Michonne

302 14 0
                                    

W kolejnych dniach nie było lepiej. Dowiedziałam się od Hershela, że Rick znalazł odłączony telefon i twierdzi, że z kimś rozmawia. Spędzałam czas z Carlem, opiekowałam się jego siostrą. Tego wszystkiego było już za wiele. Postanowiłam powiedzieć szeryfowi, co o tym sądzę. Nie wiem, czy ten pomysł był najlepszy po tym, jak rzucił się na Glenna, kiedy ten próbował wyciągnąć go z korytarza. Nie miałam jednak wyjścia. Musiałam chociaż spróbować. Znalazłam go siedzącego w jednym z pomieszczeń przy telefonie.
-Rick.. Powiem Ci coś, a ty mnie wysłuchasz. Nie musisz odpowiadać, nie musisz nic robić ... po prostu mnie wysłuchaj.-Nie zamierzałam czekać, aż pozwoli mi mówić.-Rozumiem, że strata Lori to dla Ciebie ogromny cios, ale nie możesz się tak zachowywać. Tam na górze są ludzie, których tu przyprowadziłeś wszyscy na ciebie liczą. Sam mówiłeś, że nie ma czasu na żałobę i chociaż brzmi to tak jakbym nie miała żadnych uczuć to musisz się wziąć w garść.
-Na górze jest Daryl Glenn i cała reszta wszyscy jesteście dorośli.
-A Carl? Dziecko?. Twój syn musiał zabić matkę potrzebuje Cię rozumiesz? Nikt mu nie zastąpi ojca. Nie możesz zrzucać na nasze barki wychowania twoich dzieci to nie w porządku. Weź sobie to do serca i zastanów się, czy wolisz siedzieć tutaj przy odłączonym telefonie rozmawiając nie wiadomo z kim i udając, że nic cię nie obchodzi czy wolisz wziąć się w garść wrócić na górę i zając się swoimi dziećmi? Lori chciałaby, żebyś zajął się Carlem i małą. Po tych słowach opuściłam pomieszczenie zostawiając Ricka samego ze swoimi myślami. Nie mam pojęcia jak wiele z tego, co mówiłam dotarło do niego, ale cieszyłam się, że chociaż spróbowałam.
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Po jakimś czasie Rick wrócił do nas. Nie twierdzę, że było z nim super, bo miał jakieś zwidy, ale nie przesiadywał już w samotności. Tego dnia Glenn i Maggie udali się na wypad. Mieli to zrobić wcześniej, ale przez wzgląd na zachowanie Ricka wszystko się opóźniło.Wypuściłam ich zamykając za nimi bramę, po czym wróciłam na blok. Axel rozmawiał z Beth co nie spodobało się Carol.
-Nawet nie myśl o zaludnianiu ziemi.-Powiedziała stanowczo kobieta.
-Nie chciałem nikogo obrazić. Długo tutaj byłem zamknięty, a tutaj nie było zbyt wielu kobiet. Maggie jest z Glenn'em, Amber mnie unika, Laura chyba jest z kusznikiem a wolałbym, żeby nie wpakował mi bełta w ciało no a ty jesteś lesbą.-Na jego słowa parsknęłam śmiechem.
-Nie jestem lesbą.
-Nie? Masz krótkie włosy.
-Mój drogi.-Wtrąciłam się.-Idź zobacz czy ktoś nie potrzebuje twojej pomocy.-Axel odszedł, a ja i Carol zaniosłyśmy się śmiechem..
-Laura chodź !-Udałam się szybkim krokiem w stronę Daryla. .-Musimy wybić sztywnych przyłażą pod siatkę pomożesz?
-Jasne, że tak.-Złapałam za łom i udałam się do siatki, ku mojemu zdziwieniu był tutaj też Rick i Carl.Wybijaliśmy sztywnych schodziły się tutaj, bo tu byliśmy my było ich sporo, ale nie, aż tyle, żeby mogli przewalić ogrodzenie. Pozbyliśmy się ciał, a później zabraliśmy się za warzywa.
-Powinni już wrócić?-Carl spojrzał w stronę siatki.
-Coś ich pewnie zatrzymało. Na pewno nic im nie jest.-Carl z dziwnym uśmieszkiem oddalił się ode mnie powolnym krokiem. Dołączył do mnie Daryl ze skwaszoną miną.
-Miałem dziwny sen w nocy. Był strasznie realny.-Zaczął tak jakby bał się, że to, co mówi może zostać wyśmiane.
-Jaki?
-Byłaś w nim ty..widziałem Cię stałaś daleko jakby coś odciągało Cię ode mnie. Krzyczałaś, a ja starałem się dogonić ciebie. Im szybciej biegłem, tym bardziej się oddalałaś...
-Jestem tu.-Złapałam go za rękę.-To tylko sen. Na pocieszenie powiem Ci, że dzisiaj mamy wartę więc nie wiele będzie nam się śniło. A co do mojego znajdowania się daleko to..jeśli Maggie i Glenn nie wrócą za jakiś czas jadę ich szukać.
-Jedziemy. Nie pojedziesz sama przecież.. Ty sama przeciwko całemu światu?.. Carl pamiętasz?!
-Tak! Kto ostatni do bramy ten załatwia komiksy !!-Dzieciak rzucił się do biegu, ja też próbowałam, ale skończyłam w górze trzymana przez Dixona.-Pierwszy! Załatwiasz !!
-To nie w porządku!-Roześmiałam się.
-Męska solidarność
-Nie ładnie, nie ładnie. Laura następnym razem my im pokażemy.
-Jasne Carol.
Widziałam jak Rick szeroko się uśmiecha. Na dwór wyszedł też Hershel i Beth z dzieckiem na rękach.
-Tato patrz!-Spojrzeliśmy w kierunku, w którym wskazywał. Na początku myślałam, że pokazuje na sztywnych kręcących się za ogrodzeniem. Jednak kiedy lepiej się przyjrzałam zobaczyłam czarną dziewczynę z dredami, pokryta była krwią, w rękach trzymała koszyk ze sklepu. Zombie musiały ją rozpoznać, bo dziewczyna zaczęła z nimi walczyć. Jej bronią był samurajski miecz. Umarlaków było za dużo więc postanowiliśmy jej pomóc...

ApokalipsaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz