Jeden błąd = masa kłótni

218 10 0
                                    


  Wróciłam do domu pod wieczór. Zobaczyłam,że Daryl trzyma mój łuk w ręku i przygląda się z uwagą.

-Dostałam.-Powiedziałam cicho.

-Widzę. Prezencik od tego całego Davida? -W jego głosie słyszałam pogardę i gniew, jakiego nie słyszałam chyba nigdy wcześniej.

-Tak. Dał mi go za wyleczenie klaczy.-Wyprostowałam się,a Daryl odwrócił się w moją stronę.

-Nie sądzisz,że powinnaś zająć się czymś innym niż romanse w stadninie?!

-Jakie romanse?!-Zdenerwowałam się. Nie zrobiłam nic złego,a naskoczył na mnie jakbym była najgorsza.

-Widziałem was! Przytulanki śmiechy chichy! Negan trzyma nam nóż na gardłach! Powinnaś pomóc Maggie i Glennowi trenować ludzi na Wzgórzu albo szukać osad,które przyłączyły byś się do nas! Nie pofatygowałaś się nawet,żeby namówić Ezekiela! Lepsze bzykanko w stajni nie?!- Jego słowa były niczym niewidzialne noże,które zatapiają ostrza w moim i tak rozdartym już sercu.

-Rick rozmawiał z Ezekielem! Maggie najwidoczniej dobrze sobie radzi! I jak możesz oskarżać mnie o romanse! Sam nie jesteś lepszy !

-Tak? A co takiego zrobiłem?!

-Co?! Nie raczyłeś mi powiedzieć,że byłeś z Amber! Znowu wciśniesz mi swój durny tekst ,że nie ważna jest przeszłość?! Naskakujesz na mnie, podczas gdy ty sam nie jesteś święty!

- Kurwa zaopiekowałem się nią, bo wiedziałem,że byś tego chciała!

-Tak? Bzykałeś ją też dlatego,że ja bym tego chciała?! Obciągała Ci, bo co?! Bo ja bym tego oczekiwała?!

-A co ci do tego, gdzie wkładam fiuta?!

-Jesteś hipokrytą!

-Chciałaś wiedzieć kim byłem przed tym całym pierdolnikiem?! To Ci powiem, bo mam serdecznie dość! Pytałaś o dziewczyny otóż nie miałem żadnej, bo w dupie miałem związki ! Rozumiesz?! Nie kręci mnie to! Zaliczałem laski i tylko to mnie obchodziło! Nie musiałam być nawet mądra ważne ,żeby miała głębokie gardło albo rozkładała nogi! I nie byłem gościem, z którym takie jak ty by się zadawały ! Podczas gdy tobie w głowie była nauka ja handlowałem prochami ! Taki byłem taki też był Merle! Dziewczyny były dla nas tylko głupimi sukami! Żałuję.że jak Negan uderzył Cię tą swoją pałką to się odezwałem! Gdybym tego nie zrobił nie musiałbym siedzieć w tej jebanej celi ! Wiesz co Ci jeszcze powiem?! Miałem w dupie Amber i Ciebie też mam gdzieś! A byłem z nią, bo dobrze ciągnęła!-Stałam jak osłupiała, wpatrując się w rozwścieczonego Daryla,który opuścił mieszkanie trzaskając drzwiami. Siadłam na łóżku zabolały mnie jego słowa i to bardzo. Nie wiem, na co liczyłam,że między nami coś będzie? Chyba tak mi się wydawało. Głupia byłam przecież to Daryl Dixon ten sam,który był w obozie nikt go nie podmienił,a on wcale nie nabrał uczuć. Myślałam,że te chwile ,które spędziliśmy razem coś dla niego znaczyły jednak bardzo się myliłam.

-Laura otwórz!-Doskoczyłam do drzwi zobaczyłam Ezekiela z Morganem i innymi osobami. Trzymali rannego Benjamina. Zrzuciłam wszystko ze stołu ,kazałam im go położyć.

-Co się stało?-Zaczęłam rozcinać nogawkę jego spodni.

-Postrzelili go.

-Kto?

-Zbawcy.-Morgan był wściekły.

Rozcięłam nogawkę, chłopak był bardzo blady, jego oddech był płytki.

-Trzymajcie go.-Obejrzałam ranę niestety kula nie przeszła na wylot.

-Musisz go znieczulić!

-Wasza wysokość.. To nie zadziała.-Musiałam operować na żywca, starałam się wyjąć kulę,wiedziałam,że stracił dużo krwi. Spojrzałam na niego i dotarło do mnie,że już jest za późno on nie oddychał.

-Zrobię mu sztuczne oddychanie.-Ezekiel chciał pochylić się nad chłopakiem.

-Nie. To już nie pomoże on stracił za dużo krwi. Przykro mi.- Zakryłam ciało prześcieradłem, Morgan wbił nóż w głowę chłopaka,a Ezekiel miał przekazać tragiczną wiadomość Henry'emu.

Patrzyłam jak wynoszą jego ciało. Rozpłakałam się. Poczułam się całkiem sama, po mimo tego,że Królestwo pełne było ludzi ja czułam się samotna. Chodziłam po pokoju rozrzucając wszystko, co znajdowało się na mojej drodze. Posłałam masę przekleństw w nicość, złapałam za łuk, kołczan założyłam na plecy. Wyszłam z domu wściekła jak osa.

-Król nie chce odwiedzin.- W królewskich drzwiach stał Jerry.

-A ja nie chciałam poznać Dixona. Na pewne rzeczy nie mamy wpływu.-Dosłownie wepchałam się do" posiadłości „ Króla.

-Słuchaj.-Podeszłam do niego. Wiedziałam,że już powiedział co stało się z Benjaminem- Dalej będziesz dawać Zbawcą połowę tego, co macie? Zabili tego chłopaka pewnie bez mrugnięcia okiem. Sądzisz,że się tu nie zjawią? Wystarczy,że znów coś pójdzie nie po ich myśli. Wpadną tu wybiją twoich ludzi,a tobie każą na to patrzeć. Tacy są Zbawcy. Więc weź ogarnij swój Królewski tyłek i poprowadź ludzi !

-Ezekiel posłuchaj jej ona ma rację.-Z ciemności wyłoniła się Carol.-To musi się skończyć. Jeśli nie podejmiesz walki to prawie tak jakbyś skazał swoich ludzi na śmierć. Ona tam była i widziała, do czego są zdolni.

-Wpadną tu i będą mordować kobiety, mężczyzn ,starców i dzieci. Wszystkich po kolei do tego chcesz doprowadzić?

-Dość.-Ezekiel wstał i spojrzał na nas.-Zrozumiałem co chcecie powiedzieć, dzisiaj zrozumiałem ,że od początku mieliście rację. Zbawcy nie będą już stawiać nam warunków. Ja i mój lud ruszymy do walki.

Miałam ochotę rzucić mu się na szyję, ale chyba nie wypada skoro to król. Carol rozdzieliła zadania ja i Daryl mieliśmy jechać na Wzgórze poinformować o tym,że Królestwo dołączy do walki natomiast ona i Rosita miały dotrzeć do Alexandrii. Wszystko byłoby dobrze, gdyby dupek Dixon gdzieś nie zniknął. Zajęło mi sporo czasu, zanim go znalazłam. Siedział przy jednym z drzew i robił strzały.

-Musimy jechać.-Powiedziałam stanowczo.

-Spierdalaj.

-Kurwa Daryl.-Westchnęłam.-Ezekiel zgodził się walczyć. Musimy jechać na Wzgórze.

-To se jedź. Niańki potrzebujesz? Weź Davida.

-Carol powiedziała,żebym jechała z tobą. Straciłam czas na szukaniu ciebie,a one już wyruszyły.

-Nie rozumiesz słowa spierdalaj?

-Acha.-Założyłam ręce na biodra.- Wielce się obraziłeś i masz już w dupie walkę tak?

-Mam w dupie ciebie.

-Nie będziemy ani przyjaciółmi , ani kochankami ,ani nawet nie strzelimy numerka, ale możemy współpracować tak? Pierdoliłeś o zapominaniu o przeszłości tak? Możesz zapomnieć o kłótni i pojechać ze mną na Wzgórze.

-Nie pojadę. Bierz Davida i wypierdalaj!-Zerwał się na równe nogi. Przez chwilę miałam wrażenie,że zaraz mnie zdzieli.

-Dlaczego jesteś takim chamem?! Ty w ogóle wiesz, dlaczego się tak zachowujesz?!

-Bo mnie wkurwiasz!

-Tym,że każe Ci jechać na Wzgórze?!

-Wszystkim! Jedź z nim i daj mi spokój !

-Mówiłeś ,że się o mnie martwisz już nie pamiętasz?! Po co było to wszystko?! To w więzieniu i w sanktuarium?!

-Co było?! To,że spaliśmy razem miało coś znaczyć?!

-Dobra! Dalej! Wykrzycz mi jak bardzo mnie nienawidzisz! Mam Cię przeprosić za to,że prze zemnie trafiłeś w łapy Negana?! Proszę bardzo! Przepraszam! Gdybym mogła mieć na to wpływ nie byłoby cię tam! Ale nie miałam na to wpływu! Wyżywaj się na mnie! Wiem za kogo mnie masz! Już sobie to wyjaśniliśmy, ale do kurwy nędzy weź się w garść i pomyśl o przyszłości!

-Myślę !

-Dlatego nie jedziesz?!

-Pojechałbym z kimkolwiek, ale nie z tobą! Bierz tego koniarza i jedź z nim!

-Znowu jest to samo jak wtedy na farmie! Jak wtedy kiedy pozwoliłeś Lori jechać samej! Mam tego dość wiesz? Raz zachowujesz się tak jakbyś drżał o moje bezpieczeństwo. Robisz wszystko,żebym przy tobie czuła,że nic mi nie grozi dajesz nadzieje ,a później tak po prostu mnie odtrącasz!-Nie wytrzymałam po raz kolejny popłynęły łzy. Byłam zmęczona tym wszystkim.

-Idzie Twój kochaś-Daryl wskazał w stronę zbliżającej się do nas postaci.

-Popierdoliło was?!-Krzyczał z daleka.-Drzecie mordy tak,że wszyscy słyszą! Sztywni podleźli pod bramę! Mieliście jechać na Wzgórze, a nie piłować gęby! Jak wam się nudzi to bierzcie sprzęt idźcie za bramę i tam się drzyjcie! -David podszedł bliżej nas.- O co poszło? Dlaczego ona płacze?

-Jedź z nią na Wzgórze. Po drodze pogadacie.

-Wiesz co Dixon. Pierdol się.-Odeszłam. Poszłam do pokoju zabrać noże i jakąś bluzę na wypadek, gdyby zrobiło się chłodniej.  

ApokalipsaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz