Nadzieja

414 22 1
                                    

Przez drogę rozmawiałam z Darylem o Amber o jej zachowaniu i o tym,że ma jakieś dziwne szczęście ,że to wszystko ją ominęło.Rozmawialiśmy też o tym,że w centru badawczym może się udać.Niestety Jim nie dotrwał a my na jego prośbę zostawiliśmy go nie daleko drogi.Wieczorem dotarliśmy na miejsce.Niestety nie wyglądało to za ciekawie.Odór był nie do zniesienia wszędzie leżały ciała podbiegliśmy do drzwi.Waliliśmy w nie jak szaleni ściągając przy tym zainteresowanie trupów.
-Nikogo tam nie ma!-Krzyknął Shane
-Sztywni!-Na głos Glenna zaczęliśmy strzelać.Zrezygnowani mieliśmy odejść gdy Rick stwierdził,że kamera się ruszyła.Coś wykrzykiwał nie wiem dokładnie co i kiedy sztywni byli niebezpiecznie blisko drzwi otworzyły się.
-Witam w Centrum Kontroli Chorób.Nazywam się dr.Edwin Jenner.-Przywitał pan z siwymi włosami,bladą cerą, średniego wzrostu.Na jego twarzy malowało się zmęczenie.-Na początku chcę wam zrobić badania krwi.
-Nie jesteśmy zarażeni.-Amber jak zwykle musiała marudzić.
-Jestem Rick Grimes a to Shane,Daryl,Amber,moja żona Lori syn Carl,Carol jej córka Sophie ,Dale,Andrea ,Glenn, T-Dog ,Laura ,Jacqui i Glenn.Oczywiście poddamy się badaniom. Tylko jedno pytanie jesteś tutaj sam?
-Ja i Vi
-Vi?-Rozejrzałam się ale jakoś nie widziałam nikogo kto mógłby być tą całą Vi. Chyba ,że ma jakąś wymyśloną przyjaciółkę.
-Vi to urządzenie komputerowe.Wykonuje wszystkie moje polecenia.
Na to wzruszyłam tylko ramionami nie jestem jakimś znawcą technologii.Daliśmy sobie pobrać krew.Badania nic złego nie wykazały.Po badaniach dr Jenner zrobił dla nas ucztę.Od początku apokalipsy nie miałam tak zapełnionego brzucha.Towarzystwo było wesołe jakbyśmy wszyscy zapomnieli o tym co dzieje się na zewnątrz.Piliśmy wino,śmialiśmy się Daryl chciał upić każdego ,a najbardziej Glenna.
-We Włoszech dzieciom daje się wino do obiadu.-Zagadał Dale.
-Carl spróbuje jak będzie we Włoszech.-Lori uśmiechnęła się szeroko
-Niech spróbuje.-Rick podał Carlowi wino.Chłopak spróbował po czym stwierdził,że to jest okropne czym bardzo nas rozbawił.
Mój wzrok skierowałam na dr Jennera.Nie był wesoły, widać było,że coś go trapi.Nie tylko moją uwagę przykuło jego zachowanie.Zauważył to też Rick,który postanowił wznieść toast w podziękowaniu za gościnę i pomoc. Shane oparł łokcie o stół po czym z pełną powagą w głosie zapytał:
-Kiedy powiesz nam co tu się właściwie stało? Gdzie są lekarze,którzy mieli pracować nad lekarstwem zwalczającym to g..wszystko?
-Shane świętujemy nie teraz.-Amber uśmiechnęła się szeroko.-Była jakaś taka inna.Nie mogłam jej rozgryźć czasami miałam wrażenie ,że ma gdzieś nas wszystkich i nie rozumie co się dzieje na świecie.Teraz miałam wrażenie ,że nas wszystkich uwielbia nie wiem czy było to spowodowane winem czy zmianą jej nastroju.
-Przyjechaliśmy tutaj,żeby się dowiedzieć.Tego chciał Rick prawda? Zamiast odpowiedzi mamy jego, jednego człowieka.-Walsh wskazał na dr Jennera.
-Gdy sprawy się pogorszyły wielu ludzi odeszło.Chcieli być z bliskimi.-dr Edwin zawiesił na chwilę głos.-Gdy wojskowy kordon został przełamany odeszła reszta.
-Wszyscy?-Zapytałam z niedowierzaniem.
-Nie wszyscy.Wielu nie chciało wyjść z budynku nie wiem czy ze strachu czy też mieli inne powody.Wybrali inne rozwiązanie.Zaczęła się fala samobójstw.
-Zostałeś dlaczego?-Andrea świdrowała go wzrokiem.
-Pracowałem.Chciałem pomóc.-Odrzekł doktor.
-Ty to potrafisz zepsuć zabawę.-Glenn z żalem zwrócił się do Sahne'a.
Uczta dobiegła końca.Dr Jenner powiedział nam gdzie co jest co mamy robić a czego nie robić mówił coś jeszcze ale przestałam słuchać gdy powiedział o ciepłej wodzie.Zajęłam pokój,dzieliłam go z Amber ale ona jak zwykle gdzieś zniknęła chyba próbowała wykorzystać to ,że Daryl jest pijany.Troche mi go szkoda bo uczepiła się go jak rzep ale cóż jest dorosły musi sobie radzić.
Weszłam pod prysznic ciepła woda otulała moje ciało było mi tak błogo ,że zapomniałam o całym świecie.Nie wiem ile czasu minęło zanim skończyłam się myć.Ubrałam się w piżamę i szlafrok i wyszłam do pokoju,Amber chrapała co oznaczało,że podryw się nie udał.Uśmiechnęłam się delikatnie i wyszłam z pokoju.Poszłam do biblioteki gdzie Carol razem z córką wybierały książkę.
-W końcu się wyśpimy prawda?-Zagadała.
-I to w miękkich łóżkach.-Uśmiechnęła się i wzrokiem je odprowadziłam. Postanowiłam ,że i ja coś poczytam wybrałam jakąś przygodową książkę.Jakby mi było mało przygód.I poszłam do pokoju po drodze mijając Lori i wymieniając się z nią uśmiechami.Moja przygoda z książką skończyła się dość szybko sen był silniejszy...

ApokalipsaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz