~72~ Mam złe przeczucia...

196 27 18
                                    

W nocy, kiedy Jimin już wyszedł do pracy, przebudził mnie koszmar, a nie czując ukochanego u mojego boku, zrobiło mi się strasznie słabo. Wiedząc, że w salonie śpią moi przyjaciele, szybko podniosłem się z łóżka i zbiegłem na dół, gdzie od razu zapaliłem światło.

- Chłopaki! - uniosłem głos, próbując wszystkich obudzić. Spali w śpiworach, prócz Namjina, gdyż ci przejęli kanapę.

- Uh... - pierwszy do siadu podniósł się Taehyung, który zaraz zaczął mówić, przecierając swoje oczy. - Sugi nie dobudzisz... Jak ten zaśnie to nawet koniec świata go nie wzbudzi.

- Prawda... - wymamrotał sennie Hoseok, który zakrył sobie twarz kocem.

- Coś się stało. - wyszeptałem. Mój szósty zmysł nigdy się nie mylił. - Na pewno coś się stało.

- Co?! - nagle Jin wyrwał się z ramion Namjoona, wstał z kanapy i do mnie pobiegł, łapiąc moje ramiona w uścisk. - Moja dziecinko, boli cię coś? Uh, zrobiłeś sobie krzywdę? Albo Jimin cię skrzywdził... Zjem tego dzieciaka. - warknął.

- Nie. Mi nic nie jest. - pokręciłem szybko głową, odsuwając się od starszego i podbiegłem do telewizora.

- Wiesz, że jest trzecia w nocy? - rzucił Tae, rzucając się na podłogę z niezadowoleniem. - Młody, idź spać...

- Sprawdzę tylko kanały informacyjne. Jak nic nie będzie to idę spać. - odparłem spanikowany, a czując czyjąś dłoń na ramieniu, zaraz spojrzałem w stronę tejże osoby.

- Więc sprawdzaj... Spokojnie synuś. - Jin hyung posłał mi wspierający uśmiech, po czym spojrzał z mordem na całą resztę, przez co się uciszyli.

- Dziękuję, hyung. - odwzajemniłem jego uśmiech i zaraz zacząłem przełączać kanały, starając się uspokoić. Lecz moje serce zabiło parę razy szybciej, gdy już na drugim kanale, który miałem w pakiecie, rzuciły się obrazki płonącego budynku na obrzeżach Busan. Widziałem... Ja wiedziałem...

- Jungkook? - usłyszałem zmartwiony głos Namjoona, który złapał mnie za ramię, po paru minutach oglądania wiadomości. - Wszystko w porządku?

- Nie... - wyszeptałem przez zaciśnięte gardło. - Tam pracuje Jimin... - dodałem, widząc jak wstrzymują oddech, po czym nagle zrobiło mi się ciemno przed oczami.

POV Jimina:

Jeżeli ktoś choć raz pomyślał, że jestem najgorszym mężem i ojcem, bo zaniedbuje swoją rodzinę przez pracę, to miał w stu procentach rację. Jednak nie mogłem się poddać. Chciałem być potrzebnym Jungkookowi i Jiwoo. Nie czuć się balastem, który siedzi tylko w domu i w każdej chwili może mieć nawrót depresji i targnąć się na swoje życie. Dzięki pracy posiadałem jakiś zarobek. Mały, ale mogłem odkładać na konto oszczędnościowe i za parę rąk uzbierać konkretną sumę. No dobra... Może tak to wytłumaczyłem ukochanemu... Tak naprawdę chciałem mu kupić pierścionek zaręczynowy, którego tak naprawdę nigdy ode mnie nie otrzymał. Lecz rozumiałem Kooka... Dawałem się wykorzystywać, a mój ukochany i córeczka chcieli mieć mnie w domu częściej niż na jedną godzinę dziennie... Dlatego postanowiłem dotrzymać obietnicy, którą złożyłem mojemu króliczkowi... Zamierzałem odejść z firmy po miesiącu i wtedy zacząć szukać czegoś lepszego... Ale wątpiłem w siebie i swoje możliwości, więc nie było mi łatwo zwolnić się z własnej woli...

No, ale Jungkook chyba mi nie ufał, gdyż jakiś czas później doszło pomiędzy nami do kłótni i kazał mi od razu rzucić pracę, na co się nie zgodziłem. A potem co? Potem pewnego razu wstaje sobie do pracy i wiecie co widzę?! Piątkę naszych przyjaciół, śpiących w salonie i których mój mąż pewnie już przekabacił na swoją stronę. Nikt nie wiedział, że chce kupić ukochanemu pierścionek, więc to było raczej logiczne, jak wyglądam w ich oczach. A mi tak mało brakowało do uzbierania sumy na wybrany przeze mnie pierścionek, który czekał aż go kupię w najdroższym jubilerze w centrum. Chciałem, żeby Kookie wiedział jak cenny dla mnie jest.. A nawet bardziej, tylko na świecie nie ma tak drogiej biżuterii czy klejnotu, który mu się równa. Ale on był taki niecierpliwy czasami... Eh, no nic, musiałem trochę się z nim pokłócić, żeby potem był szczęśliwy...

- Hej. - przywitałem się z chłopakiem, który został parę dni temu zatrudniony jako drugi woźny na nocną zmienię. - Jak samopoczucie, Hwanseok?

- Nic nie mów... - przetarł zasypane oczy. - Jutro rzucam tą pracę w pizdu. Czuję się jak tania siła robocza...

- Wiem, stary... - poklepałem go po ramieniu. - Mała wypłata, a roboty wiele... No, ale ty masz lepsze kwalifikacje ode mnie, więc masz rację. Lepiej rzuć tę robotę i szukaj czegoś lepszego.

- Dasz sobie radę sam? - zapytał, spoglądając na mnie z grymasem. - Wiem, że masz rodzinę, więc może też powinieneś poszukać czegoś nowego...

- Mam taki zamiar, spokojnie. - zaśmiałem się cicho. - Dobra, lecę sprzątać drugie piętro, a ty się zajmij pierwszym.

Pożegnałem się z nim, po czym zabrałem swój wózek ze środkami czystości i poszedłem do windy, którą przedostałem się na odpowiednie piętro.

Zacząłem ze zmęczeniem sprzątać pokolei wszystkie biura. Totalna masakra. Czy ludzie nie potrafią wrzucić gumy do śmietnika? Ta sama sytuacja z papierami, pudełkami czy nawet podpaskami... Wolę nie komentować i zaprzestać na tym.

W chwili gdy usłyszałem alarm, zmarszczyłem brwi i podszedłem do wózka, żeby wytrzeć swoje ręce, po czym podszedłem spokojnie do okna, żeby zobaczyć co się dzieje. Szalała burza... Piorun trafił w drzewo... Drzwi przewaliło się na magazyn, który połączony był z biurem...

Szybko zostawiłem wszystko, biegnąc w kierunku schodów, bo wolałem nie ryzykować wsiadaniem do windy. Pierwsze piętro było na równi z dachem magazynu... Dlatego zastałem je w gorszym stanie niż to na którym ja pracowałem. Wszędzie był ogień, porozrywane przewody, które były targane przez prąd o dużych woltach. Drzewo upadło akurat uderzając w ścianę pierwszego piętra, dlatego był niezły przewiew, lecz on nic nie pomagał na tlący się ognień.

Dość szybko zacząłem dusić się dymem, dlatego kaszląc, pobiegłem w kierunku schodów, do których jeszcze nie dotarł ogień, lecz wtedy przypomniałem siebie o Hwanseoku... Nie mogłem go tu zostawić..

Odsunąłem się szybko od drzwi prowadzących na schody i wyciągnąłem z kieszonki kombinezonu chustę, która przyłożyłem do ust i nosa, a następnie zacząłem biec, uważając na wszelkie niebezpieczeństwa. Alarm dzwonił coraz głośniej, a po chwili budynek mocno się zatrząsł przez co upadłem na podłogę, krzycząc z bólu, gdyż na moją nogę spadł kawałek sufitu. Jakoż nie był on duży, szybko pozbyłem się go i kulejąc próbowałem nadal biec.

Zatrzymałem się dopiero przy najbliższym oknie, żeby sprawdzić co się stało... Cały magazyn, opadł na budynek, w którym się znajdowałem, tym samym wywołując wstrząs budowli, który tylko pogorszył sprawę. Katastrofa... Tylko tak to mogłem opisać.

- Co ty się kurwa dzieje?! - krzyknąłem, nie wierząc w to co właśnie działo się na moich oczach. Jak mogłem mieć takiego pecha?!

Po dłuższych poszukiwaniach udało mi się znaleźć kolegę, który był uwięziony szafie, w której się ukrył. Zaklinowało ją biurko, które się przesunęło podczas wstrząsu. I dzięki mojej pomocy udało mu się wydostać i razem zaczęliśmy uciekać z budynku, lecz przy samym wyjściu nastał wybuch...

-----------—---

Nie sprawdzony ;>;

Bystre Tanie Skarpety 2 |Jikook [p.jm & j.jk]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz