"P-przepraszam."

997 97 12
                                    

Było już późno gdy skończyliśmy wypakowywać wszystkie pudła.
Po wielu godzinach spędzonych w domu postanowiłem wyjść i rozejrzeć się po okolicy.

Wyszedłem z domu, zakluczając drzwi i włożyłem słuchawki do uszu.
Miałem zamiar znaleźć jakiś sklep, bo lodówka na prawdę świeciła pustkami.
Ruszyłem przed siebie, starając się zapamiętać trasę, żeby wrócić i ewentualnie się nie zgubić.

Im dłużej szedłem, tym domy stawały się bardziej ekskluzywne, a osiedla wyglądały na bogatsze.
Pokaźne wille robiły naprawdę  duże wrażenie, a idealnie przystrzyżone trawniki dodawały im większego animuszu.
Sam zastanawiałem się kto mógł mieć tyle kasy żeby stać było go na utrzymanie takiego miejsca.
Na niektórych podjazdach stały lśniące BMW, Audi R8, czy jakieś inne luksusywne marki.
Moje życie nie było wielce przeciętne, ale temu co właśnie oglądałem nie dorastało nawet do pięt.

Na podjazd jednej z posiadłości wjechało czarne Camaro.
Machinalnie przystanąłem i odprowadziłem auto wzrokiem.
Gdy silnik zgasł, drzwi otworzyły się, a z auta wysiadł jakiś ciemny brunet.
Rozejrzał się, a ja w tym samym momencie otrząsnąłem się i szybko ruszyłem w dalszą drogę, żeby nie było, że się gapiłem.

Nareszcie moim oczom ukazał się jakiś większy, upragniony supermarket.
Postanowiłem się trochę sprężyć, bo powoli się ściemniało, a latarnie wzdłuż ulicy zaczeły się zapalać.
Zarzuciłem na głowę kaptur słysząc jakieś śmiechy z daleka.
Przy wejściu stała grupa chłopaków, na oko kilka lat starszych ode mnie.
Miałem zamiar szybko ich wyminąć, żeby narazie nie nawiązywać żadnego kontaktu.
Przechodząc obok nich podniosłem lekko wzrok przez co moje spojrzenie skrzyżowało się ze spojrzeniem brązowych tęczówek jednego z nich.
Uśmiech na chwilę zszedł mu z twarzy, a ja przyspieszyłem kroku i spuściłem wzrok zażenowany.

Starałem się ociągać przy wyborze produktów tylko dlatego, żeby nie spotkać już przy wyjściu tej samej grupy osób.
Mimo iż wziąłem tylko kilka rzeczy na kolację moje zakupy zajęły mi chyba z czterdzieści pięć minut.
Wychodząc ze sklepu, na dużym parkingu stało może z pięć samochodów.

Z moich ust razem z wydychanym powietrzem wydostawały się kłęby pary.
Zrobiło się zimniej, a widoczność umożliwiały jedynie światła latarni.
Szybkim chodem ruszyłem w stronę domu aby jak najszybciej dotrzeć na miejsce.

Przechodząc koło willi miałem wrażenie, że zapalone światła dawały większą jasność niż uliczne latarnie.

Przyglądając się ponownie posiadłościom, nie zauważyłem osoby idącej z naprzeciwka i o mało na nią nie wpadłem.
W ostatniej chwili odskoczyłem, aby uniknąc zderzenia, ale i tak spotkałem się z silnym ramieniem przechodnia, który nawet nie zwrócił uwagi na moja obecność.
Siła była na tyle duża, że odrzuciła mnie do tyłu, a moje plączące się nogi spowodowały upadek.

- Jak łazisz, amebo- warknął męski głos.

- P-przepraszam - powiedziałem cicho, szybko podnosząc się z ziemi i ruszając w dalszą drogę, żeby uniknąć dalszej konfrontacji z nieznajomym.

Na zakręcie lekko zwolniłem, mimowolnie spogladając za siebie.
Zakapturzony chłopak skręcił na podjazd willi, na którym wcześniej zobaczyłem  wjeżdżające Camaro.
Obejrzał się, napotykając mnie wzrokiem, a ja poraz drugi tego dnia zarumieniłem się i po prostu uciekłem.

Ładnie robisz Fowler... Ładnie.


***
🗨+

Without Borders || B&B |☆RANDY☆|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz