Witajcie w Sanktuarium !

273 15 0
                                    


Następnego dnia zjawili się jacyś ludzie. Powiedzieli, że Amber musi tutaj zostać, bo nie mogą zabrać mnie i jej. Protestowałam, ale ona szybko się zgodziła. Zdziwiło mnie to,że tak łatwo im zaufała.Wszyscy byli dla nas bardzo mili, pomogli mi wsiąść do auta, dali krótkofalówkę,żebym mogła się kontaktować z przyjaciółką.Podobno będzie mogła mnie odwiedzić jak tylko znajdą kogoś, kto mógłby po nią przyjechać. Tłumaczyli to tym, że wielu ludzi pojechało na wyprawę i jest ich mniej niż normalnie. Nie wiem co to miało oznaczać. Wyobrażałam sobie grupę góra 50 osób.Pewnie wyjechało jakieś 20 i reszta musi się zajmować osadą. I dodatkowo mną.

Dotarłam na miejsce. Ktoś zaprowadził mnie do lekarza. W całym pomieszczeniu czuć było środki dezynfekujące.

-Jestem dr Carson.- Mężczyzna pomógł mi usiąść.- Kiedy straciłaś wzrok? Jak to się stało?

-Wczoraj,przez wybuch.

-hmmm. Dobra. Mam dobrą wiadomość. Odzyskasz wzrok za parę tygodni. Muszę cię tylko zoperować.

-Co to za miejsce?

-Witamy w Sanktuarium!-Usłyszałam inny głos niż ten który miał dr Carson.

-Jesteście jakimś zakonem?-Wywołałam tym pytaniem śmiech,ale tak kojarzyła mi się nazwa tego miejsca.

-Nie kochana. Jesteśmy normalnymi ludźmi.Nazywają nas Zbawcami, bo ratujemy takie zagubione owieczki jak ty i twoja przyjaciółka. Co z nią? Potrzebujesz kogoś do pomocy?

-Nie. Poradzę sobie sam.

Lekarz kazał mi wystawić rękę, zrobiłam to, o co prosił.

-Jesteś na coś uczulona?-Zapytał i poklepał mnie w zgięciu ręki. Wiedziałam,że szuka żyły.

-Na sztywnych. Poza tym na nic.

- Teraz poczujesz ukłucie. Zakręci ci się w głowie, pomogę ci się położyć. Powiem Ci, kiedy masz liczyć od dziesięciu w dół.-Znałam to, wiedziałam że poda mi narkozę. Nie chciałam jednak ujawniać , że jestem lekarzem. Nie ufałam tym ludziom tak jak Amber. Wzrok na pewno mi się przyda. Jeśli dobrze mi się wydaje to jest tutaj tylko jeden lekarz. Dlatego nie chcę mówić kim jestem, bo nie wiem, jaka byłaby jego reakcja. Mógłby oślepić mnie nie odwracalnie albo sprawić, że nigdy się nie obudzę.Musiałam mieć i wzrok i się obudzić, bo nie chcę zostawić Amber samej. Wiem, że od razu zaufała tym ludziom, ale ona już taka jest i muszę trzymać rękę na pulsie. Czasami trzeba sprowadzać ją na ziemię. Poczułam ,że odpływam.

Widziałam więzienie i Carol , która śmiała się z Axelem. Pewnie powiedział jakąś swoją teorię na jej temat. Rick obejmował Lori, która trzymała Judith na rękach, byli tacy szczęśliwi. Carl biegał z Patrickiem i innymi dziećmi, robili przy tym spore zamieszanie. Hershel co chwilę upominał ich,żeby uważali na sadzonki i patrzyli pod nogi. Ktoś może się potknąć i złamać rękę albo nogę. Upał doskwierał więc zakładanie gipsu na cokolwiek byłoby bardzo irytujące. Beth głaszcze małą po główce i szeroko się uśmiecha patrząc na bawiące się dzieci. Glenn trzyma na kolanach Maggie. Wpatrzeni są w siebie jak w obrazek, miłość bije od nich na kilometr. Tyreese śpiewa jakąś piosenkę Karen,a ona i Shasha zaśmiewają się do rozpuku. Obok mnie stoi Daryl, a ja ściskam jego ciepłą dłoń. Patrzę mu w oczy i czuję się bezpieczna.Wiem,że przy nim nic mi nie grozi. Moje serce bije mocniej, a w jego oczach widzę miłość. Obracam się przodem do niego ,a on druga dłonią gładzi mnie po policzku, zbliża swoją twarz do mojej.Wiem,że zaraz nasze usta się zetkną.


Wszystko przerywa głos lekarza.


-Rusz ręką, jeśli mnie słyszysz.-Zrobiłam to, co kazał,ale mógł poczekać z tym wybudzaniem mnie.

-Już? Wszystko dobrze?-Wychrypiałam.

-Tak.-Słyszałam jak ściąga gumowe rękawiczki. -Przewiozę cię do pokoju. Tam będziesz odpoczywać,ktoś będzie do ciebie zaglądał.

-A krótkofalówka?

-Spokojnie jest w tamtym pokoju. Nie martw się.

Zostałam doprowadzona do pokoju. Doktor pomógł mi wejść do łóżka i dał krótkofalówkę.

-Amber jesteś?-Zapytałam po naciśnięciu guzika. Palec nakierował mi doktorek.

-Jestem jestem. Zajęli się tutaj i moimi oparzeniami. Jak się czujesz?

-Ślepo. Lekarz mówi , że odzyskam wzrok.

-Super!- Pisnęła.- Wiesz co? Nie mamy się chyba czego obawiać. Wszyscy tutaj są tacy mili. - W jej głosie słyszałam podekscytowanie. Mogło być spowodowane tym, że to ona mnie uratowała i dzięki niej jesteśmy tu gdzie jesteśmy.

-Jak będę widzieć to sama to stwierdzę.

-Chcesz odejść?

-Nie wiem jeszcze. Muszę się przekonać sama. Poznałaś jakieś super-ciacho?- Zmieniłam temat, Mogłyśmy być podsłuchiwane, więc rozmowa o ucieczce czy odejściu nie była dobrym pomysłem.

-Nie.Właściwie to więcej tu kobiet.

-Może jakiś się zjawi.

-Ta już to widzę. Jak poznam i się zakocham to co?

-Będzie ślub i te sprawy.-Uśmiechnęłam się sama do siebie.

-Szkoda, że Azyl okazał się niewypałem. Myślałam,że będzie bezpiecznie.

-Amber skąd mogłyśmy wiedzieć, że będą tam same świry. Przynajmniej tutaj nikt nas nie chce zjeść.

Porozmawiałyśmy jeszcze chwilę. Później wszedł tu mężczyzna ten sam, który powiedział mi co to za miejsce. Pomógł mi zjeść i kazał odpoczywać. Powiedział,że zostanie na noc i żebym prosiła, jeśli będę czegoś potrzebować. Bałam się ponieważ nie wiedziałam co to za człowiek i czy na pewno chce udzielić mi pomocy. Przez to , że nie widziałam inne moje zmysły stały się czulsze. Usłyszałam, że siada gdzieś obok. To musiał być jakiś fotel albo krzesło, bo zaskrzypiało, kiedy na nim usiadł.Słyszałam jak szepcze do kogoś. Mówił, że mogłabym się przydać, ale zobaczy co będzie z moim wzrokiem. Osoba, do której to mówił milczała. Nie sądziłam,że jestem ,aż taka zmęczona.Kiedy tylko poczułam pod głową poduszkę zasnęłam.



ApokalipsaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz