątek i...
- trzymamy się blisko siebie.
- Oki.
- to tyle. Życzę miłej podróży
Zaczęliśmy się śmiać.
Pojechaliśmy do zoo. Zobaczyliśmy wszystkie zwierzątka i dzieci zobaczyli maskotki na straganie.
- chcecie maskotke?
- tak!!
- Mama? Kupimy im?
- no nie mamy wyjścia
Uśmiechnęliśmy się.
- no to chodźcie. Wybierzcie sobie maskotke.
*Martyna*
Dzieci wybierają a ja oglądam dużego goryla.
- Patrz Piotruś. Jest do ciebie
podobny - mówię a ten goryl się rusza.
Poszłam do Piotrka a on się ze mnie śmieje. Pani też.
- prawdziwy - pytam?
- nie. To tylko mój mąż się Przebrałam.
- realistyczne. Nie powiem.
Zaczęliśmy się śmiać.
Dzieci wybrały a Piotrek dalej się ze mnie śmieje.
- nie no. Nie mogę. - Piotrek - ile płacę?
- 50
- proszę - Piotrek zapłacił - a ty nic nie chcesz?
- nie.
Dzieci się śmieją a Piotrek się powstrzymuje.
- co teraz?
- nie nic
Obróciłam się a ten goryl stoi za mną.
Zaczęliśmy się śmiać.
- Piotr zostaw już Panią.
- zdradziłaś moje imię.
Zaczęliśmy się śmiać.
- dowidzenia
- dowidzenia.
Poszliśmy do auta.
- Piotr. Zostaw już Panią
Zaczęliśmy się śmiać.
- pojechaliśmy do McDonald's. Zjedliśmy ala zdrowy obiad i wróciliśmy do domu.
No znaczy...
- a tu co się dzieje?
- straż pożarna, policja i karetka.
Wysiedliśmy z auta.
- co tu się dzieje? - Piotrek. A ja biorę dzieci na ręce.
- a kim Pan jest?
- właścicielem tego domu - Piotrek patrzy a nasz dom jest Cały w płomieniach.
- o boże...
- to jest dobra wiadomość. Właśnie państwa szukaliśmy.
- wszystko poszło z dymem.
Wsiadajcie do auta. - Piotrek.
Dałam dzieci do samochodu.
- mam tu właścicieli.
Podszedłam do Piotrka.
- co teraz? - pytam
- nie wiem skarbie. - objął mnie. - Coś się wymyśli.
Dom się zawalił. Sąsiedzi aż wyszli z domu. Dzieci też się wystraszyli.
Poszliśmy do nich. Wzięliśmy ich na ręce.
- spokojnie - mówię i przytulam małą a Piotrek Antosia.
- tu już nie ma co ratować. - przez radio do policjantki.
Szef do nas przyszedł.
- Matko boska dzieciaki.
Jak dobrze, że was tam nie było.
- no.
- mają państwo kamery?
- tak. O ile się nie spaliły to tak.
- sprawdzimy to.
Piotrek zadzwonił po ubezpieczyciela.
Zaraz przyjechał. Akurat zaś runęło.
- Martynka zadzwoń do rodziców. Czy nas przygarną.
- Piotrek, ale oni wyjechali.
- zapomniałem. To jedynie nas hotel ratuje.
- zapomnijcie. Biorę was do siebie - szef. - za godzinę kończę dyżur.
- dziękujemy.
Spisaliśmy raport z ubezpieczycielem.
- zobaczymy co da się zrobić.
Albo wypłacimy państwu pieniądze albo odbudujemy dom. Oczywiście wszystko zależy od powodu.
- podpalenie - policjantka
- no to teraz wycenimy i za kilka dni się do państwa odezwę.
- dziękujemy
Podaliśmy sobie ręce.
Pojechał.
- no to co? Jedziemy do bazy.
- dojedziemy - mówię - musimy kupić jakieś ubrania.
- a no tak. To czekam na was w bazie.
- dobrze.
Pojechaliśmy do galerii. Kupiliśmy potrzebne rzeczy i pojechaliśmy do stacji. Wsiadł szef z Anią.
- zmieścimy się? - Ania
- zmieścimy zmieścimy - Piotrek
Zapięli pasy.
- i co teraz? - Anka
- czekamy na wycenę.
No i zobaczymy co się bardziej opłaci.
- aha.
Ciekawe kto taki mądry - Anka
- właśnie też się zastanawiam - Piotrek. - poda mi Pan adres?
- skoro mamy razem mieszkać to przejdźmy na ty.
- dobrze. Podasz mi adres?
Zaczęliśmy się śmiać.
- Karola Wielkiego 10
- na Pustkowiu - Anka.
- jest gorsze Pustkowie od naszego? - pytam.
- oj tak.
Piotrek wyjechał z parkingu i jedzie.
- a tak z ciekawości. Gdzie byliście?
- w zoo.
- ooo.
- no za Martyną Goryl Piotr łaził.
- co? - śmiejemy się
- no bo był tam taki stragan z maskotkami. Dzieci sobie wybierały.
I stał tam taki goryl. Podeszłam do niego i mówię,  Piotrek patrz. Podobny do ciebie. A potem ten goryl się rusza.
- jak szybko się zmyła od tego goryla.
Zaczęliśmy się śmiać.
- jak się później okazało to był mąż tej pani, która sprzedawała o imieniu Piotr.
A to jeszcze nie wszystko.
Piotrek płaci za maskotki i się śmieją.
Obracam się a ten goryl za mną stoi.
A ta pani
Piotr, zostaw już Panią
Zaczęliśmy się śmiać.
- ale wy macie przygody.
- no. Maluchy już usnęły.
- no nie dziw się. Cały dzień są na nogach.
- zaraz się położą
Po chwili byliśmy na miejscu.
*Piotrek*
Otworzyłem Martynie drzwi od auta. Pomogłem jej wysiąść.
Chwyciła się za plecy.
- jeszcze cię te plecy bolą?
- no trochę.
- a co się stało?
- powiemy w domu.
- ok.
Wzięliśmy dzieci na ręce i poszliśmy do domu. Przyniosłem nasze rzeczy.
Położyliśmy dzieci spać.
- co się stało? - szef
- przyszedł Adam wkurzony jak nie wiem co i pyta się czy jest Piotrek bo chce z nim pogadać. To powiedziałam, że jak ochłonie to niech przyjdzie a nie będzie mi dzieci straszył.
- to on ją popchnął i wszedł do domu.
Pytał się co nagadałem Baśce bo ona chce się z nim rozwieść.
A ja mówię, że nawet z nią nie gadałem.
- ten nie daje za wygraną no to się wkurzyłam i powiedziałam, że nie jest taki głupi jak on.
- ten się wkurzył i wyszedł.
- co w go wstąpiło?
- a ja to wiem.
- wyglądał jakby coś wziął
- no to pokaż te plecy. Jak bolą to nie dobrze. - mówię a szef przyniósł maść.
- no niezły siniak - Anka
- przynajmniej mam nauczkę żeby nie stawać nikomu na drodze
Kręcę głową i smaruje jej tego siniaka.
Dałem jej buziaka.















Do Końca Razem ~MaPi~ Zakończone Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz