Obóz

617 31 1
                                    

Drogi nie pamiętam cały czas się budziłam i zasypiałam.Chyba tak było lepiej...następne moje wspomnienie to obóz w okolicach Atlanty.Nasza grupa się powiększyła o sporo ocalałych ale nie znałam wszystkich.Pamiętam Moralesa był chyba Hiszpanem w obozie był z żoną Mirandą oraz dwójką dzieci Elizą i Louisem. Lubiłam go był bardzo pomocny,jego żona również.Dzieciaki też miał fajne. Był jeszcze Jim,Andrea i jej młodsza siostra Amy przybyły do obozu z Dale'm ich również bardzo lubiłam.Andrea wydawała się być trochę zarozumiała ale przy bliższym poznaniu zyskiwała w oczach.Dale był starszym za to bardzo mądrym człowiekiem.Uwielbiałam z nim przesiadywać i wypatrywać zagrożenia z jego kampera. Jacqui była Afroamerykanką tak jak T-Dog oboje bardzo przyjaźnie nastawieni do wszystkich. Glenn był w porządku pochodził z Korei dogadywałam się z nim najlepiej i to on zawsze umiał mnie rozśmieszyć stał się moim "przyszywanym" bratem. I teraz robi się ciekawie bo dołączyli do nas bracia Dixon . Daryl i Merle. Ten drugi wszystkich wkurzał swoim chamstwem i arogancją z tym drugim dało się jakoś wytrzymać. Właściwie to dla mnie byli mili moja relacja z Merle'm polegała na dogryzaniu sobie ale mogłam na niego liczyć.Natomiast z Darylem bywało różnie raz zabierał mnie na polowania i uczył ,a raz działał mi na nerwy tak,że miałam ochotę go udusić. I muszę wspomnieć ,że młodszy z braci stał się nowym obiektem westchnień Amber. Byłam na nią wściekła, ja nie mogłam sobie wybaczyć,że pozwoliłam Tomowi się wymknąć,że nie wróciłam po niego,że przeze mnie on pewnie..nie żyje. Amber nawet nie uroniła łzy za to usilnie próbowała poderwać młodszego Dixona. W obozie każdy miał jakieś zadania poza Amber ,która wiecznie udawała ,że przyszywa guziki,które i tak były przyszyte albo wymyślała inne irracjonalne zajęcia chyba ,że chodziło o Daryla wtedy o mało z butów nie wyskoczyła. Ed mąż Carol poza biciem jej i Sophie też nie ciągnął się do roboty. Shane stał się samozwańczym przywódcą rządził się i panoszył,a ja nie darzyłam go przyjaźnią.Wiedziałam,że coś z tym gościem jest nie tak no i..niby był najlepszym przyjacielem Ricka ,a baraszkował z jego żoną.Wydaje mi się ,że nie tylko ja to wiem ale nikt nie poruszał tego tematu i ja nie zamierzałam.
Pamiętam tamten dzień...jakby to było wczoraj. Glenn,T-Dog, Merle i Andrea pojechali na wypad po jakieś ubrania,benzynę, coś do jedzenia. Daryl był na polowaniu ,każdy bym czymś zajęty dzień jak co dzień.
-Młodszy Dixon zwiał? -Dziewczęcy głos należał do Amy,spojrzałam na nią przerywając przebieranie grzybów,które znalazła Lori po czym zniknęła gdzieś z naszym "przywódcą"
-Mhmh-Mruknęłam z uśmiechem na ustach.Amy śmiała się,że Daryl szuka tylko pretekstu ,żeby być jak najdalej Amber.
-Myślisz,że ten ktoś z radia żyje?-Nie dalej jak wczoraj usłyszeliśmy w radiu cb czyjś głos.Shane próbował się z nim skontaktować niestety bezskutecznie.Chcieliśmy jechać do tego kogoś albo ostrzec go w jakiś sposób,że miasto pływa w trupach niestety jak zwykle nasz "dyktator" się nie zgodził.
-Może spotkał jakiś dobrych ludzi i żyje albo...-Moją wypowiedź przerwał alarm,który wył niemiłosiernie.Dale wyparzył zbliżający się do nas samochód.
-Wrócili !- Amy była bardzo podekscytowana.
Okazało się,że hałasu narobił Glenn. Shane jak zwykle zaczął się wydzierać coś z stylu "chcesz tu ściągnąć wszystkich sztywnych z okolicy ?!" "wyłącz ten alarm". Azjata nie umiał tego zrobić i nie do końca pamiętam kto w końcu go wyłączył.Wiem,że wtedy Dale uspokoił sytuacje mówiąc ,że alarm rozszedł się echem i trupy nas nie namierzą.
Lori wzięła Carla na bok gdy z samochodu wysiadł T-Dog i Andrea.Szkoda mi było dzieciaka wszyscy się witają a on czeka na ojca..którego nigdy nie zobaczy.
-Głąbie wyłaź przedstawię Cię!-Glenn krzyknął w stronę samochodu.Wtedy stało się coś niesamowitego...z auta wyszedł Rick Grimes. Zamarłam nie byłam w stanie wydusić słowa.Pamiętam jak spojrzał w moją stronę szeroko się uśmiechając,a już po chwili trzymał w objęciach żonę i synka.Muszę przyznać,że nie wzruszam się często ale wtedy kilka łez znalazło ujście w kącikach moich oczu.
Spojrzałam na Shane'a niby się przywitał niby się cieszył ale coś było nie tak niestety nie miałam kiedy się nad tym zastanawiać bo Amber zadała pytanie gdzie Merle.
-Wróci później-Odparł Glenn.-Blondyna wzruszyła ramionami i wróciła do nic nie robienia.Ja wiedziałam jednak ,że to kłamstwo.Wtedy też dowiedziałam się całej prawdy.
-Dlaczego nie powiedzieliście tamtej dziewczynie?-Dociekał Rick.
-Nie ma tutaj Daryla ..to brat Merle'a poszedł na polowanie jak tamta by się dowiedziała to od razu by mu wypaplała z grubej rury i byłoby baaaaaardzo nie przyjemnie-Gleen skrzywił się trochę.
Wieczorem rozpaliliśmy ognisko.Rozmawiać można było bo Amber już spała raczej nie chciała się z nami integrować.Tego wieczoru dowiedziałam się,że Merle może żyć i ,że Rick przykuł go na dachu.Postanowili też ,że wrócą po niego.
-Merle Dixon nie podałby wam wody gdybyście umierali z pragnienia.Rick zastanów się.Ledwo wróciłeś chcesz narażać innych?-Oczywiście Shane i oczywiście nic mu nie pasuje.- Zabieraliśmy na dołek takich jak on i jego brat.
-Ja upuściłem klucz ja mu powiem.-Wtrącił T-Dog
-Nie możemy go tam zostawić.-Rick powiedział to bardzo stanowczo co przypadło mi do gustu w końcu będzie ktoś kim Shane nie będzie mógł pomiatać.
-Nie chcę mieszać w to rasy ale lepiej ,żeby Rick to powiedział
-Glenn.-Amy zaczęła dość cicho.-Uważam,że powinna to zrobić Laura ona jedyna umie jakoś opanować Dixonów. Nie raz nam to udowadniała.
Na te słowa Shane parsknął śmiechem-Tu nie chodzi o jedzenie tylko oto ,że jeden z tych wieśniaków jest na dachu !
-Jestem tu najstarszy i jeśli mogę się wypowiedzieć to myślę,że Amy ma rację.
-Jedzenie?-Rick spojrzał na mówiącego wcześniej Shane.
-Merle się uchlał zrobił awanturę ,że zginęło mu jedzenie.Ona go uspokoiła wielkie mi halo.-Nie zdziwiła mnie reakcja Shane'a ten typ tak ma tylko on robi wszystko najlepiej.
-----------------------------------------------------------------------------------
Następnego dnia panowała gęsta atmosfera.Wszyscy czekali jak na skazanie,aż Daryl wróci. Tak też się stało nie dość ,że był wściekły bo trup wgryzł się w jelenia,którego chciał upolować to jeszcze czekała go gorsza wiadomość.
-Wybieracie się gdzieś?-Rozejrzał się po obozie.
-Daryl.-Stanęłam przed nim.Jak on się wścieknie i mi przywali to wtedy wyjdzie mi bokiem rżnięcie bohaterki.
-Co? Ja nie mam czasu muszę jeszcze coś zrobić.
-Nie chodzi o Amber-Ściszyłam głos.-Chodzi o Merle'a
-Nie żyje?
-Żyje...tylko narobił bałaganu w mieście..i Rick musiał przykuć go na dachu.
-Pff..i co? nie jestem jego ojcem przeżył ?
-Bo to było tak-Cholera co ja mam powiedzieć?
-Rick przykuł go na dachu a ja zgubiłem klucz.-T-Dog nie miał nic innego do roboty ? musiał to powiedzieć..
-Ale już po niego jedziemy!-Krzyknęłam jakby to miało coś pomoc. Daryl ominął mnie i rzucił się na T-Doga,później na Ricka Shane go odciągnął ale on wyją nóż wtedy nie wytrzymałam i wyciągnęłam broń wymierzyłam do niego stojąc ramie w ramię z Rickiem.
-A to teraz taki układ?-Daryl spojrzał na mnie ze wściekłością,a ja poczułam z tyłu głowy coś zimnego.
-Nie celuj do niego.Odłóż broń.
-Amber ja tylko...
-Odkładaj!
-EE! już już!-Daryl podniósł się z ziemi- Wszystko jest dobrze, nic się nie stało.-Kusznik powoli zaczął podchodzić do Amber.-Daj tą broń bo jak ona wystrzeli to będzie tu zamieszanie a nie chcemy tego.-Amber posłuszna niczym piesek spełniła żądanie kusznika.
-Następnym razem nie zareaguje.-Wyszeptał mi do ucha....

ApokalipsaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz