Miasteczko

332 14 0
                                    


Pomogliśmy samuracje, wciągnęliśmy ją do więzienia. Zauważyłam, że ma ranę postrzałową. Rick jako nasz przywódca rozpoczął przesłuchanie dziewczyny. Szeryf zbliżył się do kobiety, a ona próbowała dosięgnąć katany. Nie udało jej się to ponieważ jej broń została odsunięta kopnięciem.
-Kto to?-Daryl uważnie jej się przyglądał.Widziałam jak świdruje ją wzrokiem, zaciskał ręce na kuszy. Gdyby spróbowała wykonać ruch, który by mu się nie spodobał na pewno skończyłaby ze strzałą w głowie.
-Jak się nazywasz?- Ton Ricka był oschły. Dało się wyczuć nie chęć z jego strony.
-Jak się tutaj dostałaś?-Zapytałam.- Pomogę Ci.-Zbliżyłam się do niej. Powoli nie chciałam jej spłoszyć. Kobieta przyglądała się każdemu z nas jakby w głowie analizowała komu ewentualnie może zaufać. -Opatrzę twoją ranę.-Wzięłam to, co potrzebne i zabrałam się do pracy. Pozwoliła mi na to, ale w jej oczach nadal był niepokój. Nie dziwię jej się w końcu jest sama. Rana nie była groźna, ktoś nie strzelił celnie. Wyglądało to jakby pocisk tylko ją drasnął. Przemyłam ranę, zaszyłam ją. Kobieta wydawała z siebie syknięcia, kiedy wbijałam igłę w jej skórę.
-Gotowe.-Odłożyłam „narzędzia", kiedy skończyłam pracę. Oczywiście leżały w takiej odległości, żeby nie mogła ich dosięgnąć. Bała się nas, a w takim położeniu nawet igła wydaje się dobrym narzędziem do obrony.
-Skąd masz koszyk z mlekiem?-Dopytywał szeryf jednocześnie wskazując na prowiant.
-Zostawili je Azjata i ładna dziewczyna.-Na te słowa serce podeszło mi do gardła. Cała reszta wbiła w nią wzrok.
-Dlaczego je zostawili? Co im się stało? - Wydawało mi się, że Rick powoli traci cierpliwość. Ostatnio było to normą u tego gościa. Potrafił wybuchnąć wyprowadzony z równowagi jakąś drobnostką.
-Zabrał ich.
-Kto?-Ciężko było wyciągnąć z niej informacje.-Ten człowiek.-Wskazałam na Hershela.- To ojciec tej dziewczyny, którą widziałaś.Musisz powiedzieć co im się stało.
-Nic ci nie zrobimy.- Carl wyprostował się i poprawił kapelusz. Oczy dziewczyny skierowane były na chłopca. Jego obecność sprawiła, że trochę złagodniała. I zdobyła się na ledwie zauważalny uśmiech
-Zabrał ich ten, który mnie postrzelił.
-To są nasi ludzie mów!.- Grimes stracił cierpliwość i złapał za jej dopiero co opatrzoną nogę. Przewróciłam oczami, jak tak będzie postępował to zerwie szwy,dołoży jej cierpień, a ona może odmówić dalszej współpracy. O ile można to tak nazwać.
-Nie dotykaj mnie!- Czarnoskóra zagroziła palcem.
-Kurwa! Zacznij gadać, bo przebije cię strzałą.-Daryl wycelował w nią z kuszy.
-Uspokójcie się.-Stanęłam na linii strzału.-Ryzykowała życiem, żeby przynieść tu mleko, a wy traktujecie ją jakby przyniosła nam tutaj sztywnego! Porozmawiajmy spokojnie, bo inaczej nic z tego nie wyjdzie.-Posłałam kobiecie lekki uśmiech, a ona odpowiedziała tym samym.
-Miasteczko Wodburry.- Powiedziała na jednym wdechu.
-Miasteczko?-Zapytałam zaskoczona. Nie sądziłam, że coś takiego może istnieć.
-Siedemdziesięciu pięciu mieszkańców. Myślę, że tam ich zabrał.
-Całe miasteczko?- Dopytywał Rick.
-Rządzi tam niejaki Gubernator. Milutki gość, typ Jima Jonesa.
-Ma ludzi?
-Partyzantów amatorów. Płotu pilnują strażnicy.- Kobieta podniosła się, przytrzymując się krat.
-Wiesz jak tam wejść?
-Sztywni nie wejdą. My możemy.
-Skąd wiedziałaś, że tutaj jesteśmy?
-Mówili o więzieniu, gdzie się znajduję.
Rick zwołał naradę. Rozważaliśmy, czy można jej ufać i czy to nie jest jakaś pułapka. Koniec końców ustaliliśmy, że chodzi o życie Glenna i Maggie i musimy jej zaufać. Zabraliśmy amunicję i zaczęliśmy pakować do samochodu. Carl podszedł do Daryla z jakąś walizką.
-Nie martw się o starego. Będę go pilnował.

-Laury byś pilnował.-Carl lekko się uśmiechnął.

Wpakowaliśmy się do auta. Ja kierowałam obok mnie siedział Oscar jeden z więźniów. Z Tyłu siedzieli Rick, Daryl i Michonne. Uparli się, że będą jej pilnować. Ruszyłam wskazaną przez kobietę drogą.

ApokalipsaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz