"Tęskniłem."

922 110 22
                                    

Do: Rye

Dzięki.

Do: Rye

Nie wiem jak, ale dzięki.

Do: Rye

Naprawdę.

Włożyłem telefon do tylnej kieszeni moich spodni i dalej kierowałem się chodnikiem w dobrze znaną mi stronę.

Wciąż nie mogłem dojść do tego, jak brunet usunął napis z mojej szafki.
Ja prawdopodobnie tarłbym to chyba przez wieki, a permanentny marker śmiałby mi się w twarz.

Po kilkunastu minutach wszedłem na swoją
posesję i dopiero wtedy zauważyłem czarnego Range Rovera, stojącego na podjeździe obok czerwonej Mazdy.
Nie widziałem tego samochodu wcześniej, ale niewzruszony ruszyłem w kierunku wejścia do domu pewny, że przyjechał ktoś z pracy do mamy.

Szybko zrzuciłem z siebie zbędne ubrania i wszedłem w głąb domu, o mało nie wywalając się w framudze.

Poświęciłem nawet chwilę, żeby w ciszy móc dosłyszeć przebieg czyjejś rozmowy, czy może głos mojej matki, ale było zupełnie cicho.
Zmarszczyłem brwi i rozglądając się, poprawiłem plecak na ramieniu.

W kuchni nikogo nie było, więc nieco zdezorientowany skierowałem się w stronę schodów.

Wyszedłem zza rogu korytarza, prowadzącego do salonu i zobaczyłem moją matkę opierającą się tyłem o komodę.
Uśmiechnąłem się lekko, ale kobieta widocznie mnie nie zauważyła, bo nie spojrzała nawet w moją stronę.

- Hej, mam- mój głos ugrzązł w gardle.

Plecak zsunął mi się z ramion, a mój wzrok obrał tylko jeden bieg.
Od wpatrującej się we mnie matki do faceta o kasztanowych włosach, opierającego się o ścianę.
Jego błękitne oczy przeszywały mnie na wskroś.
Słyszałem w uszach szum pulsującej krwi.
Poczułem jak na moją twarz wpływa przejmujący gorąc.
Zacisnąłem pięści i spojrzałem wyczekująco na swoją matkę.
W gardle mi zaschło, a atmosfera zgęstniała do niewyobrażalnego stopnia.

- Andy...- zaczęła moja matka drżącym głosem, a ja spojrzałem na nią z pogardą.

- Co. On. Tu. Do cholery. Robi?!- wydarłem się, bo nie byłem w stanie kontrolować swoich emocji.

Moja matka wzdrygnęła się, bo widać było, że niczego sensownego nie była w stanie powiedzieć.

- Andrew, proszę usp- Zamknij się - warknąłem podniesionym głosem w stronę mężczyzny, który zabrał głos. - Zamknij się i wyjdź stąd! - krzyknąłem, mierząc sylwetkę mężczyzny groźnym wzrokiem. - Wyjdź i kurwa nie wracaj - syknąłem wściekły całkiem świadomy swoich słów.

- Wytłumacz- Czy ja się nie jasno wyraziłem?! Wracaj skąd przyszedłeś! Nienawidzę cię! Nienawidzę cię, rozumiesz?!- wrzasnąłem i przechodząc wzrokiem na swoją matkę, która zagryzając pięść, patrzyła tępo w podłogę.

Wściekły zszedłem z tonu, a mój głos był oschły i przesiąknięty jadem.

- A więc ja wychodzę - powiedziałem, jakby obcym głosem. - Już cię nie potrzebuję - syknąłem w stronę mężczyzny, który zrobił krok w moją stronę. - Nie było cię, gdy naprawdę cię potrzebowałem. Teraz to już bez znaczenia-  rzuciłem plecakiem o ziemię i odwróciłem się.

- Andrew, stój! - usłyszałem damski krzyk za sobą.

Jak w amoku zakładałem buty drżącymi dłońmi.
Chwytając kurtkę w dłoń, szarpnąłem za klamkę drzwi wejściowych.

Without Borders || B&B |☆RANDY☆|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz