Randall

365 17 0
                                    

  Myślałam, że gorzej być nie może i jak zwykle się myliłam. Co prawda Rick sprowadził Hershela do domu, zajęliśmy się Beth, ale zwieźli na farmę chłopaka, miał na imię Randall. Glenn opowiedział mi co się stało i dlaczego ten chłopak tutaj trafił. Pan Grenn z moją pomocą pozszywał poranioną nogę nowego. Nie znałam się na tym za dobrze, ale wiedziałam, że nie będzie mógł chodzić jak do tej pory, było więcej niż pewne, że będzie kuśtykał. Dowiedziałam się także, że Shane i Rick mieli go wywieźć dla mnie było to bez sensu. Chłopak nie miał większych szans nie chciałam się jednak sprzeciwiać. Mam już dwóch wrogów w obozie więcej mi nie trzeba.
Jak powiedzieli tak zrobili wzięli dzieciaka i pojechali. Ja starałam się nie wchodzić w drogę Darylowi, nie chciałam nawet na niego patrzeć. On robił to samo. I tak przez cały tydzień. Hershel zaglądał do Randalla, aż uznał, że można go wywieźć.

Dawałam zwierzynie pić, zajmowałam się przeróżnymi rzeczami. Andrea namieszała jak zwykle zostawiła Beth samą w efekcie czego młoda pocięła sobie żyły. Rany nie były głębokie wiec pozszywałam je. W międzyczasie Hershel pozwolił nam przenieść się do jego domu i tak też zrobiliśmy. Wnosiłam rzeczy i wszystko byłoby w porządku, gdyby nie to, że ktoś umiejscowił moje miejsce do spania obok Daryla. Musiałam przełknąć ślinę i zdusić w sobie złość. Nie chciałam robić zamieszania i marudzić nie wiem kto mnie tam umieścił, ale mam nadzieje, że nie było to specjalnie.

-Wrócili.-Maggie spojrzała przez okno. Wyszliśmy przed dom. Rick i Shane byli nie źle poobijani.

-Laura obejrzyj Shane ja obejrzę Ricka.-Przytaknęłam na słowa Hershela. Zawołałam Shane, ale on nie podszedł otworzył za to bagażnik i naszym oczom ukazał się.. Randall. Grimes musiał zobaczyć moje pytające spojrzenie, po czym wyciągnął dzieciaka z bagażnika, a Skane zaciągnął go do stodoły.

-On zna Maggie.

-I co teraz?

-Daryl idź do niego,spróbuj się dowiedzieć coś o jego obozie gdzie jest i ile jest tam osób.-Kusznik przytaknął tylko i udał się w stronę stodoły. Cała reszta poszła do domu.

-Mamy problem.-Rzucił Shane od progu. Jego obecność nie spodobała się Hershelowi, lecz nic nie powiedział.

-Zobaczymy co Daryl z niego wyciągnie może nie będzie tak źle.-Carol rozejrzała się po grupie.

-Jest szansa, że był tylko z tymi, których spotkaliście w barze?-Wtrąciła Lori.

-Raczej nie. Jest nadzieja, że ich grupa jest mała, ale nie ma co gdybać musimy poczekać na Daryla.-Po tych słowach każdy wrócił do swoich zajęć. Po jakimś czasie ze stodoły wyszedł Daryl z zakrwawionymi dłońmi. Zebraliśmy się na ganku w celu wysłuchania czego się dowiedział.

-Jest ich więcej są uzbrojeni, jak tu wpadną nasze kobiety będą błagały o śmierć.

-Trzeba go zabić.

-Shane. Ty już wystarczająco tu namieszałeś.

-Przywozicie chłopaka, przez tydzień go leczymy, karmimy, później go wywozicie,przywozicie torturujecie i teraz go zabijecie?-Zapytałam z ironią w głosie.

-Chcesz go niańczyć? Czy może chcesz mieć bliższe spotkanie z jego kolegami?

-Nie chcę go ani niańczyć, ani spotykać się z jego kolegami.

-O czym wy w ogóle mówicie. Zabijecie chłopaka, bo nie wiecie co z nim zrobić? Czy nie powinniśmy tego przedyskutować?ludzie! Rozmawiamy o żywym człowieku. Jeśli go zabijemy to, czym będziemy się różnic od tych, których się tak boimy.

-Dale ma racje tak nie można.-Wyszłam z domu nie chciałam tego słuchać. Postanowiłam, że sama porozmawiam z Randallem i zobaczę czy jest tak wielkim zagrożeniem, jak to opisuje Daryl. Szłam dość szybko i wtedy poczułam mocne szarpnięcie za ramię.

-Po co do niego leziesz?-Moim oczom ukazał się Daryl.

-Chcę się przekonać czy jest taki zły jak mówisz.

-On jest niebezpieczny.

-A co mi zrobi? Jest skuty i ranny daj spokój.

-Ty daj spokój. Bawisz się w Dale'a?! Będziesz latać i wszystkich prosić, żeby go nie zabijali? A może go uwolnisz i ruszysz z nim ku zachodzącemu słońcu?!

-Przestań! Nie będę was prosić, żebyście go nie zabijali to działka Dale'a. Zgadzam się z nim, że egzekucja nie jest najlepszym pomysłem, ale nie zamierzam go uwalniać.

-Jeszcze wodę mu niesiesz?-Kusznik spojrzał na butelkę, którą trzymałam w ręku.

-A co? Nawet skazańcy mieli do tego prawo! Ma tam umrzeć?!

-Jesteś naiwna! A idź! Tylko nie krzycz ratunku jak się coś stanie!

-Nie zamierzam!

-Jeszcze go w czółko ucałuj i podmuchaj rany !.-Nie zareagowałam, weszłam do szopy. Randall wyglądał okropnie.Miał zasłonięte oczy więc odsłoniłam mu je. Jego twarz była purpurowa i opuchnięta. Dałam mu wody i umyłam twarz z krwi.

-Jestem Randall podałbym Ci rękę, ale jestem skuty.

-Laura. Nie kombinuj nie uwolnię cię.

-Przyszłaś mnie torturować jak kusznik? Wszystko mu powiedziałam.

-Przyszłam porozmawiać.Wiesz co Cię tu czeka co?

-Wiem..śmierć. Dlaczego nie możecie zrozumieć,że ja przyłączyłem się do tych zwyroli tylko dlatego, że sam nie dałbym sobie rady, ale nie jestem taki jak oni.

-Nie znamy Cię. Jaką mamy pewność, że nie pognasz do swojej grupy i nie ściągniesz ich tutaj?

-Wszyscy gadacie to samo. Ty ten kusznik i ten dzieciak.

-Jaki dzieciak?

-Carl syn tego policjanta.

-On tutaj był?

-Wyszedł przed tobą.-Poderwałam się na równe nogi, zasłoniłam oczy Randallowi,zamknęłam szopę i wyszłam. Carl był z Lori i Rickiem przed domem.

-Rick!-Podbiegłam do nich.-Randall powiedział mi, że Carl go odwiedził.

-Byłeś tam?

-Chciałem zobaczyć.

-Wiesz, że mógł zrobić Ci krzywdę?

-Chciał,żebym go rozkuł, ale nie zrobiłem tego.-Do Carla ewidentnie nie docierało to, co mówili jego rodzice..

Następnego ranka decyzja zapadła Randall miał umrzeć. Na nic się zdały prośby Dale'a. Ja postanowiłam się już nic nie odzywać wyraziłam swoje zdanie i więcej nie zamierzałam.

ApokalipsaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz