"Dobra, uspokój się."

966 117 31
                                    

Zeszłego dnia Ryan wyszedł dosłownie chwilę przed przyjazdem mojej rodzicielki.

W sobotę kobieta również musiała wyjść do pracy bardzo wcześnie i nie potrafiłem nawet przed sobą ukryć tego, że miałem cichą nadzieję na ponowne przyjście chłopaka.
Co prawda mogłem do niego napisać, ale...

No proszę Was.

Szybko odsunąłem tą myśl od siebie mimo, iż naprawdę chciałem go zobaczyć.
Był irytujący, ale czas przy nim mijał zaskakująco szybko.

Czułem się już o wiele lepiej choć gardło mnie jeszcze bolało, ale na główny cel obrałem sobie twgo dnia supermarket, bo w lodówce już praktycznie nic nie zostało.

Ubrałem kilka warstw ubrań, bo mimo tego, że temperatura nie była jakoś zaskakująco niska, to mi
z a w s z e  było zimno.
Podłączyłem słuchawki do telefonu i ubrałem buty.
Wyszedłem z domu uprzednio go zakluczając.

Doszedłem do sklepu w dość szybkim czasie, bo chciałem znaleźć się jak najszybciej w domu.
Wszedłem do dobrze znanego mi marketu i ruszyłem w odpowiednim kierunku.
Nie chciałem brać zbyt wielu rzeczy, bo nie uśmiechało mi się niesienie tego wszystkiego do domu.
Byłem lekko mówiąc zaskoczony, bo była sobota, a w sklepie przewinęło się może tylko kilkanaście osób.

Na obiad postawiłem na makaron, bo sos z paczki był chyba jedyną rzeczą (oprócz naleśników, oczywiście), która nie groziła zwęgleniem domu przez moją osobę.
Nie potrafiłem gotować, to fakt, ale gdybym mieszkał sam, to bym nie umarł.

Chwyciłem byle jaki, wcześniej wspomniany sos i poszedłem dobrać do niego jakiś makaron.
Chciałem wziąć konkretny rodzaj, ale wiadomo.

Fowler, niecałe 170 centymetrów  wzrostu- zajebiście.

Próbowałem podskoczyć, ale to wiązałoby się z destrukcją całej półki.

Zobaczyłem jak ktoś sięga po  m ó j  produkt.

- Co. Ty. Tu. Robisz!?- wysyczał brunet, wpatrując się we mnie groźnym wzrokiem

Stałem jak wryty.
Nawet nie zauważyłem jak podszedł.

Czy ten człowiek mnie śledził!?

- Obiad.- wzruszyłem ramionami patrząc kątem oka na paczkę, którą Ryan trzymał w ręku

Chłopak parsknął i przewrócił oczami.

- To nie tak, że byłeś chory?- mruknął- I powinieneś siedzieć w domu..?- podniósł jedną brew do góry

- Już jestem zdrowy.- odparłem

- Tak..?

- Tak.

- Jakoś twój głos tego nie okazuje.- odparł, przerzucając sobie makaron do drugiej ręki

- Nie mam nic do jedzenia.- powiedziałem z rezygnacją, przwracając oczami

- Że obiad?- mruknął, kiwając głową w stronę paczki sosu w mojej ręce- Że niby to?- zaśmiał się

- Tak.- odparłem- Czy możesz...- powiedziałem wyciągając rękę po paczkę makaronu, ale chłopak szybko odciągnął ją z mojego zasięgu

- Nie będziesz tego jadł.- zaśmiał się, kiwając głową

- Zakład?- spróbowałem znowu odebrać mu produkt- No weź!.

- Dobra, uspokój się.

Że co!?

Że ja!?

- Sam się uspokój i daj mi ten pieprzony makaron.- warknąłem, ale chłopak nie zwrócił na to uwagi i w błyskawicznym tempie wyrwał mi z ręki paczkę sosu- Bożeeee...

Miałem ochotę usiąść na kafelkach i poprostu się załamać.

- Chodź.- powiedział chłopak, wrzucając mój "obiad" gdzieś na najwyższą półkę i ruszył w stronę końca przedziału

- Spadaj.- mruknąłem- Czy ty musisz mi zawsze wszystko utrudniać..?

Chłopak odwrócił się o spojrzał na mnie z rezygnacją.

- To ty nie utrudniaj i chodź.- powtórzył

- Ugh.- sapnąłem i podszedłem gniewnym krokiem do chłopaka- Przestań się uśmiechać, bo Ci najebie.- warknąłem, gdy na ustach Beaumonta pojawił się ten jego charakterystyczny, zwycięski uśmiech.

- Boję się, cholernie.- dodał sarkastycznie, machając rękami i ruszył w kierunku kas

Fuknąłem i założyłem ręce na klatce piersiowej.

- Możesz mi chociaż powiedzieć jaki masz plan, s z e f i e?- powiedziałem, akcentując ostatnie słowo

- Zrobimy coś, co jest jadalne.- odparł, a ja tylko westchnąłem

- Że niby gdzie?

- Że niby wbijam Ci na chatę, bo sam byś ją puścił z dymem.- odparł ze stoickim spokojem, a we mnie wrzało, ale chyba tylko dlatego, że wiedziałem iż brunet miał rację

Brązowooki wykładał kolejno rzeczy na taśmę, a ja posłałem mu krzywe spojrzenie.

- Ja płacę.- urwał głosem nieznoszącym sprzeciwu

Gdy wyszliśmy ze sklepu, dosłownie nie wiedziałem co mam ze sobą zrobić.

- Co się tak patrzysz?- zaśmiał się brunet- Wskakuj!- odparł, wrzucając siatki na tylne siedzenia BMW

Nie chciałem z nim jechać.
Nie wiem, może się bałem...

- Zaproszenie?- odparł chłopak gdy dalej stałem koło auta- Drzwi Ci nie otworzę.- dodał, podnosząc ręce w geście obronnym, a ja nie mogłem się powstrzymać żeby nie parsknąć śmiechem

Niepewnie wsiadłem do samochodu.
Musiałem się nieźle pilnować, bo jedyne co wyszło z moich ust to nieme "wow".
Nigdy nie siedziałem w takim samochodzie.
Nasz był także niczego sobie, ale to?

- Podoba Ci się?- odezwał się brunet, a ja przypomniałem sobie o jego obecności

- Tak, bardzo.- odparłem zgodnie z prawdą, na co chłopak tylko się uśmiechnął

W czasie jazdy brunet oznajmił mi, że jeśli tak bardzo miałem ochotę na makaron, to zrobimy makaron.
Powiedziałbym mu, że ja naprawdę nie umiałem gotować, ale wtedy przyznałbym mu rację, choć Beaumont chyba doskonale już to wiedział.

- Prowadź.- powiedział Ryan, wyciągając rękę przed siebie, gdy zaparkowaliśmy już pod moim domem

Przewróciłem tylko oczami i ruszyłem w kieruku drzwi.

Gratulacje.
Chciałeś, to masz.

***
Mam naprawdę dużo nauki, więc rozdziały będą dodawane w miarę moich możliwości😶❤

[nie będzie dzisiaj kolejnego 😌]

Without Borders || B&B |☆RANDY☆|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz