Jedność

230 12 0
                                    


  Wstałam wcześnie rano. Chciałam pomóc w podziękowaniu za to, że nas przyjęli i ugościli. Wyszłam na dwór. Słońce dopiero wstawało, lekki wietrzyk powiewał.

-Wyspałaś się miła pani?

-Tak Wasza Wysokość.-Czułam się dziwnie zwracając się tak do tego kolesia. Gdyby nie tygrys pewnie wyjechałabym mu na ty.

-Jesus dzisiaj przybędzie do Królestwa z twoimi towarzyszami. Jaki jest powód twego wczesnego wstania?

-Chciałabym pomóc. Widzę, że macie tu warzywa mogę się przydać. Chyba, że potrzebujecie lekarza to też się przydam.-Posłałam Królowi uśmiech i zaczesałam kosmyki włosów za uszy.Ezekiel zawołał jakąś dziewczynę w wieku ok. 19 może 20 lat, która zabrała mnie ze sobą.

-Musimy to wypielić.-Powiedziała podając mi małe grabki.- Długo nie odpoczywałaś. Przybyliście ledwie wczoraj, a ty już rwiesz się do pomocy.-Widziałam jak zerka na moją nogę i na moje oparzenia.

-Pytaj.-Uśmiechnęłam się.

-Przepraszam. Nie powinnam się tak gapić. To mój głupi nawyk.

-To spotkanie z kijem baseballowym owiniętym drutem. A to .. Byłam zbyt blisko wybuchu.

-O Kurdę. Ale ekstra! -Usłyszałam za sobą dziecięcy głos.

-Henry! Nie wolno podsłuchiwać!

-Ja nie podsłuchiwałem. Może trochę, ale.. Król powiedział, że są nowi chciałem poznać.

-Laura-Wyciągnęłam dłoń do chłopaka.

-Henry.-Wyglądał śmiesznie, kiedy wyprostował plecy i napiął mięśnie.

-Z tego wszystkiego nie przedstawiłam się. Emily.. Em.-Dziewczyna uśmiechnęła się do mnie.

-Ona jest dziewczyną Benjamina!-Krzyknął młody i pobiegł gdzieś.

-Benjamin to jego brat. Henry wymyślił sobie, że jesteśmy parą.

-Dzieciaki mają bujnął wyobraźnie.-Zabrałyśmy się do pielenia, a kiedy skończyłyśmy zaczęłyśmy podlewać warzywa i owoce.

Chodziłam z wiadrem,poznawałam ludzi, którzy byli bardzo rozmowni.

-Laura!-Odwróciłam się na dobrze znany mi głos.-Gdzieś ty była?

-Tutaj.-Zmarszczyłam brwi i wbiłam wzrok w Daryla.

-Dlaczego mnie nie obudziłaś? Dlaczego nie powiedziałaś,że idziesz?

-Bo spałeś? Nie chciałam Cię budzić i chciałam pomóc.

-Nie możesz tak znikać.-W jego oczach zobaczyłam troskę, która mnie rozczuliła.

-Czyżby pan Daryl Dixon się o mnie martwił?-Zapytałam zadziornie.

-Przestań..-Jego mina spoważniała.-Przecież wiesz, że tak.- Spodziewałam się jakiejś chamskiej odpowiedzi, skończenia rozmowy albo obrócenia tego w żart. Takie słowa z jego ust sprawiły, że zdębiałam.Wyglądałam pewnie jakbym połknęła melona.- Daj to.-Mężczyzna wziął ode mnie wiadro.-Pomogę Ci. - Nawet nie wiem, kiedy zdążył zrobić kilka kroków.-Idziesz? Czy będziesz stać jak słup?

-Idę.-Ruszyłam za nim.

-To ty strzelasz z kuszy.-Uśmiechnęłam się na widok Henrego.

-Strzelam.-Daryl odpowiedział, ze zmieszaniem w głosie.

-To Henry.-Przedstawiłam dzieciaka.

-Miło. Daryl jestem.

-Kurde jak ja powiem Benjaminowi, że strzelasz z kuszy to..-Oczy chłopaka tryskały radością.

-Ona umie z łuku.

-Tak?! Ale jazda! Muszę o tym opowiedzieć!-Henry odwrócił się i z impetem wpadł na Króla.

-Gdzie Ci się tak spieszy co?-W głosie władcy słychać było ciepło. Ten dzieciak musiał dla niego wiele znaczyć.

-Ona dostała kijem! I przeżyła wybuch! On strzela z kuszy! Ona z łuku!-Mówił z podekscytowaniem, przy czym mocno gestykulował.

-Henry.. Nie ładnie tak wypytywać. Idź do Benjamina, bo on wszędzie Cię szuka.

-Nie wypytywałem. Sami powiedzieli,idę mu powiedzieć kogo znam!-Chłopak zniknął tak szybko, jak się pojawił.

-Przepraszam za niego. Jest wszystkiego ciekawy, czasem bywa męczący.

-To tylko dziecko-Uśmiechnęłam się.

-Powinniście coś zobaczyć.-Ruszyliśmy za królem. Zaprowadził nas w stronę bramy. Stanęłam jak wryta, gdy zobaczyłam, że przed bramą stoją Rick, Michonne, Carl z jakąś dziewczyną, Maggie, Glenn, Rosita, Shasha, Abraham i Carol. Jedyne co byłam w stanie zrobić to rozłożyć ręce, w które po kolei wpadali moi przyjaciele. Płakałam ze szczęścia ściskając kolejne osoby.

-To, co zrobiłaś...-Maggie wytarła łzę spływającą po jej policzku.-Gdyby nie ty Glenn już by nie żył.-Ścisnęła mnie mocno jej mąż zrobił to samo szepcząc „ dziękuję". Widziałam jak Rick podchodzi do Daryla, przytulili się, po czym kusznik wyjął broń szeryfa i podał mu ją.

-Enid.-Dziewczyna w końcu przebiła się przez witający nas „ tłum"

-Laura.-Uśmiechnęłam się szeroko i spojrzałam na Carla. Wiedziałam, że tych dwoje coś łączy.-Carl..nic ci nie zrobił?

-Nie. Posiedział trochę, zjadł spaghetti zabrał kilka rzeczy i pojechał.

-Co z Judith?

-Żyje i ma się dobrze. Musisz zobaczyć jak wyrosła.-Spojrzałam na Ricka i już wiedziałam,że rządy Negana dobiegną końca...

ApokalipsaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz