Koniec

396 21 2
                                    


  Mieliśmy już opuścić Sanktuarium, kiedy na drodze stanęła mi blond włosa. Pamiętałem, że nazywa się Laura to było łatwo zapamiętać.

-Daryl tak?

-Mhm.

-Mogę prosić cię na słowo?

-Nie bardzo. Spieszę się.- Dziewczyna nie słuchała. Pociągnęła mnie za nadgarstek. Stanęliśmy przed wyjściem z Sanktuarium.

-Pozwól mi pomóc. Wezmę kilka zaufanych osób, pomożemy im tam dotrzeć.

-Nie ma mowy.

-Słuchaj wiem, że mi nie ufasz. Ty sam nie wyglądasz na kogoś, komu mogłabym zaufać. Nie mamy broni nic im nie zrobimy. A jakakolwiek pomoc chyba im się przyda tak?

-Właśnie nie macie broni. Jak sztywni was dorwą to będą musieli was chronić. Nie licz na to, że dam wam jakąś broń i wypuszczę was z nimi.

-Nie lubiłam Negana tak samo, jak wy. Oceniliście nas wszystkich tak samo. Prawda jest taka, że większość ludzi wcale za nim nie tęskni.

-Nie masz pojęcia o tym, co się dzieje. Więc jak możesz pomóc?

-Jak mam mieć pojęcie skoro zamknęliście nas tutaj jak zwierzęta. Chcę tylko pomóc.

-Powiedz gdzie znajdę Laurę i Mię.

-Jest tutaj tylne wyjście. Tylko one miały do niego klucz. Musiały wydostać się tamtędy.- Dziewczyna wskazała na drzwi w ciemnym korytarzu. Powiedz mi, po co chcesz je znaleźć? Bo jeśli chcecie je zabić to uwierz mi, że wywołacie bunt.

-Nikt nie chce nikogo zabić.

-Więc o co chodzi?

-Mówiłem, że o nic.

-Tracisz czas.- Blondyna skrzyżowała ręce na piersi.- Pomoglibyśmy i wszystko poszłoby sprawniej.

-Jaką mam pewność, że niczego nie knujesz?

-Powiem wprost. Nawet cię nie lubię, ale lubiłam dziewczyny. To dla nich chcę pomóc, ale muszę wiedzieć co się dzieje.

-Powiedz jej.- Zza pleców usłyszałem głos Carla.-I tak mieliśmy porozsyłać ich do osad. Jest jak jest przyda się pomoc.

-Nie mają broni jak mają wam pomóc?

-Zróbmy inaczej.-Enid stanęła obok młodego i splotła ich dłonie razem. -Zostańmy tutaj, wyślijmy zwiadowców niech poinformują Ricka, albo pójdźmy tam razem. Weźmy kilkoro Zbawców.

-Dobra. Niech wam będzie. -Wyszeptałem dziewczynie na ucho co stało się z pięciorgiem ludzi z Sanktuarium. W końcu stanęło na tym, że David i zwiadowcy zostali w Sanktuarium. Carl, Ja, Enid, troje Zbawców Abraham i Shasha ruszyliśmy w stronę Alexandrii.

-Jak już tam dotrzemy Rick będzie musiał wysłać ludzi do innych osad. Muszą wiedzieć co się dzieje.

-Musimy im dać broń.

-Carl postradałeś zmysły? Mamy uzbroić Zbawców? Twój ojciec się na to nie zgodzi.

-Ktoś ich wybija. Muszą mieć się czym bronić.

-Nie muszą. W Sanktuarium, będą ludzie z bronią, będą ich chronić. W osadach też będą bezpieczni. Nie uzbroimy ich nie ma mowy.

-A Ty co zamierzasz?- Wtrąciła blondyna.- Wiem, że umiesz tropić. Przydałby się ktoś, kto rozwiązałby tą sprawę.

-Ja doprowadzę was do Alexandri i znikam.

-Zamierzasz sam szukać dziewczyn? A co jak wpadniesz w kłopoty?

-Nie będę nikogo narażał.

Resztę drogi przebyliśmy milcząc. Rzecz jasna, kiedy tylko przekroczyliśmy próg Alexandri Rick się wściekł. Powiedziałem mu co się dzieje i co powinien zrobić.

-Chcieli pomóc. Nic nie knuli, po prostu z nami przyszli. Rick ja nie zostaje.

-Jak to nie zostajesz?

-Te trupy, to, jak potraktowaliśmy Laurę i Mię i ich zniknięcie. Muszę ją znaleźć.

-Sam?

-Potrzebujesz ludzi.

-Potrzebuję Ciebie.

-Laura też może mnie potrzebować. Zwiały nie po to, żeby się tu dostać i zabić Negana. One odeszły przez nas, przez to, jak je potraktowaliśmy. Nie mają pojęcia, że ktoś poluje na Zbawców. Mogą mieć poważne kłopoty, a są gdzieś tylko we dwie.

-Ja z nim pójdę.-Zdziwiłem się na widok Jesusa.

-Przyda wam się pomoc.-Wtrąciła Rosita. Spojrzałem na Ricka, który kiwną głową na „tak". Wyszliśmy za bramę Alexandri. Słyszałem jeszcze jak ustalają co mają robić.

-Kiedy zwiały?

-Z samego rana albo wczoraj w nocy. Laura ta od Zbawców mówiła, że musiały wyjść tylnymi drzwiami. Sprawdzimy to.

-Raczej daleko nie zaszły.

-Co zrobisz jak je znajdziemy? Przekonasz, żeby wróciły ?

-Porozmawiam z nimi.

-Brałeś pod uwagę opcję, że nie będą chciały z nami rozmawiać? Albo, że nie będą chciały wrócić?-Rosita zabiła jednego sztywnego, który leżał na ziemi, po czym spojrzała na mnie.

-Jeśli nie będą chciały wrócić. Co wtedy zrobisz?-Zapytał Jesus.

-Zostanę z nimi. Dlatego chciałem iść sam.

-Po co ? Znaczy.. Dlaczego chcesz z nimi zostać? Nie mów mi, że nikt nie powinien być sam. I nie próbuj tłumaczyć, że sobie nie poradzą.

-Była z nami od początku. Źle mi z tym że tak ją potraktowaliśmy.

-Ja też swojego czasu poszłabym za Abrahamem na koniec świata. Gdyby wtedy gdzieś zniknął na pewno poszłabym go szukać. Nawet jeśli to wymagałoby poruszenia nieba i ziemi zrobiłabym to.

-Dlaczego?

-Bo go kochałam.  



Mojekochane robaczki to koniec tej części opowiadania.Dziękujęwszystkim czytelnikom ,za wytrwałość w czytaniu. Jestem wdzięcznaza każdy komentarz i każdą gwiazdkę ! Już nie długo pojawi siękolejna część. Postaram się pisać lepiej i ciekawiej. Jeszczeraz ogromne dzięki ! Jesteście najlepsi ! <3

ApokalipsaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz