Pani Dixon ?

363 16 1
                                    


                                                                  Hejkahej ludziska !

 Wiem, że opowiadanie zawiera sceny z serialu, ale tosię zmieni muszę to opisać ( skracam to jak mogę) żeby wszystkomiało ręce i nogi. Serdecznie dziękuję wszystkim, którzypoświęcają swój czas żeby przeczytać moje opowiadanie. Czasamibrakuje mi weny. Wtedy patrzę, że przeczytała to chociaż jednaosoba i nawet dla tej jednej mogę pisać dalej;) Oczywiście imwięcej czytających tym większa motywacja. Dziękuję za każdągwiazdkę ;) I jeśli to nie problem proszę o jakieś komentarze.Fajnie byłoby wiedzieć co ewentualnie mogę poprawić lub zmienić.Może ktoś z was ma jakieś fajne pomysły? Bardzo chętnieprzeczytam co mogłabym dodać do opowiadania. Jeszcze raz serdeczniedziękuję czytającym jesteście mega ! <3 dziękuję równieżza każdą gwiazdkę i komentarz ;) 

Miłej Niedzieli !




  Minęło kilka miesięcy od ataku gubernatora. Więzienie tętniło życiem, mieliśmy pod dostatkiem jedzenia, ponieważ zasialiśmy warzywa, które porządnie nam się odpłaciły. Słychać było śmiech dzieci.Tyreese znalazł dziewczynę i była nią Karen,Sasha zakochała się w Bobie, znaleźliśmy go na którymś z wypadów. Okazał się bardzo pomocnym gościem, chociaż nie obyło się bez zgrzytów, ponieważ miał problem z alkoholem. Nie wiele o nim wiedziałam. Mówił, że był w kilku grupach i za każdym razem tylko jemu udało się przeżyć. Amber wróciła do starych zwyczajów i podrywała chłopców, którzy nie byli odporni na jej urok. Rick wrócił do normalności i zamiast szeryfa stał się farmerem. Nie wiem, czy to dobrze, czy źle, ale nie chciałam teraz o tym myśleć.

-Pani Dixon mogłaby Pani przekazać wyrazy uznania Panu Dixonowi? Dziczyzna była wyborna.

-Jasne Patrick, ale ja nie jestem jego żoną.

-Każdy tak na Panią mówi. O witam ! Mógłbym uścisnąć pańską dłoń? Chcę podziękować za sarnę była pyszna.

-Spoko.-Daryl podał dłoń chłopakowi. Patrick był jednym ze starszych dzieciaków w więzieniu, chociaż jak na swój wiek był dziecinny, a to w połączeniu z jego wypowiedziami było przez zabawne.-Pani Dixon.-Skwitował kusznik.

-Ty stałeś się tu tak popularny, że przebiłeś tym chyba Whitney Houston, albo jakąś gwiazdę rocka.

-Daj spokój. Dziwnie się czuje, kiedy wszyscy na mnie patrzą.

-Chyba kiedy wszystkie na ciebie patrzą.

-Czyżbym słyszał zazdrość w głosie pani Dixon?

-Na razie to jedyną osobą, która zmieniła nazwisko jest Maggie.-Stało się to jakieś dwa miesiące temu. Nie był to ślub z prawdziwego zdarzenia..ale na dzisiejsze czasy i tak było pięknie.Hershel udzielił im błogosławieństwa i od tamtej pory Maggie Green stała się Maggie Rhee.

-To chodź.-Daryl złapał mnie za rękę.

-Gdzie mam iść?

-Idziemy wziąć ślub. Zobacz ilu świadków i gości.

-Jesteś niepoważny.

-Dobra czasami jestem nie poważny, ale tym cię ująłem i dzięki temu lubisz mnie najbardziej ze wszystkich.

-Aleś ty skromny.-Roześmiałam się.

-Właśnie jestem skromny. Tylko mówię jak się sprawy mają. - Daryl się zmienił. Otworzył się bardziej na ludzi i nie był już taki zamknięty w sobie. Żartował coraz częściej. Muszę przyznać, że podobała mi się nowa wersja Pana Dixona.

-Sprawy się będą mieć nie fajnie jak nie pójdziemy zaraz pomóc przy siatce..

-Ale z Ciebie służbistka.. Jest tam Karen i Tyreese i Maggie,Shasha, Michonne,Glenn to po co my tam?

-Po to, żeby pomóc.-Uśmiechnęłam się szeroko i pomaszerowałam przed siebie.-Jak tam Rick?-Zagadałam przechodząc obok niego.Stał przy świniach z Carlem więc postanowiłam podejść.

-W porządku, ale jedna ze świń chyba zachorowała.

-Hershel nie może się nią zająć?

-Sama wiesz jak jest z lekami. Może z tego wyjdzie.

-Jestem tego pewna. Lada moment wyzdrowieje, a później hrum hrum na ruszcie.

-Wisisz mi komiksy.

-Wiem Carl na pewno jakieś znajdę przy najbliższym wypadzie.

-Daryl powiedział, że trzyma moją stronę. Jak nie załatwisz komiksów to on już sobie z tobą porozmawia.

-W takim razie najszybciej jak się da wyruszę.-Pożegnałam się z nimi i poszłam do siatki razem z Darylem.

-Widzieliście to?-Zagadała Karen i wskazała na zabite szczury.

-Ktoś je karmi?

-Chyba tak.

-Rick wie?

-Wie. Ma się tym zająć później.

Patrzyłam na sztywnych jeden za drugim. Wydawali się jacyś..bardziej zgnili? Wiem, że ich ciała się rozkładają, ale Ci byli dziwni z każdym uderzeniem w ich oczodół byliśmy coraz bardziej zalewani krwią.

-To już któraś tura takich.-Westchnął Glenn.-Nie długo trzeba będzie zabijać ich w jakiś specjalnych kombinezonach.

-Zapewne tak.-Wymamrotałam.

Zabijaliśmy ich tak długo,aż cali byliśmy pokryci ich krwią. Późnym wieczorem leżałam z Darylem w jednej z cel dochodziły mnie odgłosy kaszlu z różnych stron.

-Idę to sprawdzić..

-Idę z tobą.-Przytaknęłam tylko głową, wychodząc z celi zauważyłam Hershela.

-Chyba ludzie złapali jakąś grypę. Karen i David przeziębili to nic takiego. Wracajcie do celi.

Zrobiliśmy to, co kazał pan Green. Kolejne dni jakoś mijały i wszystko wskazywało na to,że będzie lepiej. Oddzieliliśmy Karen i Davida do cel..śmierci wiem mało to optymistyczne, ale tam byli z dala od wszystkich. Miałam nadzieję, że wyzdrowieją i wszystko wróci do normy..  

ApokalipsaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz