Niezłomni

248 13 0
                                    

  Dwight dostał od Negana zadanie. Miał nas poróżnić i złamać. Jedliśmy kanapki z psią karmą, dawał nam jedną szklankę wody na nas dwoje na cały dzień. Pomimo tego nie zamierzaliśmy się poddać.Przychodziła do nas Sherry znałam ją ona została jedną z żon przywódcy. Wcześniej to Dwight był jej mężem. Powiedziała, że Negan zabrał całą broń z Alexandrii, wyniósł też meble i inne rzeczy. Byłam przemęczona, ponieważ większość nocy płakałam. Nawet jeśli zasypiałam to tylko na chwilę. Zawsze ze snu wyrywał mnie widok umierającego Toma. Nie umiałam sobie z tym poradzić. Daryl starał się jak mógł, żeby ulżyć mi w cierpieniu. Czasami mnie zagadywał, a innym razem po prostu przytulał.
-Wyłaźcie. Jedno za drugim.-Dwóch zbawców wyciągnęło nas z celi. Ich przywódca był tak dobroduszny,że dał mi własne ubranie. Coś podobnego do tego, co nosił Daryl. Zaprowadzili nas do gabinetu. Spodziewałam się zobaczyć tutejszego lekarza, ale na marne. Wiedziałam,że coś szykują, bo w końcu nie wywlekli by nas,żeby pokazać nowe meble. Staliśmy obok siebie,trzymani na muszce,żebyśmy przypadkiem nie próbowali uciec. Jakaś dziewczyna rozkładała ręczniki i narzędzia.
-Umyjcie łapy.-Popchnęli nas do umywalki, a my zrobiliśmy to, co każą. Byłam zmieszana i nie wiedziałam co się dzieje. Zza drzwi dochodziły jakieś krzyki.
-Na stół z nią!-Zrobiło mi się słabo, gdy zobaczyłam dziewczynę z wielkim brzuchem. Ona rodziła.
-No co tak stoisz bierz ją!-Wydarł się Negan.
-Ja to zrobię.-Daryl pomógł kobiecie położyć się na stół.
-Obierasz poród.-Stwierdził przywódca.
-To twoje dziecko?-Zagadałam i podeszłam do kobiety. Musiałam sprawdzić, czy ma rozwarcie.
-Nie robiłbym dzieciaka w takim świecie. Nie jest moje.
-Gdzie lekarz?
-Wpadł do pieca.-Powiedział to tak jakbym pytała o pogodę.
-Jak masz na imię?-Zapytałam dziewczyny. Była przerażona i bardzo młoda.
-Nie chcę go rodzić.-Warknęła. Pomyślałam,że jest w szoku i dlatego bredzi głupoty.-Ono pewnie już jest martwe.
-O czym ty mówisz?
Dziewczyna wpadła w maniakalny śmiech i odsłoniła udo. Widniało na nim ugryzienie.
-Co do cholery? Dałaś się użreć? Pojebana jesteś! Wyciągaj to dziecko.
-Ja nie czuje żadnych ruchów!-Krzyknęłam.
-Tnij ją.-Jeden ze zbawców podał mi nóż. W jego oczach widziałam wściekłoś,której nie rozumiałam.-Dajcie jej narkozę. Cokolwiek.
-Ona i tak już jest martwa.-Negan kiwnął głową do tego, który podał mi nóż, a on strzelił dziewczynie w głowę.
-To dziecko nie żyje.-Wiedziałam o tym bardzo dobrze, ale skoro kazali to wyciągnęłam je z brzucha. Nie oddychało, było sine.
-Reanimuj je!
-Nie widzisz,że tu nie ma co reanimować!-Krzyknął Daryl.
-To twoje dziecko?twoja żona?-Zapytałam jednego ze zbawców.
-Moja siostra.-Byłam w szoku on przed chwilą,ot, tak ją zabił.-Znaleźliśmy ją przed godziną. Nie wiem co się z nią działo do tej pory.
-Ruszyło się.-Dixon wskazał palcem na dziecko. Trzymałam je na rękach,a wokół mnie zebrała się reszta. Czekałam na płacz, ale na próżno. Dziecko otworzyło oczy, a ja zamiast błękitnego koloru zobaczyłam białą kataraktę. Wiedziałam, że to sztywny.
-Ja się nim zajmę.-Zbawca wyszedł z zawiniątkiem za drzwi. Następnie musieliśmy uprzątnąć całą salę,Daryl robił większosć, gdyż moja noga nie pozwalała mi na zbyt wiele.Negan oznajmił mi, że dopóki nie zwiozą nowego lekarza mam go zastępować. Tyle z tego dobrego, że Daryl był przy mnie i pomagał w różnych czynnościach. Zajmowaliśmy się bólami głowy, złamaniami,postrzałami i wszystkim, czego od nas oczekiwali. Oczywiście cały czas byliśmy pilnowani.
Jeden z robotników uległ wypadkowi maszyna ucięła mu palec. Narobił wielkiego zamieszania, widziałam,że Daryl skorzystał z okazji i schował skalpel.
-Będziesz żył.-Uśmiechnęłam się do robotnika, kiedy skończyłam robotę.
-Dziękuję pani bardzo.-Starszy mężczyzna z siwymi włosami posłał mi ciepły uśmiech. Zbawcy, którzy nas pilnowali odwrócili się. Wiedziałam co Dixon chce zrobić wiec chwyciłam go za dłoń. Spojrzał na mnie zdezorientowany.
-Nie teraz. Nie tak.-Wyszeptałam. Wiedziałam, że nie podoba mu się moja postawa, ale to nie był dobry pomysł. Z jednym skalpelem na wszystkich? Słaby plan.
Po skończonym dniu dostaliśmy jedzenie i zostaliśmy wtrąceni do celi. Nie rozmawialiśmy,siedzieliśmy wpatrując się w siebie. Czułam się nie zręcznie, kiedy świdrował mnie oczami.
-Laura jesteś?-Usłyszałam cichy szept dobiegający zza drzwi. Wiedziałam, że to Sherry. Usłyszałam w jej głosie, że coś ją trapi.
-Tak.
-Boję się.
-Co się dzieje?
-Dwight się zmienił. Nie jest już tym, kogo kochałam. Ja nie mam już siły na to wszystko. Jak byłaś tam na górze było łatwiej. Chcę stąd uciec.
-Bądź silna. Dla siebie wiem,że potrafisz.
-To mnie przerasta. Dzień w dzień ktoś cierpi. On krzywdzi tych ludzi i każe nam patrzeć.-Jej głos zaczął się łamać. Wiedziałam, że jest blisko płaczu. Usłyszeliśmy zbliżające się kroki, jej obecność została zauważona.
-Co ty tu robisz? Chcesz mieć problemy?
-Dwight tak nie można. Tam są ludzie nie zwierzęta.
-Znikaj stąd, zanim ktoś inny tu przyjdzie.-Słyszałam jej oddalające się kroki. Drzwi się otworzyły,a mężczyzna z ogromną blizną na twarzy postawił nam butelkę wody.
-Przykro mi z powodu Toma.-Spojrzeliśmy sobie w oczy. Widziałam w nich ból.
-Przykro ci? Przykładasz rękę do tego wszystkiego.
-A co twoim zdaniem mam robić? Jak zacznę kombinować Sherry zginie.
-Możesz na to patrzeć tak? Odebrał CI żonę.Traktuje was jak rzeczy a ty się na to wszystko godzisz?
-Mam wziąć broń i strzelić mu w łeb? Zamiast martwić się o mnie martwcie się o siebie. Jak Rick nie znajdzie czegoś przydatnego,któreś z was zginie. Radziłbym wam uciekać.
-Jak?
-Podejrzewam, że Sherry wie już jak.-Po tych słowach zamkną drzwi.
-Ta dupa ma pomóc nam stąd zwiać?-Daryl parskną śmiechem.-Dobre sobie. Schowa broń i amunicje w piździe?
-Daryl..przestań
-Mogłem ich załatwić. Pewnie już bylibyśmy daleko stąd.
-Pozabijałbyś ich skalpelem?
-I zabrałbym im broń.
-Tak? A co dalej? Nie wyszlibyśmy z budynku.
-Ja bym wyszedł.
-Brak światła na ciebie źle działa.-Położyłam się na boku i wlepiłam wzrok w ścianę. Nie miałam zamiaru dłużej ciągnąć tej bezsensownej dyskusji.
-No przestań.-Dixon położył rękę na moim ramieniu.-Nie powinienem tak mówić, ale irytuje mnie ta cała sytuacja.
-Nie obraziłam się. Lepiej chodźmy spać, kto wie co i na, kiedy planuje Sherry.
Odwróciłam się w jego stronę, położyłam głowę na klatce piersiowej i szybko zasnęłam.  

ApokalipsaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz